Wypadek premier Szydło. BOR potwierdziło: limuzyna nie miała ubezpieczenia AC
"Bum! Audi A8L za 2,5 mln. zł rozbite w Oświęcimiu nie miało wykupionego ubezpieczenia AC" - napisał na Twitterze Krzysztof Brejza. Poseł chciał rozwiać wątpliwości związane ze sprawą wypadku premier Beaty Szydło, do którego doszło w lutym 2017 r. Ale odpowiedzi, które otrzymał od BOR, są niepełne. Szef formacji tłumaczy, z czego to wynika.
16.01.2018 | aktual.: 30.03.2022 09:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Przypomnijmy - zakupione w grudniu 2016-rozbite po zaledwie 2 miesiącach użytkowania..." - zaznaczył na Twitterze Krzysztof Brejza. Poseł zapytał Biuro Ochrony Rządu, czy rozbita w Oświęcimiu limuzyna premier Szydło miała wykupione ubezpieczenie AC.
Odpowiedź brzmi "nie". Ale na drugie z zadanych przez Brejzę pytań BOR nie udzielił odpowiedzi. Poseł chciał wiedzieć, jaki jest koszt naprawy samochodu. Szef BOR Tomasz Miłkowski stwierdził, że auto zostało zabezpieczone przez prokuraturę. "Oszacowanie kosztów naprawy pojazdu nastąpi po zwrocie pojazdu do Biura Ochrony Rzadu" - czytamy w piśmie.
Do "nieuregulowania" kwestii braku ubezpieczeń AC dla aut BOR przyznawał się już w marcu wiceminister spraw wewnętrznych. - Te samochody są pod ciągłym nadzorem BOR. Zwiększamy środki, dokonujemy zakupów. Wszystko to powoli uregulujemy i sądzę, że ta sprawa również zostanie uregulowana, bo rzeczywiście problem jest, nie ma co ukrywać - powiedział Jarosław Zieliński.
Biegli zrekonstruowali przebieg wypadku, do którego doszło 10 lutego 2017 roku o godzinie 18.30 w Oświęcimiu. Rządowy pojazd, którym przemieszczała się premier, zderzył się z seicento kierowanym przez 21-letniego Sebastiana K., po czym uderzył w drzewo. Biegli ustalili, że kierowca fiata na widok uprzywilejowanego samochodu zjechał do prawego krawężnika i zatrzymał się. Gdy samochód go minął, włączył się do ruchu i wtedy uderzyła w niego limuzyna Beaty Szydło.
Limuzyna jechała mniej więcej 55 kilometrów na godzinę. Jej kierowca zaczął hamowanie, trafił na studzienkę w jezdni - co utrudniło manewr. Biegli wyliczyli, że funkcjonariusz na reakcję miał sekundę. Po uderzeniu w fiata, wjechał w drzewo z prędkością 30 kilometrów na godzinę.
Ale dla niektórych jest to nieprawdopodobne. - - W przyszłym tygodniu podejmę decyzję, czy składać zastrzeżenia do opinii biegłych rekonstruujących wypadek - zapowiedział adwokat Sebastiana K. Władysław Pociej.