Wyrok na złodziei tablicy z Auschwitz - prawomocny
Wyrok na trzech złodziei napisu "Arbeit macht frei" z muzeum w Auschwitz-Birkenau jest już prawomocny - poinformowano w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Mężczyźni zostali skazani na kary od półtora roku do dwóch i pół roku pozbawienia wolności.
06.04.2010 | aktual.: 06.04.2010 17:34
Żadna ze stron - zarówno oskarżeni, jak i prokurator - nie odwoływali się od wyroku, który zapadł 18 marca, w trzy miesiące po kradzieży.
Prokuratura oskarżyła dwóch braci: Radosława M. i Łukasza M,. oraz Pawła S. o to, że w nocy z 17 na 18 grudnia 2009 roku uczestniczyli w kradzieży napisu "Arbeit macht frei", znajdującego się nad bramą prowadzącą na teren byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau i stanowiącego dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz wpisanego na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Sprawcy uszkodzili napis poprzez pocięcie go na części.
Mężczyźni w śledztwie przyznali się do stawianych im zarzutów; wszyscy wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Wnioski te znalazły się w skierowanym do sądu akcie oskarżenia. 18 marca sąd przychylił się do nich i wydał wyrok na posiedzeniu bez przeprowadzania rozprawy.
- Żałuję tego, co zrobiłem, nie było to moim pomysłem - powiedział Paweł S. przed sądem. Żal i wstyd wyraził także Radosław M., podobnie jak jego brat Łukasz.
Sąd skazał Pawła S., który podczas kradzieży pełnił rolę kierowcy, na półtora roku pozbawienia wolności. Łukasz M. został skazany na karę dwóch lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności, a jego brat Radosław, u którego znaleziono także amfetaminę - na dwa i pół roku pozbawienia wolności.
Wszyscy będą także musieli zapłacić po 10 tys. zł nawiązki na Fundację Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz po tysiąc złotych jako częściowy zwrot kosztów postępowania.
Sąd uznał, że wina oskarżonych nie budzi wątpliwości, a całość zebranego materiału dowodowego wskazuje zarówno na to, kto dokonał kradzieży, jak i to, kto był jej inicjatorem.
Podkreślił, że pomysł kradzieży napisu zrodził się w 2009 roku bez udziału oskarżonych. Podejrzany Marcin A. skontaktował się z Andrzejem S., proponując mu udział w kradzieży napisu. Ten z kolei zaangażował Pawła S., który wskazał Łukasza M., a po porozumieniu z nim - także jego brata Radosława. Do podziału było 20 tys. zł. Każdy z uczestników kradzieży miał dostać 5 tys. zł.
Złodzieje - jak ustaliła prokuratura - przyjechali do muzeum w Auschwitz 17 grudnia. Ok. godz. 20 usiłowali ukraść napis, zorientowali się jednak, że nie mają odpowiednich narzędzi. Pojechali do hipermarketu w Tychach, tam kupili piłki do metalu, brzeszczoty i klucze. Pod napis wrócili ok. godz. 24, dwie śruby podkręcili, dwie same się zerwały. Na miejscu zostawili literę "i". Napis przewieźli do Czernikowa, potem ukryli pod śniegiem i tekturami na opuszczonej posesji.
Sąd przy wydawaniu wyroku wziął pod uwagę zarówno okoliczności łagodzące, jak i obciążające. Za łagodzące przyjął m.in. to, że oskarżeni przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia. Za obciążające - charakter naruszonego dobra, fakt, iż napis jest autentycznym symbolem b. hitlerowskiego obozu zagłady i miejsca międzynarodowej martyrologii. Uznał także, że oskarżeni mieli na tyle wystarczające wykształcenie i doświadczenie życiowe, by zdawać sobie sprawę ze znaczenia kradzionego napisu.
Na wniosek oskarżonych i ich obrońców sąd zwolnił ich z aresztu. Wyrok uprawomocnił się, ponieważ żadna ze stron nie złożyła odwołania.
Aktem oskarżenia nie zostali objęci pozostali podejrzani - Andrzej S. i Marcin A. Obaj, w przeciwieństwie do trójki pozostałych, kontaktowali się z podejrzanym o zlecenie kradzieży Szwedem Andersem Hoegstroemem. Prokuratura uznała, że bez przesłuchania Szweda materiał dowodowy przeciwko nim będzie niepełny. Dlatego decyzje w ich sprawie zapadną po przesłuchaniu Szweda, kiedy zostanie on sprowadzony do Polski.
4 kwietnia uprawomocniła się decyzja szwedzkiego sądu o wydaniu Polsce Andersa Hoegstroema. Jak poinformowano w Komendzie Głównej Policji, pod koniec tygodnia Anders Hoegstroem zostanie sprowadzony do Polski. Dokładny termin uzależniony jest od kilku czynników.
- Po sprowadzeniu podejrzanego do Polski, zostanie on umieszczony w areszcie. Po uzyskaniu informacji o miejscu jego pobytu prokuratura będzie mogła wezwać go na przesłuchanie. Podejrzany zostanie doprowadzony do prokuratury i zostaną mu przedstawione zarzuty - powiedział prok. Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Prokuratura posiada postanowienie sądu o aresztowaniu podejrzanego na 14 dni, które było podstawą poszukiwania Andersa Hoegstroema listem gończym, a potem Europejskim Nakazem Aresztowania. Przed upływem tego terminu prokuratura będzie musiała zadecydować, czy wystąpi do sądu o aresztowanie podejrzanego na dalszy okres, czy też zastosuje wobec niego inne środki zabezpieczające.