Wybory w atmosferze przemocy
Po raz drugi w historii Afgańczycy wezmą udział 20 sierpnia w demokratycznych wyborach prezydenckich. Obserwatorzy obawiają się jednak, że zagrożenie atakami ze strony talibskich rebeliantów może powstrzymać wielu wyborców przed pójściem do urn.
13.08.2009 | aktual.: 13.08.2009 13:55
Pomimo spadku popularności zdecydowanym faworytem wyborów jest popierany przez USA obecny prezydent Hamid Karzaj. Eksperci zwracają uwagę, że może mu zagrozić były minister spraw zagranicznych Abdullah Abdullah, który prowadzi bardzo dynamiczną kampanię. Jako drugiego poważnego rywala Karzaja wymienia się byłego ministra finansów Ashrafa Ghaniego.
Zdaniem analityków, najprawdopodobniej prezydent zostanie wybrany dopiero w drugiej turze głosowania.
Sam Karzaj zapowiedział, że wygra wybory, a dwóm czołowym rywalom, którzy uzyskają najwięcej głosów, zaproponuje stanowiska w swoim rządzie. Jak pisze agencja Associated Press, oświadczenie Karzaja wydaje się mieć na celu zaproponowanie głównym rywalom przedwyborczej umowy i tym samym złagodzenie powyborczych napięć.
Do głosowania uprawnionych jest około 17 milionów Afgańczyków na - jak podaje agencja AFP - 26-32 mln mieszkańców Afganistanu. Nie ma dokładnych danych na temat liczby ludności w tym kraju, gdyż od lat nie przeprowadzano tam spisów powszechnych.
Niebezpieczne wybory
Nad bezpieczeństwem wyborów będzie czuwało ponad 100 000 żołnierzy sił międzynarodowych i 175 000 afgańskich policjantów i żołnierzy. Głosowanie odbędzie się w 7000 lokali wyborczych.
- Rebelianci nie mają żadnych szans na przeprowadzenie ataku na większą skalę - zapewnia rzecznik ministerstwa obrony, generał Mohammad Zahir Azimi.
Jednak - jak zauważają obserwatorzy - talibscy rebelianci w ciągu trzech lat opanowali nowe tereny i ich wpływy są odczuwalne na prawie połowie terytorium kraju. Obecnie przemoc w Afganistanie osiągnęła rekordowy poziom, od kiedy w 2001 roku siły międzynarodowe pod dowództwem Amerykanów obaliły reżim talibów.
Talibscy rebelianci wzywają do bojkotu wyborów, określanych przez nich mianem "kłamstwa zorganizowanego przez Amerykanów". Zapewniają jednocześnie, że nie będą bezpośrednio atakować lokali wyborczych.
Jednak poniedziałkowy atak na budynki rządowe pod Kabulem podsycił obawy, że ze względu na zagrożenie atakami ogromna liczba osób pozostanie w domach. Niska frekwencja zdyskredytowałaby wybory uważane przez Zachód za kluczowe - zauważa AFP.
- Jeśli rząd nie potrafi przeciwstawić się zagrożeniu, jakim są talibowie, nie pójdę na głosowanie - mówi 20-letni Nasratullah, mieszkaniec Kandaharu, trzeciego co do wielkości miasta Afganistanu i głównego ośrodka handlowego. - Hamid Karzaj zrobił wiele dla kraju, lecz poniósł porażkę w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa. Sytuacja pogarsza się każdego dnia - ocenił młody Afgańczyk.
5 lat rządów
Karzaj wygrał w 2004 roku pierwsze powszechne wybory prezydenckie w Afganistanie już w pierwszej turze uzyskując poparcie 55,4% głosujących. Pomimo spadku popularności szefa państwa ze względu na wzrost przemocy w kraju, 40-procentowe bezrobocie i olbrzymią korupcję Karzaj wciąż pozostaje faworytem, ponieważ "pozostali liczący się kandydaci nie byli w stanie zaoferować prawdziwej alternatywy" - ocenia afgański analityk Harun Mir. Dla większości ekspertów, jeśli Karzaj wygra, stanie się to dzięki zawartym w przeszłości porozumieniom m.in. z przywódcami plemiennymi i religijnymi, którzy zjednają dla niego miliony wyborców.
- Handlowanie w ten sposób, to nie jest demokracja - ocenia profesor Wadir Safi z wydziału prawa i nauk politycznych uniwersytetu w Kabulu. Zwraca uwagę, że każe się głosować wyborcom w większości nie umiejącym czytać ani pisać, ludziom biednym, w 80% chłopom. Niektórzy, kompletnie nieświadomi znaczenia wyborów, sprzedają swe głosy za 10-20 dolarów - mówi.
O najwyższy urząd w państwie w sierpniowych wyborach ubiega się 41 kandydatów, w tym dwie kobiety. Zgodnie z konstytucją z 2004 roku Afganistan jest republiką islamską z silną władzą prezydenta wybieranego na pięcioletnią kadencję.