PublicystykaWybory prezydenckie. Kacprzak: "Nad tym chaosem nikt już nie panuje" [OPINIA]

Wybory prezydenckie. Kacprzak: "Nad tym chaosem nikt już nie panuje" [OPINIA]

Nieważne jest prawo wyborcze, nieważna jest konstytucja, nieważne są nawet sądy. Ważny jest plan prezesa. I dopóki to będzie jego plan, który uzna, że służy jego celom, będzie robił wszystko, by go wcielić w życie - komentuje sobotnie wydarzenia w polskiej polityce Marek Kacprzak.

Wybory prezydenckie. Kacprzak: "Nad tym chaosem nikt już nie panuje" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP
Marek Kacprzak

Skoro dziś sama Krystyna Pawłowicz, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, odwołała swe obietnice, że nie będzie już się nigdy więcej politycznie udzielać na Twitterze i w alarmującym stylu napisała chwilę po rozpoczęciu się narady kierownictwa PiS: "Czekajcie przy tv do wieczora, jest przesilenie polityczne i rządowe. Wybory najprawdopodobniej 23 maja... Rząd chyba mniejszościowy... Módlcie się za Polskę...", to znaczy, że każdy scenariusz mógł się faktycznie ziścić. Nawet najwierniejsi już się w tym chaosie pogubili i wiedzą, że jedno, co jest pewne, to to, że nic nie jest pewne.

Nikt nie wie, kiedy Jarosław Kaczyński będzie chciał wcielić w życie swój następny plan i kiedy znów w trybie pilnym zwoła na Nowogrodzką swoich współpracowników. Nie wie tego ani on sam, ani nikt z tych, którzy do niedawna daliby się pokroić za to, że z cała pewnością prezes PiS to "polityczny strateg, który swoją przenikliwością wszystkich innych bije na głowę" i ma zaplanowane co najmniej trzy, jak nie cztery ruchy do przodu.

Na opanowanie chaosu już nawet geniusz Jarosława Kaczyńskiego nie wystarcza. Tu pomóc może tylko modlitwa. Nieco późniejsza informacja, że marszałek Sejmu ma w sobotę o godzinie 20:00 wygłosić orędzie w TVP, tylko te emocje, spekulacje i przewidywania wzmocniła. Ci, którzy na wieczorne przekazy telewizyjne czekali, musieli poczuć się zawiedzeni. Nikt im nie wytłumaczył, po co ten alarm był, co takiego się wydarzyło i dlaczego znów ta niby wzmocniona Zjednoczona Prawica wcale nie jest ani wzmocniona, ani zjednoczona, ani w żaden sposób przewidywalna.

Wybory prezydenckie. Wiemy, że nic nie wiemy

Czyli względny spokój w Polsce trwał raptem trzy dni. Od środowego wieczora. Plan zarysowany i podpisany przez dwóch prezesów współpracujących partii miał pozwolić wszystkim na chwilę poczuć ulgę w politycznym kotle.

Najwyraźniej jednak Jarosław Kaczyński nie chciał już słuchać, że jest przedstawiany na równi z Jarosławem Gowinem jako szeregowy poseł, który układa nam wszystkim kalendarz wyborczy bez żadnego umocowania w konstytucji i z sugestią, co ma zrobić Sąd Najwyższy. Jarosław Kaczyński nie po to jest prezesem Jarosławem Kaczyńskim, by ktoś go do czegokolwiek zmuszał i publicznie upokarzał. Zwłaszcza do ustępstw, na które nie ma ochoty.

Od środy myślał i wymyślił. Zwołując w sobotę wszystkich na Nowogrodzką, na pewno miał w głowie nowe rozwiązanie. Jego własne. Takie, które dałoby prezesowi poczucie, że to on decyduje o tym, kto, co i jak robi, a nie żaden inny szeregowy poseł. Znów jednak coś poszło nie tak. W efekcie historii tej trzygodzinnej rozmowy nigdy nie poznamy, a już tym bardziej nie zrozumiemy. Poza jednym: że Jarosław Kaczyński bez walki się nie podda.

To oznacza, że jeśli opracuje kolejny plan, znów wszystko może się zmienić. A to z kolei oznacza, że chaos i niepewność w Polsce będą się tylko powiększać. Nieważne jest prawo wyborcze, nieważna jest konstytucja, nieważne są nawet sądy. Ważny jest plan prezesa. I dopóki to będzie jego plan, który uzna, że służy jego celom, będzie robił wszystko, by go wcielić w życie.

Wybory prezydenckie. Chaos to nowa normalność

Tym, którym wyobraźnia się już skończyła, przypomnę, że jeszcze niedawno uważano, iż scenariusze niewyobrażalne i absurdalne mamy już za sobą. Jak chociażby domniemaną dymisję prezydenta, który dalej miał startować po prezydenturę, czy drukowanie gdzieś w podmiejskiej drukarni kart, które na czas i bez opóźnień jednego dnia do każdego domu w Polsce mieli dostarczyć listonosze Poczty Polskiej.

Na dziś wiemy, że w niedzielę oficjalnie są wybory prezydenckie, tyle że nikt z nas nie zagłosuje, bo PKW uznała, że przy tym chaosie zrobić ich się nie da. Mimo że się nie odbędą, to trzeba uznać, że w ich wyniku wybór prezydenta, którego nikt nie wybrał, jest nieważny. Teraz wybory trzeba będzie przesunąć, ale nie wiadomo na kiedy, bo nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile wszystkie prawne procedury potrwają. I choć to będą nowe wybory, to będą mogli brać w nich udział ci, którzy już wcześniej kandydowali. Ale w chaosie nie wiadomo, czy teraz mogą prowadzić kampanię, bo skoro wybory były, choć ich nie było, a nowych nie ma ogłoszonych, to teoretycznie, według prawa kampanii, prowadzić nie można. Ale skoro udało się nam wprowadzić pojęcie prekampanii, to może jakaś międzykampania też się przyjmie...

Żadne prawo nie przewidziało takiej sytuacji. A skoro jesteśmy poza prawem, to tak, jakbyśmy byli poza wszystkim, co znamy i co nam daje jakieś ramy. W tej sytuacji chaos staje się normalnością. A właśnie normalność obiecał nam zaraz po ostatnich wyborach parlamentarnych w swoim exposé premier Mateusz Morawiecki.

Wtedy wielu go pytało, o jaką normalność mu chodzi. Sam pewnie nie wiedział, do jakiej normalności nas to wszystko doprowadzi.

Marek Kacprzak dla WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)