Wybory prezydenckie w Kolumbii
W Kolumbii rozpoczęły się wybory prezydenckie. Ich najbardziej prawdopodobnym zwycięzcą jest Alvaro Uribe, który obiecuje rozprawę z przemocą w kraju i zakończenie 54-letniej wojny domowej.
Czteroletnia kadencja dotychczasowego prezydenta Andresa Pastrany, którego polityka rozmów z rebeliantami zakończyła się fiaskiem, dobiega końca. Zgodnie z konstytucją, nie może on ubiegać się o reelekcję. Po złożeniu urzędu zapowiada emigrację do Hiszpanii.
W obawie przed zamachami terrorystycznymi ze strony partyzantów z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) przedsięwzięto nadzwyczajne środki ostrożności. Bezpieczeństwa blisko 24 milionów wyborców strzeże 212 tysięcy policjantów i żołnierzy.
Według ostatnich sondaży, Uribe, który startuje jako kandydat niezależny, ma szanse wygrać głosowanie bez potrzeby organizowania 16 czerwca drugiej tury. Poparcie dla niego deklaruje 51% wyborców.
Uribe studiował prawo na Oksfordzie i Harvardzie. Ma poglądy prawicowe, jest głęboko religijnym katolikiem, a hasłem swojej kampanii wyborczej uczynił bezwzględną walkę z FARC.
Jego najpoważniejszym kontrkandydatem jest Horacio Serpa, liberał określany jako populista w starym stylu, były minister spraw wewnętrznych, zaangażowany w politykę od 1969 roku. Ostatnio traci popularność i popiera go już tylko co czwarty wyborca.
1% wyborców wciąż chce głosować na przedstawicielkę Zielonych Ingrid Betancourt, która w lutym została uprowadzona przez rebeliantów FARC i od tej pory słuch o niej zaginął. Kandydatury nie wycofano, a jej kampania wciąż trwa: rodzina wozi po kraju sylwetkę Betancourt naturalnej wielkości, wyciętą z tektury, organizuje wiece i nie pozwala wyborcom zapomnieć o porwanej. (mag)