"Wszyscy pomagamy". Opole zjednoczone jak nigdy. Czeka na wielką wodę
Opole szykuje się na nadejście wielkiej wody. W mieście panuje powszechne przekonanie, że jest jej więcej niż w 1997 roku. - Boję się o bliskich - mówi WP jedna z mieszkanek, której mąż udał się do Nysy, by pomóc w ewakuacji rodziny. Za serce chwyta gest jednego z lokali, który zaczął dowozić ciepłe jedzenie wszystkim pomagającym przy walce z powodzią.
17.09.2024 | aktual.: 20.09.2024 14:36
Sprawdź prognozę pogody dla swojego regionu na pogoda.wp.pl
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki ulew? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl
Racibórz, Krapkowice, Kędzierzyn-Koźle, Opole, Wrocław - miasta południowej Polski, przez które przepływa Odra, czekają na nadejście wielkiej wody. Sytuację w wielu miejscach może uratować zbiornik w Raciborzu, którego budowa zakończyła się w 2020 roku. To jego próba generalna. Nigdy wcześniej nie był testowany w takiej formie, stąd też i sami mieszkańcy Raciborza żyją w niepokoju.
Powódź 2024. Opole czeka na wielką wodę
W Opolu te obawy są również widoczne. Zatrzymuję się na pierwszym moście, jadąc od strony Raciborza i widzę dobrze znane obrazki. Tłumy na wałach, każdy z telefonem w ręku. W powietrzu czuć, że to ważny moment, stąd każdy chce mieć zdjęcie albo nagranie przedstawiające wysoki poziom wody na Odrze.
- W 1997 roku w tym miejscu woda była ponad parter. Przyszła znienacka i nie było czasu na reakcję. Utonęły mi wtedy dwa psy - opowiada mężczyzna, którego spotykam na moście. Kilka metrów dalej stoi kobieta z córką. Wybrały się na spacer z psem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Mąż pojechał ratować znajomych do Nysy i pomóc w ich ewakuacji. Boję się o nich. Prosiłam, by wcześniej się zebrali, ale prowadzą sklep i chcieli go pilnować - wyjaśnia. Kilka godzin wcześniej burmistrz Nysy wezwał mieszkańców do natychmiastowej ewakuacji, bo powstała wyrwa w jednym z wałów i woda przedostała się na ulice. Oba miasta dzieli ok. 50 kilometrów.
Mieszkańcy Opola się boją
Przejeżdżam kilka kilometrów, w samym sercu Opola nad Odrą są jeszcze większe tłumy. O rozgrywającym się dramacie przypominają pędzące co chwilę na sygnale radiowozy policji i wozy straży pożarnej. Ludzie gorąco komentują to, co działo się w ostatnich dniach i to, co widzą na żywo. W trudnym momencie czują potrzebę wygadania się, wyrzucenia z siebie obaw.
- To jest straszne. Jest gorzej niż w 1997 roku, a wtedy deszcz padał przez tydzień. Czesi nas ostrzegali, a co my zrobiliśmy? Jak się przygotowaliśmy? - mówi mi mężczyzna, który ma spore pretensje do władz o zarządzanie sytuacją. Obrywa się premierowi Donaldowi Tuskowi za to, że mówił o "braku powodów do paniki".
Słowa "jest gorzej niż w 1997 roku" słyszę od kilku kolejnych osób. - Ludzie dzisiaj nie ufają władzy - komentuje starszy mężczyzna, który nagrywa Odrę z kilku perspektyw na starą kamerę VHS. On chce wierzyć, że powtórki z historii nie będzie.
Kluczowej części Opola broni brama przeciwpowodziowa. Przy niej kolejny mężczyzna jest przekonany, że "zaleje miasto". Dlatego robi zdjęcia. Brama na razie spełnia swoją rolę. Za nią wody jest wyraźnie mniej. Czy sytuacja się utrzyma, gdy do miasta dotrze fala kulminacyjna? Odpowiedzi na to pytanie nikt nie zna.
Opole zjednoczone jak nigdy
"Pomagajmy wszyscy" - to apel jednego z lokali w centrum miasta, który leży niedaleko płynącej rzeki. To jego właścicielka Magda i menedżerka Beata wpadły na pomysł, aby zapewnić ciepły żurek i napój wszystkim służbom pracującym przy walce z żywiołem.
Gdy chcemy z nimi porozmawiać, okazuje się, że są akurat w Groszowicach, gdzie trwa układanie worków z piaskiem. Poziom Odry w tym miejscu przekracza 6,5 m. Pani Magda obiecuje, że wróci do lokalu za pół godziny, ale droga przez Opole zajmuje jej więcej czasu. - Skąd pomysł z tymi posiłkami? To zorganizowana akcja, czy oddolna inicjatywa? - pytamy.
- Gest wynikający z potrzeby serca. Sytuacja jest, jaka jest. Chcemy podziękować tym, którzy niosą pomoc. Dla nas nie jest problemem, aby przygotować kilkadziesiąt dodatkowych porcji żurku, więc dlaczego nie? - pyta. W momencie naszej rozmowy lokal świeci pustkami. Ani jednej osoby nie ma też w ogródkach na zewnątrz.
- Tak naprawdę mniejszy ruch widać już od piątku. Ludzie dostali alerty RCB i zaczęli się do nich stosować. Nawet jedna z naszych kelnerek musiała szybko szukać lokum, bo mieszka na terenie, który jest zagrożony. Przeprowadziła się do babci - mówi właścicielka opolskiego lokalu.
W innej restauracji słyszę, że Opole faktycznie w ostatnich dniach wymarło. - Miałem na dziś dziesięć rezerwacji na obiad. Wszystkie zostały odwołane, ale jest to całkowicie zrozumiałe - mówi mężczyzna z lokalu działającego tuż obok wałów.
- Czy się boimy? Każdy się chyba jakoś tam boi. Oby brama przeciwpowodziowa wytrzymała - mówi Magda.
Według prognoz fala kulminacyjna dotrze do Opola we wtorek. Nie wiadomo, jaki będzie miała przebieg, ale mieszkańcy zdają ten egzamin na piątkę. W poniedziałkowe popołudnie do akcji niesienia pomocy służbom walczącym z powodziom dołączył kolejny lokal. Strażacy oraz inni pracownicy służb mogą liczyć w nim na ciepły posiłek.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: