Wymiera stado krów z Deszczna. "Sytuacja jest patowa"
Stado wolnych krów z Deszczna systematycznie się kurczy. Przez rok padło 75 zwierząt. Niektóre mają wady genetyczne, inne się tratują. Ich obecni właściciele twierdzą, że dobrze się nimi opiekują i nie są temu winni. - Teraz zwierzęta się obskakują, a gdyby oddzielić każdą sztukę od innej, to wtedy byłaby niewola, a nie wolne stado - tłumaczą.
- Niektóre z tych krów mają po półtora roku, a wyglądają, jakby miały osiem miesięcy. Część z tych słabych sztuk zostało zacielonych przez byki. A one nawet nie są w stanie urodzić potomstwa. Cesarskie cięcie też nie wchodzi w grę, bo one by go nie przeżyły - powiedziała w rozmowie z portalem gazetalubuska.pl Monika Pietrzak z Lipek Wielkich.
Kobieta oraz jej mąż są właścicielami stada wolnych krów z Deszczna (nazywanych również stadem z Ciecierzyc). - Wzięliśmy krowy, bo chcieliśmy się nimi zaopiekować. Nawet przez głowę nie przeszło nam, byśmy mogli je sprzedać - podkreśliła Pietrzak.
Teraz twierdzi: "czego byśmy nie zrobili, to jest źle". Wiele osób sugeruje, że opieka nad zwierzętami jest niewłaściwa. Przez ostatni rok padło 75 krów. W tej sprawie interweniował m.in. powiatowy lekarz weterynarii. Jednak wizytacja innego specjalisty nie wykryła nieprawidłowości.
Krowy z Deszczna. "Wzięliśmy je, by dożyły u nas swoich dni"
Problemem stada są wady genetyczne wynikające z krzyżowania się spokrewnionych sztuk oraz wzajemne tratowanie się bydła. - Teraz zwierzęta się obskakują, a gdyby oddzielić każdą sztukę od innej, to wtedy byłaby niewola, a nie wolne stado. A my przecież wzięliśmy je, aby mogło ono dożyć u nas swoich dni - powiedziała w rozmowie z portalem Pietrzak.
I dodaje: "sytuacja jest patowa". W obecnych warunkach stado może żyć jeszcze przez nawet 20 lat.
Źródło: gazetalubuska.pl