Wycięli jej żołądek, bo skłamała, że ma raka. Pożałuje
Historia Marty M. z Pyskowic pod Gliwicami bez wątpienia należy od najdziwniejszych. Sprawą żyła cała Polska. Kobieta zmyśliła chorobę, przedstawiła fałszywą dokumentację medyczną i lekarze wycięli jej zdrowy organ. Teraz usłyszała wyrok.
Warunkowe umorzenie na okres trzech lat oraz obowiązkowe ambulatoryjne leczenie psychiatryczne - to wyrok dla Marty M. Musi też ponieść koszty sądowe w wysokości prawie 1600 zł oraz wpłacić 500 zł na cele społeczne.
O sprawie donosi TVN 24. Kobieta została ukarana, bo lekarzom w Bełchatowie przekazała fałszywą dokumentację medyczną. Jednak to, że pacjentka jest zdrowa, okazało się dopiero po operacji. Szpital wówczas zawiadomił prokuraturę.
Obrońca kobiety, Adam Gomoła, nie krytykuje jednak wyroku. - To mądre rozstrzygnięcie. Moja klientka już doświadczyła negatywnych konsekwencji swoich czynów na własnej skórze. Czas, by wróciła do równowagi psychicznej - ocenił.
Niełatwe życie
Wiadomo, że psychiatrzy zdiagnozowali u Marty M. zaburzenie psychiczne - zespół Münchhausena. To nie wszystko. Kobieta miała też niełatwe dzieciństwo.
Trafiła do rodziny adopcyjnej w wieku dwóch lat. Została odebrana rodzicom, gdy miała zaledwie trzy miesiące. Nikt nie wie, co się z nią działo zaraz po urodzeniu. Okazuje się, że cierpiała wtedy na celiakię i miała bardzo zniszczone jelita. Przed trafieniem do domu dziecka, pół roku leżała w szpitalu. Od zawsze wiedziała, że jest adoptowana.
Dlaczego skłamała? - Gdybym wiedziała dlaczego, tobym powiedziała, dla świętego spokoju. Robiąc tę dokumentację, nie sądziłam, że ktoś w to uwierzy. Nie przygotowywałam się do tego. To się stało w jeden dzień, nie pamiętam tego dnia. Noc przed operacją miałam kryzys, ale było za późno, żeby się wycofać. Nie jestem szczęśliwa, budząc się rano z tym, co zrobiłam - mówiła.
Swojej matce, która pracowała w Niemczech, dodała: - Bo nie było cię w domu, bo nie chciałam, żebyś wyjeżdżała.
- Boję się. Marta wróciła do pracy, znowu mieszka sama w innym mieście. Nie chcę jej ubezwłasnowolnić, trzymać na kanapie i prowadzić za rękę. A jeśli poczuje się samotna i znowu coś wymyśli, żebym się nią zaopiekowała? Ten strach mnie nie opuszcza. Myślałam, że mamy fajną relację. Słowo zaufanie straciło rację bytu - powiedziała z kolei matka Maty M.
Drugie śledztwo
W prokuraturze w Krakowie toczy się inne dochodzenie. Dotyczy podrobienia podpisu prokuratora na pełnomocnictwie, upoważniającym Martę do reprezentowania 16-letniego Mateusza z domu dziecka.
Mateusz był zmyślony, tak samo jak rak żołądka. Marta przyznała się do obu oszustw.
Źródło: TVN 24