Wybory w Australii. Australijczycy zagłosowali za węglem
To były być może pierwsze "klimatyczne" wybory na świecie. Lecz w targanej klęskami żywiołowymi Australii zwyciężyła nie proekologiczna lewica, lecz zwolennicy węgla.
Nowy-stary premier Australii Scott Morrison kocha węgiel tak bardzo, że raz przyniósł jego bryłkę na parlamentarną mównicę, zachęcając posłów, by nie bali się australijskiego "czarnego złota". Morrison rok temu zastąpił na stanowisku partyjnego kolegę Malcolma Turnbulla - jego prawicowa Partia Liberalna partia uznała, że zbyt mało popiera węgiel - i według wszelkich prognoz miał po sobotnich wyborach pożegnać się z urzędem.
Jego miejsce zająć miał Bill Shorten z Partii Pracy, opowiadającej się za energetyczną transformacją i agresywnym cięciem emisji dwutlenku węgla. Porażkę rządzącej koalicji wieszczyły dosłownie wszystkie sondaże na przestrzeni ostatniego półrocza. Kiedy jednak podliczono wyniki sobotniego głosowania, wynik był szokująco jednoznaczny: Koalicja Liberalno-Narodowa 41 proc. (NLC), Labourzyści - 34 proc.
Sprawa energii i zmian klimatu zdominowała kampanię i podzielila wyborców. Nic dziwnego: z jednej strony w ostatnich latach kraj był nękany bezprecedensowymi klęskami żywiołowymi, od suszy, przez powodzie po pożary. Z drugiej, mimo ogromnych złóż węgla i gazu, kraj regularnie boryka się z "blackoutami" i nieregularnymi dostawami energii. Płacą też za nią jedne z najwyższych cen na świecie. Australijscy wyborcy dali się przekonać, że więcej węgla poprawi ten problem.
Przeczytaj również: Greta Thunberg. 16-letnia "prorokini", która beszta polityków i wkurza prawicę
Partia Pracy startowała do wyborów z hasłami radykalnego ograniczenia emisji - o 45 proc. i zwiększenia pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych do 50 proc. Obecnie prawie dwie trzecie energii elektrycznej pochodzi ze spalania węgla, a tylko 18 z "zielonych" źródeł. Rządząca koalicja żadnych konkretnych celów nie stawiała, choć Morrison zapewniał, że Australia wypełni minimum tego, do czego Australia zobowiązała się w ramach porozumienia paryskiego. Mimo to NLC obiecywała zwiększenie wydobycia czarnego złota i utrzymanie starzejących się komaplni
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów kampanii była kwestia proponowanej budowy nowej megakopalni węgla przez indyjski koncern Adani w stanie Queensland. Partia Pracy, rozerwana między swój "zielony" miejski elektorat i tradycyjną robotniczą bazę (w tym górników) nie potrafiła wypracować jasnego stanowiska. Takiego problemu nie mieli Liberałowie, od lat popierani przez węglowe lobby i wspierający pomysł subsydiowania budowy z państwowego budżetu.
Mimo to, ich wygrana jest zaskakująca. Sondaże pokazują, że prawie 60 proc. Australijczyków uważa, że zmiany klimatu są poważnym problemem, na który powinno się odpowiedzieć - nawet jeśli pociągnie to za sobą znaczące koszty. Być może jednak uspokoiły ich "zielone" obietnice partii rządzącej: przeznaczenia 2 miliardów dolarów na fundusz poświęcony walce ze zmianą klimatu oraz plan posadzenia miliarda drzew do 2050 roku.
Przeczytaj również: Prawicowy publicysta wywołał skandal w Australii. "Żydzi chcą okraść Polaków"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl