Wspomnienie Margaret Thatcher: była politykiem z mocnymi i jasnymi zasadami
Kiedy w 1984 roku, w hotelu, w którym mieszkała premier Margaret Thatcher wybuchła bomba, byłem na szkolnej wycieczce. Nikt nie znał jeszcze wtedy komórek ani internetu, w dodatku znajdowaliśmy się gdzieś w lasach, bez telewizora czy radia. Dowiedzieliśmy się tylko, że bomba była wielka i że hotel został zniszczony - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.
Wszyscy nienawidziliśmy Margaret Thatcher, ponieważ nienawidziła jej większość naszych rodziców, myśl, że być może nie żyje, napełnia nas więc pewnego rodzaju podekscytowaniem. Byliśmy nastolatkami, zbyt głupimi, by rozumieć, że śmierć i bomby nie należą do rzeczy, które powinny ekscytować, pamiętam jednak ogromną wrogość wobec Margaret Thatcher, którą przejęliśmy od ówczesnej kultury popularnej.
Zaskoczy to pewnie wielu Polaków, dla których Margaret Thatcher jest jednym z niewielu brytyjskich polityków, o którym kiedykolwiek cokolwiek słyszeli. Zaskoczy także tych, którzy widzieli środową relację z jej pogrzebu, przypominającego pogrzeb narodowego bohatera. Czarne, błyszczące konie ciągnęły powóz z trumną przez ulice centrum Londynu, a wokół maszerowali żołnierze i tłum machał flagami. Królowa Elżbieta II, brytyjski minister i dziesiątki dygnitarzy z całego świata, włączając w to Lecha Wałęsę i Donalda Tuska, oczekiwali na kondukt w Katedrze Świętego Pawła, miejscu zarezerwowanym na śluby i pogrzeby najznamienitszych obywateli.
Margaret Thatcher była bohaterką dla dużej części brytyjskiego społeczeństwa, przez równie dużą część była jednak głęboko nienawidzona. Ja sam wyrosłem już z mojej dziecinnej, podpatrzonej nienawiści i teraz, wspólnie z inną, sporą grupą brytyjskich obywateli, uznaję ją za liderkę, która zmuszona była podjąć trudne, choć konieczne decyzje w sposobie rządzenia Wielką Brytanią, nie okazując zbytniego współczucia ludziom, których, w rezultacie tych decyzji, dotknęło masowe bezrobocie.
Nienawiść wielu nie zmalała mimo upływu lat i stopniowego rdzewienia Żelaznej Damy. W dniach między śmiercią i pogrzebem jej najbardziej zapalczywi krytycy zorganizowali na Facebooku kampanię zachęcającą ludzi do kupowania piosenki „Ding-Dong! The Witch Is Dead” (Ding-Dong! Wiedźma nie żyje”) pochodzącej z wyprodukowanego w 1939 roku filmu Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Celem akcji było sprawienie, by piosenka ta znalazła się na tygodniowej liście najlepiej sprzedających się utworów granych w BBC i cel ten osiągnięto. BBC, uwięzione pomiędzy opiniami osób uznających całą kampanię za niewiarygodnie niesmaczną a wiarą w wolność wypowiedzi, postawiła na kompromis i zagrała tylko fragment piosenki, na tle którego prezenter wyjaśniał, dlaczego jest akurat grana.
Margaret Thatcher opuściła urząd w 1990 roku. Fakt, że ćwierć wieku później nadal jest w stanie wywołać narodową kłótnię, mówi o niej jedno: że była politykiem z mocnymi i jasnymi zasadami. To coś, co najbardziej zapamiętam z czasów jej rządów – politycy mają różne opinie, a ludzie, którzy ich wybierają albo im wierzą, albo uważają ich za zło wcielone. W dużym stopniu przypomina mi to współczesną Polskę.
Jamie Stokes specjalnie dla WP.PL