Wyjątkowo dramatyczne przejęzyczenie [OPINIA]

To nie mogło nie być przejęzyczenie. Nikt w Polsce, ani nikt poważny poza nią, nie twierdził, że Auschwitz zbudowali "polscy naziści". Jeśli coś teraz jest niebezpieczne, to przesadne rozgrywanie tego nieszczęśliwego sformułowania - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Barbara Nowacka
Barbara Nowacka
Źródło zdjęć: © East News | Filip Naumienko/REPORTER
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

"Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy" - to zdanie ministry edukacji Barbary Nowackiej ma szansę stać się najgorszym przejęzyczeniem nie tylko tego roku, ale może nawet dziesięciolecia. To, że było ono wpadką, zwyczajnym przejęzyczeniem jest w zasadzie rzeczą oczywistą, ale w niczym nie zmienia to faktu, że będzie to rozgrywane do bólu przez jej przeciwników i wejdzie - z dużą dozą pewności - do wiralowego kanonu, którym posługiwać się będą wszyscy przeciwnicy nowej władzy i samej minister edukacji.

To zaś, że ona sama przeprosiła (na tym etapie w mediach społecznościowych), niczego w tej sytuacji nie zmieni, bo trudno się spodziewać, by oskarżający Koalicję Obywatelską o proniemieckość i ukrywanie niemieckich zbrodni nie wykorzystali tego do cna. Trzeba jednak pamiętać, że tego typu działania zaszkodzą bardziej Polsce, niż obecnej koalicji rządzącej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kosiniak-Kamysz wszedł w kompetencje Nowackiej? Wściekłość w MEN

Zacznę od kwestii oczywistej, czyli od wskazania, dlaczego nie mam większych wątpliwości, że to było przejęzyczenie. Historycy, liderzy opinii, nawet politycy (choć to o wiele mniej częste) mogą w Polsce dyskutować na temat zakresu współpracy pewnej części Polaków z nazistami w eksterminacji Żydów. Mogą zastanawiać się, jak obojętność (to zjawisko także miało miejsce) mogła ułatwić zagładę. Istnieje także poważna (choć niekiedy toczona w formie mocno histerycznej) dyskusja na temat polskiego antysemityzmu i jego znaczenia, a także nad tym, czy można go porównywać do rasistowskiego antysemityzmu niemieckiego.

To wszystko są tematy istotne, trzeba o nich rozmawiać, i mam wrażenie, że dalecy jesteśmy jeszcze - także z powodu traumy związanej wciąż z II wojną światową, a także wojną narracji historycznych - od pełnych wniosków z tej dyskusji.

"Trzeba jasno powiedzieć"

Nikt poważny nie prowadzi jednak debaty na temat tego, kto w Polsce wybudował obóz koncentracyjny i obóz zagłady w Auschwitz-Birkenau. To kwestia oczywista, wina Niemców (i często pomijanych Austriaków) jest tu jasna, szczególnie że to Polacy byli istotną grupą etniczną, która więziona była w tym obozie.

Jasno i wyraźnie trzeba też powiedzieć, że - w odróżnieniu od Holandii, Belgii czy nawet Łotwy - w Polsce nie było liczących się sił politycznych, które można by określić mianem "polskich nazistów". Ruchy polityczne, które przed II wojną światową mogły sympatyzować z nazizmem, nigdy nie zbudowały sojuszy z hitlerowskimi Niemcami, nie organizowały się w jakieś polskie szwadrony SS, a często ich działacze stawali się ofiarami nazistów.

Kolaboracja oczywiście istniała, ale nie miała charakteru politycznego. Tych faktów nie da się zanegować, i nikt - nawet najsurowsi krytycy polskich narracji historycznych - tego nie kwestionuje. Nikt poważny nie stawia też zarzutu, że jacyś mityczni "polscy naziści" uczestniczyli w budowach obozów.

Wiarygodnie brzmi też wytłumaczenie tej nieszczęsnej pomyłki. "Docelowa wypowiedź na podstawie przygotowanego fragmentu wystąpienia miała brzmieć: Na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady" - wyjaśniło ministerstwo. I uważna lektura tych słów potwierdza, że teza, że w tekście mówionym ministra się przejęzyczyła, jest jak najbardziej wiarygodna. Ona sama zresztą to potwierdza i przeprasza, co też nie zaskakuje, bo za tego rodzaju pomyłki można zapłacić naprawdę srogą cenę.

To zresztą także sprawia, że teza, że Barbara Nowacka powiedziała taką rzecz celowo, brzmi kompletnie niewiarygodnie. Świadome wypowiedzenie takich słów, w takim miejscu, w takich okolicznościach byłoby samobójstwem politycznym, a minister edukacji nie wygląda na kogoś, kto chciałby je popełnić. A skoro tak, to jedynym wyjaśnieniem jej słów jest to, które zostało podane, czyli właśnie przejęzyczenie.

"Mają świadomość, że to gra"

I nie wydaje mi się, by ktokolwiek mógł mieć w tej sprawie autentyczne wątpliwości. Skąd zatem wzięła się afera? Odpowiedź też jest dość oczywista. PiS chwyciło się okazji, by powrócić do swoje narracji, że Koalicja Obywatelska buduje politykę historyczną zgodną z niemieckimi oczekiwaniami, by zarzucić swoim oponentom, że niszczą oni polską narrację historyczną i oczerniają Polaków. A polityka ta może być skuteczna, bo polska trauma związana z II wojną światową jest wciąż żywa, bo mamy - i to często słusznie - poczucie, że nasze postrzeganie tamtych wydarzeń w debacie światowej przesłonięte jest przez narrację izraelską, a nawet niemiecką. To wszystko sprawia, że te tematy są w nas żywe, wywołują emocje i mogą być rozgrywane politycznie. Nic w tym także nie ma zaskakującego, tak jak nie powinno zaskakiwać, że PiS ten temat będzie "grzał".

Tyle że tu trudno nie zadać pytania, czy to, co niewątpliwie opłacalne z perspektywy partyjnej wojny politycznej, rzeczywiście opłaca się Polsce i polskiej pamięci historycznej. Politycy PiS, tak jak wszyscy inni, mają oczywiście świadomość, że to było przejęzyczenie, i że nikt - także wśród ich przeciwników politycznych - nie twierdzi, że istnieli "polscy naziści". Oni mają świadomość, że to gra - prawdopodobnie do pewnego stopnia opłacalna - na polski użytek, a nie - realna debata.

Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że to, co oczywiste dla obserwatorów polskiej sceny politycznej, wcale nie musi być takie dla obserwatorów z zagranicy. Oni - przede wszystkim ci nieszczególnie przychylni Polsce - mogą uznać, że to realna debata, albo… po prostu wykorzystać polityczną grę w Polsce do osiągania własnych interesów.

Niemożliwe, bo nikt nie uwierzy w "polskich nazistów"? To warto przypomnieć, co Putin zrobił z tezą o "ukraińskich nazistach" (jest faktem, że tę tezę można umocować nieco bardziej w historii, ale i to wcale nie jest tak proste), i jak Wołodymyra Zełenskiego, który ma żydowskie korzenie, uczynił takim właśnie nazistą.

Nazistowską kartą też bardzo długo grał Związek Sowiecki i też nie zawsze robił to zgodnie z faktami historycznymi. A dzisiaj? A dzisiaj mogą też grać nią ci, którzy chcą budowy "wielkich Niemiec" wraz z AfD. I już tylko dlatego warto być bardzo ostrożnym z rozgrywaniem przejęzyczenia. Obecna koalicja powinna zaś bardzo mocno skupić się na tym, by jak najszybciej naprawić realne koszty tego błędu. Przeprosiny minister edukacji to tylko pierwszy krok. Inne, narracyjne i komunikacyjne, też są konieczne.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (444)