Wypadek z udziałem Beaty Szydło. Sąd zdecydował
Sąd Okręgowy w Krakowie częściowo utrzymał wyrok sądu pierwszej instancji w procesie odwoławczym ws. wypadku z udziałem Beaty Szydło.
W poniedziałek sąd w Krakowie warunkowo umorzył sprawę na rok. Sebastian Kościelnik, kierowca seicento został uznany za winnego, ale bez kary. Rozstrzygnięcie jest prawomocne.
Jak podaje reporter WP Paweł Figurski, sąd ostatecznie rozstrzygnął, że kolumna rządowa poruszała się bez włączonych sygnałów dźwiękowych. Ten obowiązek nie spoczywał jednak na kierowcy audi A8, które zderzyło się z seicento. Sygnały dźwiękowe musiały mieć włączone pierwszy i ostatni samochód z kolumny.
Sąd uzasadnił, że błąd Sebastiana Kościelnika polegał na tym, że przepuścił pierwszy samochód z kolumny rządowej. Potraktował go jako samochód uprzywilejowany. Potem, wykonując skręt w lewo, niejako ponownie włączał się do ruchu, co powinien uczynić ze szczególną ostrożnością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poseł KO ujawnia: miliony dla szkolnego kolegi ministra
Kierowca ostatniego pojazdu z kolumny (z volkswagena Multivana - przyp. red.) przyczynił się do wypadku, nie włączając sygnałów dźwiękowych. Nie umniejsza to jednak winy Sebastiana Kościelnika - dodano.
Prokuratura domagała się, by to na Sebastiana Kościelnika spadły koszty procesu. Te szacowane są na kilkaset tysięcy złotych. Sąd jednak zdecydował, że koszty pokryje Skarb Państwa.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rządowa limuzyna na lipie
Był piątkowy wieczór 10 lutego 2017 roku. Beata Szydło, ówczesna szefowa rządu, wracała do swojego domu w Przecieszynie pod Brzeszczami. Rządowa kolumna, w której jechał samochód premier, jechała ulicami Oświęcimia.
W tym czasie z kina w Galerii Niwa do domu na osiedlu Stare Stawy wracał Sebastian Kościelnik. Drogi czerwonego seicento prowadzonego przez 20-latka i rządowych pojazdów, przecięły się na skrzyżowaniu ulic Powstańców Śląskich i Elizy Orzeszkowej.
Kościelnik zamierzał skręcić w ul. Orzeszkowej, gdy minęło go BMW - pierwszy samochód z konwoju. Kierowca przepuścił go i chwilę później ruszył. Wtedy uderzyło w niego rządowe audi A8, które zatrzymało się dopiero na przydrożnym drzewie. To tą limuzyną podróżowała Beata Szydło, która doznała m.in. złamania mostka i żeber.
Już następnego dnia – w sobotę - Mariusz Błaszczak, ówczesny szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, poinformował, że Sebastian Kościelnik przyznał się do winy. To samo Błaszczak powtórzył w poniedziałek: – Winny był kierowca fiata, jest sprawcą i przyznaje się.
Minister kłamał. Kościelnik o tym, że rzekomo przyznał się do winy, dowiedział się z telewizji. Konsekwentnie, przez lata, podkreślał, że to nie on odpowiada za wypadek.
Od początku wersję wydarzeń, w której to Kościelnik jest winny, forsowała krakowska prokuratura. Śledztwem kierował osobiście Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie, wcześniej odsuwając od sprawy trzech innych prokuratorów.
Śledztwo od początku budziło gigantyczne zainteresowanie opinii publicznej. Nie brakowało w nim kontrowersyjnych momentów. Na przykład zniszczeniu uległa płyta CD zawierająca nagranie z monitoringu - mowa o dwóch pęknięciach w centralnej części nośnika.
Prokuratura początkowo twierdziła, że sądowi w Oświęcimiu przekazała nienaruszone dowody. Sąd jednak oświadczył, że płyta z nagraniem z monitoringu dotarła do niego już w takim stanie. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie.
Dla procesu kluczowa była jednak odpowiedź na pytanie, czy kolumna rządowa poruszała się przy włączonych sygnałach dźwiękowych.
Obrona Sebastiana Kościelnika dowodziła, że kolumna, przejeżdżając przez Oświęcim, miała włączone jedynie sygnały świetlne. Mecenas Władysław Pociej, obrońca kierowcy seicento wskazywał, że brak sygnałów dźwiękowych oznacza, że kolumna nie miała statusu uprzywilejowanej, a jego klient jest niewinny.
- Kierowca chciał włączyć się do ruchu, wykonując skręt w lewo. Jego obowiązkiem było upewnić się, czy może ten manewr wykonać bezpiecznie - przekonywał z kolei prokurator Babiński. Powoływał się na opinię biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych, według których to kierowca fiata miał nie zachować ostrożności przy wykonywaniu manewru skręcania, a ewentualny brak sygnałów dźwiękowych rządowych pojazdów nie miał tu znaczenia.
Wyrok i skruszony funkcjonariusz BOR
Śledztwo prokuratury trwało rok, a proces w sądzie pierwszej instancji w Oświęcimiu dwa lata. Wyrok - sąd w Oświęcimiu uznał, że Sebastian Kościelnik nieumyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego. Orzekł też, że kierowca seicento musi zapłacić tysiąc złotych nawiązki na rzecz Beaty Szydło i funkcjonariusza BOR. Sąd zwrócił jednak uwagę na brak sygnałów dźwiękowych kolumny rządowej. Z tego powodu warunkowo umorzył postępowanie.
Wątek sygnałów powrócił, gdy sprawa wypadku trafiła do sądu odwoławczego w Krakowie.
Do pewnego momentu funkcjonariusze BOR zapewniali, że sygnały dźwiękowe były włączone. Tak zeznało w prokuraturze 11 funkcjonariuszy. Nieoczekiwanie, pod koniec 2021 roku, oficer BOR Piotr Piątek, który jechał w jednym z samochodów konwojujących Szydło, , stwierdził, że wraz z innymi funkcjonariuszami złożył w śledztwie fałszywe zeznania.
– Mieliśmy włączone sygnały świetlne, było już ciemno, wjechaliśmy w miasto. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista – mówił "Gazecie Wyborczej" Piątek. Tłumaczył, że mogło chodzić o względy wizerunkowe.
- Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – twierdził.
Prokurator Rafał Babiński ocenił, że zeznania oficera "nie wnoszą nic do sprawy w zakresie ustalenia stanu faktycznego".
Od 2022 roku w Platformie Obywatelskiej
Sebastian Kościelnik po wypadku wyjechał z Oświęcimia. Obecnie mieszka w Poznaniu, gdzie studiuje prawo.
W rozmowie z Wirtualną Polską stwierdził, że czuje się oszukany bez Beatę Szydło. Tłumaczył, że chodzi mu o list, który otrzymał od premier zaraz po wypadku.
Szydło napisała: "Rozumiem, że podświadomie może się pan obawiać, że w związku z pełnioną przeze mnie funkcją, w postępowaniu nie będziemy traktowani równo. Piszę do pana także, żeby zapewnić, że z mojej strony jest oczekiwanie, że ta sprawa będzie potraktowana jak każde inne takie zdarzenie".
- Zaraz po wypadku nie wiedziałem, co mam zrobić, jakie podjąć kroki, jak się w tym wszystkim zachować. Dostaję list, w którym premier zapewnia mnie, że wszystko będzie transparentne i jesteśmy równi. Czuję się lepiej. Ale mija rok, drugi, trzeci i nic, co było zawarte w tym liście, nie potwierdza się - stwierdził Kościelnik.
Od 2022 roku jest członkiem Platformy Obywatelskiej. W rozmowie z Wirtualną Polską powiedział, że nie wyklucza startu w zbliżających się wyborach parlamentarnych, o ile otrzyma taką propozycję od władz partii.