Wybory do Europarlamentu 2019 w Wielkiej Brytanii w cieniu skandalu. Wielu Polaków nie mogło zagłosować
W czwartek o 23. zakończyły się brytyjskie wybory do Parlamentu Europejskiego. Choć wyniki będą znane dopiero w niedzielę, to już wiadome jest jedno: wybory zakończyły się skandalem. Wielu Polaków i innych obywateli Unii nie mogło zagłosować ze względu na administracyjny chaos i zaniedbania. - Pytanie, na ile jest to chaos, a na ile obstrukcja - mówi WP Jacek Rostowski.
Barbara Yoxon, Polka mieszkająca w Wielkiej Brytanii od ponad 10 lat, jeszcze przed głosowaniem dzwoniła do rady miasta Sheffield, by upewnić się, że będzie mogła oddać głos w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W słuchawce usłyszała pozytywną odpowiedź. Kiedy jednak dotarła do lokalu wyborczego, powiedziano jej, że zagłosować nie może.
- Podobno rada miejska miała wysłać dodatkowy formularz do wypełnienia, ale ja go nie dostałam. Dostałam też informacje od rady, że nie muszę wypełniać żadnych formularzy bo jestem w rejestrze. I rzeczywiście byłam, ale moje nazwisko zostało przekreślone - opowiada WP mieszkanka Sheffield.
Jak się okazało, powodem było niewypełnienie formularza UC1, czyli oświadczenia, że wyborca nie będzie głosował w kraju urodzenia.
- Podobno rady miejskie nie miały obowiązku informować o tym mieszkańców gminy. Ja wykładam politologię na uniwersytecie - oglądam więc wiadomości czytam prasę interesuję się polityką. Nigdy o tym formularzu nie słyszałam, a informacja o formularzu na stronie komisji wyborczej w Wielkiej Brytanii nie jest w widocznym i dostępnym miejscu - mówi Yoxon. - Zaledwie dwa tygodnie temu głosowałam w wyborach miejskich bez żadnego problemu - dodaje.
Problem systemowy
Przypadek Polki z Sheffield nie był odosobniony. Z podobnym problemem spotkały się całe rzesze obywateli UE mieszkających na Wyspach. Tylko do redakcji dziennika "Guardian" wpłynęło ponad 600 skarg ze strony osób, którym odmówiono możliwości oddania głosu. Na brytyjskim Twitterze, hasło "#DeniedMyVote" ("odmówiono mi głosu"), pod którym ludzie zgłaszali swoje problemy, szybko stało się najczęściej dyskutowaną frazą.
Pod hashtagiem wyborcy wklejali m.in. wiadomości, które otrzymywali po zarejestrowaniu się na listę wyborczą. W wielu przypadkach mówiły one wprost, że nie muszą robić nic więcej.
- Niektórzy dostali te formularze pocztą, niektórzy nie. Najgorsze jest to, że wielu Polaków i Europejczyków wypełniło te dodatkowe formularze na czas, ale i tak im nie pozwolono glosować. Niektórym udało się dodzwonić do komisji wyborczej by to odkręcić, niektórym nie - mówi Yoxon.
Spisek czy niekompetencja?
Z podobnymi skargami spotkał się też były wicepremier Jacek Rostowski, kandydat antybrexitowej partii Change UK w okręgu londyńskim. Były minister finansów liczył, że jego kandydatura zachęci do głosowania mieszkających na Wyspach imigrantów.
- Ja sam zagłosowałem bez problemu, ale wiem, że wielu Polaków i innych obywateli UE bardzo utrudniono głosowanie. Pytanie na ile jest to chaos, a na ile obstrukcja - mówi WP polityk. - Na pewno rządowi May nie zależało na tym, by wszyscy obywatele UE mogli tu łatwo zagłosować. Wielokrotnie ostrzegano rząd brytyjski w tej sprawie. Robili to też posłowie Change UK - dodaje.
Przeczytaj również: Tusk poparł Rostowskiego. Brytyjska prawica jest wściekła
Jak się okazało, ostrzeżeń o problemie rzeczywiście było wiele. Z podobnym problemem Wielka Brytania zetknęła się już podczas ostatnich eurowyborów pięć lat temu. Mimo napomnień ze strony opozycji, rząd jednak nie podjął żadnych działań w tej sprawie. Ostatnią, która apelowała w sprawie do premier May była posłanka Szkockiej Partii Narodowej Joanna Cherry. Szkotka zwróciła się w parlamencie do szefowej rządu z prośbą, by potrzebne formularze znalazły się w lokalach wyborczych. May odmówiła.
"Liczba obywateli UE, którzy zostali niedopuszczeni do głosowania to skandal. To są ludzie, któzy tu mieszkają i pracują. To jest jej dom i mają takie samo prawo do głosowania, jak my wszyscy" - skomentowała na Twitterze premier Szkocji Nicola Sturgeon.
Spodziewana klęska Torysów
Rządzący konserwatyści przed wyborami znajdowali się w dramatycznej sytuacji. Ze względu na chaos związany z brexitem i wewnętrzne konflikty, przedwyborcze sondaże prognozowały historycznie niski - nawet jednocyfrowy - wynik Torysow.
Choć oficjalne rezultaty zaczną spływać dopiero w niedzielę, to pierwsze powyborcze komentarze konserwatywnych polityków potwierdzają przypuszczenia o bezprecedensowej klęsce. Europoseł Daniel Hannan stwierdził wręcz, że według jego przeczucia, jego partia może nie zdobyć ani jednego mandatu.
Choć teorii o umyślnym zaniechaniu władz nie brakuje, to nie wszyscy podejrzewają je o umyślne działanie.
- To raczej kwestia obojętności biurokracji, niż celowego utrudniania głosowania. Pamiętajmy, że tych wyborów miało w ogóle nie być, a poza tym, dla rządu to kwestia drugorzędna. W końcu to "tylko" obcokrajowcy - mówi WP Rowena Kay, brytyjska prawniczka.
Z pewnością nie pociesza to jednak tych, którzy nie mogli skorzystać z prawa do głosu.
- Te wybory są wyjątkowe, bo to jedyna szansa dla trzech milionów Europejczyków, by wyrazić swoją frustrację spowodowana wynikami referendum w 2016. Myślę że wielu obywateli UE wybrało się dzisiaj glosować żeby móc wyrazić swoje poparcie dla partii 'Remain' (ang. "pozostać") - Zielonych i Liberalnych Demokratów - mówi Yoxon, politolog na Uniwersytecie w York. - Trudno jednak powiedzieć, czy będzie to miało znaczący wpływ na wynik tych wyborów - dodaje.
Przeczytaj również: Wybory do Europarlamentu w Holandii. Sensacyjne zwycięstwo Timmermansa, porażka skrajnej prawicy
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl