Sprawa zdziczałych krów z Deszczna. UE grozi paluszkiem ministrowi rolnictwa
Unijni urzędnicy krytykują decyzję Jana Ardanowskiego o uratowaniu zdziczałego stada krów z Deszczna. WP dowiaduje się nieoficjalnie, że Polsce grożą teraz wzmożone kontrole systemu rejestracji zwierząt.
- Przeczytaliśmy doniesienia prasowe na temat decyzji polskiego ministra rolnictwa. Nie można w ten sposób obchodzić prawa. Będą ponowne kontrole polskiego systemu rejestracji zwierząt - usłyszeliśmy w biurze DG SANTE, służby bezpieczeństwa żywności i zdrowia Komisji Europejskiej.
Oficjalny komentarz z Brukseli jest już bardziej stonowany. Rzeczniczka Komisji Europejskiej Anca Paduraru podkreśliła, że Polska była już ostrzegana i wzywana do wyjaśnień w sprawie niedawnej afery z ubojem chorych krów. - Naszą podstawową troską musi i zawsze będzie zdrowie naszych obywateli oraz bezpieczeństwo żywności, którą jedzą. Istnieje kompleksowe prawodawstwo UE, władze muszą zapewnić ochronę zdrowia publicznego i zdrowia zwierząt - skomentowała w informacji dla WP.
Zgodnie z unijnymi przepisami o bezpieczeństwie żywności i i zdrowiu zwierząt krowy, które nie mają właściciela lub nie podlegają badaniom lekarskim, powinny być uśmiercone. Krowy z Deszczna mogą chorować na białaczkę albo gruźlicę. Zwierzęta nie przeszły od wielu lat żadnych badań.
Zobacz także: Prace nad matrycą VAT trwają. Jacek Sasin zapowiada niższe stawki
Minister znajdzie krowom miejsce. Podobno to stadnina koni w Janowie
Minister rolnictwa Jan Ardanowski niczym pan życia i śmierci poinformował media, że podjął decyzję o uratowaniu od uboju stada ponad 170 zdziczałych krów z gminy Deszczno. - Podjąłem ryzyko. Te krowy będą w jednym z państwowych gospodarstw, gdzie nie ma bydła, żeby coś się nie przeniosło. Będą zatrzymane, karmione, przebadane, sprawdzimy, jaki jest ich stan zdrowotny, będą zakolczykowane, wprowadzone do systemu rejestracji zwierząt - powiedział w środę Ardanowski.
Dodał, że jeśli krowy okażą się zdrowe, wtedy będą mogły zostać przekazane rolnikom. Zaapelował też do organizacji ekologicznych, aby zbierały pieniądze na utrzymanie stada krów.
Minister pokazał, że Polak potrafi. W tym wypadku chodzi o nagięcie przepisów dotyczących systemu rejestracji bydła. Zakłada on, że ani jedna krowa nie może wymknąć się spod kurateli urzędników i opieki weterynaryjnej. Od urodzenia krowy są kolczykowane i nadawana jest im tożsamość, wpisywany właściciel. Z "dowodem osobistym" żyją aż do ostatniej podróży do ubojni.
Kosztowna emerytura krów. Zapłaci podatnik
"Ułaskawione" krowy, uzyskają nową tożsamość i zostaną włączone do systemu. Jednak zostanie zablokowana ich sprzedaż do rzeźni,a nawet sprzedaż uzyskanego mleka. Na tym polega sztuczka polskich urzędników.
Akcja już wzbudza wesołość branży hodowców bydła, którzy nie wyobrażają sobie, że krowy żyjące średnio około 20 lat będą sobie żyć jak emeryturze. Rozchodzi się nieoficjalna informacja, że "państwowym gospodarstwem", o którym wspominał minister jest stadnina koni w Janowie. Są tam obory dla krów.
- Takie stado potrzebuje minimum 50 ha pastwisk, albo kilka ton paszy treściwej dziennie (50 kg na krowę). Do zaopiekowania się zwierzętami potrzeba 2-3 osób. Utrzymać te krowy tak długi czas i to bez możliwości zysku? To będzie kosztowało majątek - wylicza hodowca bydła z Wielkopolski.
Przypomnijmy, że krowy należały do braci Pawła i Mariana Skorupów z Ciecierzyc w woj. lubuskim. Obecnie nie chcą oni brać odpowiedzialności za zwierzęta, bo zapłaciliby wysokie kary administracyjne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl