Wypadki Biura Ochrony Rządu. Teraz Beata Szydło, wcześniej m.in. Andrzej Duda i Antoni Macierewicz
Kolejna kolizja kolumny rządowej eskortującej Beatę Szydło prowokuje pytanie o to, czy do takich sytuacji nie dochodzi zbyt często. BOR twierdzi, że jest wręcz odwrotnie, ale za czasów rządów PiS doszło już do kilku niebezpiecznych zdarzeń z udziałem wysokich rangą przedstawicieli państwa.
"Dziękuję za troskę, wszystko ok. Była drobna stłuczka, nikomu nic się nie stało. Rozbite lampy i zderzaki. Uważajcie na drogach, bo deszcz i ślisko" - napisała w czwartek na Twitterze Beata Szydło. Do kolizji z udziałem kolumny rządowej, którą podróżowała była premier, doszło w Imielinie na Śląsku.
Prywatny samochodów zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. Jadący za nim kierowca wiozący Beatę Szydło nie zdążył zahamować i uderzył w auto. Nikomu nic się nie stało.
Dzieje się to w momencie, gdy jeszcze nie opadły emocje związane z poprzednim wypadkiem z udziałem byłej premier rządu. We wtorek odbyła się pierwsza rozprawa dotycząca zderzenia fiata seicento i samochodu kolumny BOR, do którego doszło w lutym 2017 roku w Oświęcimiu. Kierujący małym fiatem Sebastian K., któremu prokuratura zarzuciła spowodowanie wypadku, nie przyznaje się do winy.
Po zdarzeniu premier Szydło trafiła na kilka dni do szpitala. Dziennikarz Wirtualnej Polski Grzegorz Łakomski ujawnił, że w momencie wypadku kierowca Beaty Szydło był tego dnia w pracy od ponad 11 godzin. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak twierdził kilka dni wcześniej, że dopiero co ją rozpoczął.
Wybuch opony, najechanie na separator
Zresztą w ostatnim czasie było więcej głośnych kolizji i wypadków. Trzy tygodnie temu na jednej z ulic Oświęcimia samochód policji jadący w kolumnie, którą poruszał się Andrzej Duda, potrącił "delikatnie", jak zapewniał rzecznik prezydenta, dziecko. 9-latek trafił do szpitala, ale jego obrażenia były niegroźne - miał stłuczone kolano.
10 maja Antoni Macierewicz podróżował opancerzoną limuzyną Żandarmerii Wojskowej. Jej kierowca spowodował stłuczkę w Warszawie. Biorące w niej udział auta "otarły się" o siebie. Byłemu szefowi MON nic się nie stało.
W styczniu 2017 r. na krajowej 10 w Lubiczu Dolnym pod Toruniem. Na drodze zderzyło się osiem pojazdów, w tym dwa samochody BMW należące do Żandarmerii Wojskowej i sześć pojazdów cywilnych. W jednym z aut Żandarmerii jechał Macierewicz. Byłemu szefowi MON nic się nie stało, ale 3 inne osoby trafiły do szpitala.
27 lutego prezydencka limuzyna najechał w Krakowie na separator oddzielający jezdnię od torów tramwajowych. Uszkodzona została opona auta. Nikomu nic się nie stało. Kierowca miał się zagapić, a jazdę utrudniały mu trudne warunki - sypiący śnieg.
W marcu 2016 r. doszło do poważniejszego zdarzenia z udziałem prezydenta. W aucie, którym podróżował, wybuchła opona. Auto obróciło się tyłem do kierunku jazdy, wypadło z drogi i zatrzymało się na poboczu.
BOR uważa, że jest coraz lepiej. Przedstawia twarde dane
W marcu 2017 r. BOR odniósł się do zarzutów związanych z duża liczbą wypadków rządowych kolumn. Jego przedstawiciele stwierdzili, że liczba incydentów drogowych spadła, a zamieszanie jest wynikiem złej interpretacji danych.
Jak twierdzono, należy rozgraniczyć statystyki dotyczących zwykłych wypadków (kolizji, zarysowań, uszkodzeń opon) i wypadków, do których doszło podczas ochraniania najważniejszych osób w państwie. Z przedstawionych danych (do 2016 r.) wynikało, że jest ich sukcesywnie coraz mniej.
Np. w latach 2011-2012, kiedy kolizji było 64, osoby ochraniane zaangażowane były w aż 28 z nich. Przedstawiciele rządu zauważają, że za czasów rządów PO-PSL również dochodziło do wypadków i kolizji, nie były jednak one tak nagłaśniane.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl