"Przerobiona tuba". Komendant ujawnia nowe szczegóły
Generał Jarosław Szymczyk zabiera głos po wybuchu, do którego doszło w Komendzie Głównej Policji. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef policji ujawnia nowe szczegóły. - Pan generał (Ihor Kłymenko - red.) wręczył mi tubę po granatniku, która, jak powiedział, jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez bluetooth. Zresztą zaprezentował mi, jak ten głośnik działa - tłumaczy Szymczyk.
18.12.2022 | aktual.: 18.12.2022 18:29
W poniedziałkowym wydaniu "Rzeczpospolitej" ukaże się rozmowa z generałem Jarosławem Szymczykiem. Na swojej stronie dziennik zamieścił fragment, w którym szef policji opowiada o tym, co wydarzyło się w jego gabinecie.
Komendant wyjaśnia, że jego wizyta w Ukrainie miała związek z prowadzoną współpracą z ukraińskimi służbami. Na miejsce przybył 11 grudnia, a dzień później odbył dwa kluczowe spotkania.
- Pierwsze z komendantem głównym Narodowej Policji Ukrainy, Ihorem Kłymenką, trwało 1,5 godziny. Rozmawialiśmy m.in. o wsparciu sprzętowym. Na koniec tradycyjnie przekazaliśmy sobie prezenty. Ja darowałem panu generałowi skromny policyjny gadżet - portfel, długopis, wizytownik i butelkę polskiego alkoholu. Pan generał wręczył mi tubę po granatniku, która, jak powiedział, jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez bluetooth. Zresztą zaprezentował mi, jak ten głośnik działa - mówi w rozmowie.
Drugie spotkanie odbyło się w siedzibie Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. - Przyjął nas gen. Serhij Kruk. Był też jego zastępca, gen. Dmytro Bondar, który zaprosił nas do sali, gdzie zgromadzono różne elementy zużytej broni z ich codziennej służby. Są to zneutralizowane pociski, granatniki, elementy czołgów i samolotów. Na koniec rozmowy gen. Bondar powiedział, że ma dla nas taką pamiątkę. To była podobna tuba po zużytym granatniku - tłumaczy gen. Szymczyk.
Na pytanie, czy w tamtym momencie nie zapaliła się czerwona lampka, szef policji zaznacza, że dopytywał o to, czy sprzęt jest bezpieczny. - Zapewniono nas, że tak, bo to urządzenie jest bez materiałów wybuchowych, że to złom. Wiem, że tego typu prezenty Ukraińcy przekazują innym przedstawicielom służb, także z Europy - podkreśla komendant.
Szef policji przekonuje, że może sobie zarzucać, że zaufał za bardzo. - Nie wyobrażam sobie, żeby w tak partnerskiej relacji nie ufać służbom, z którymi współpracujemy. Nie przyjmujemy zapakowanych przesyłek, a gdybyśmy mieli je sprawdzać pirotechnicznie, popadlibyśmy w obłęd - dodaje.
Komendant przerwał milczenie, sieć się śmieje
Janusz Kaczmarek, z którym rozmawiała Wirtualna Polska, podkreśla, że sprawa eksplozji w Komendzie Głównej Policji jest bardzo poważna. - Kiedy otwieramy internet, to widzimy tam szereg memów, dowcipów i ironicznych wpisów na ten temat. Jednak w tej sprawie zostało złamanych wiele przepisów, w tym karnych. Doszło do zdarzenia, które mogło spowodować katastrofę i ofiary w ludziach - zauważa były minister spraw wewnętrznych i administracji.
Jak dodaje, prokuratura, która oceniła, że komendant główny policji jest poszkodowanym, w jego ocenie zbyt pochopnie podeszła do sprawy. Kaczmarek jako przykład podaje bardzo podobną sprawę klienta, którego postępowanie prowadzi.
- Przyznam, że właśnie bronię człowieka, któremu prokuratura zarzuciła nielegalne posiadanie broni w postaci granatu bojowego. Ten granat został wręczony mu 20 lat temu na zawodach strzeleckich. Był zaślepiony, a mężczyzna myślał, że to bezużyteczna pamiątka. Ten człowiek cały czas przetrzymywał u siebie granat, a któregoś dnia znaleziono go w pomieszczeniu służbowym. Policja wezwana na miejsce zabezpieczyła przedmiot. Okazało się, że miał w środku trotyl. Mężczyzna usłyszał zarzuty, a jego sprawa trafiła do sądu - opowiada.
Źródło: rp.pl / WP Wiadomości
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Czytaj też: