Wrocław. Mieszkańcy odreagowują lockdown. Tłumy na Słodowej, potrzeba więcej kubłów
Wysokie temperatury w stolicy Dolnego Śląska zachęciły do aktywności na świeżym powietrzu. Niestety, tłok w parkach i na terenach zielonych wiąże się ze wzrostem zagrożenia epidemiologicznego i... ilości odpadów. Wrocław szykuje dodatkowe kosze na śmieci i apeluje, by zachować zdrowy rozsądek.
Wiosenne temperatury zawsze oznaczają wzrost liczby mieszkańców Wrocławia na terenach zielonych. Niestety, wiąże się to także z generowaniem przez nich większej ilości odpadów. Najgorzej wygląda sytuacja na Starym Mieście.
Wrocław. Mieszkańcy odreagowują lockdown. Tłumy na Słodowej, potrzeba więcej kubłów
Miasto stara się dynamicznie reagować na sytuacje i planuje dostawienie dodatkowych koszy na śmieci. - Cierpi szczególnie park Słowackiego. Paradoksalnie największy bałagan jest nad ranem. Zanim nasze ekipy zdążą sprzątnąć wrony śmiecą opakowaniami w poszukiwaniu jedzenia. Dlatego na Starym Mieście dostawiliśmy i w porozumieniu z Ekosystemem będziemy jeszcze dostawiać zamykane kubły - mówi Marek Szempliński, rzecznik ZZM, którego cytuje wroclaw.pl.
Wiosenny klimat oznacza także imprezy alkoholowe na Wyspie Słodowej. To wyjątkowe miejsce na mapie Wrocławia regularnie przyciąga fanów dobrej zabawy.
Powrót obostrzeń na Warmii i Mazurach. Hotele zostaną zamknięte?
- Gromadzenie się ludzi na Wyspie Słodowej to problem, którego nie da się rozwiązać poprzez zamknięcie tego terenu. Przy obecnej pogodzie i różnych odgórnych ograniczeniach, powiększenie ludzkich skupisk obserwujemy na wszystkich podległych ZZM obiektach. Zamknięcie każdego z nich oznacza wzrastający tłok na pozostałych - wyjaśnia Szempliński.
Przedstawicielom miasta zależy na tym, by wszyscy uczestnicy plenerowych imprez byli bezpieczni, mimo zagrożenia epidemiologicznego. Apelują więc o rozsądek i rozwagę.
- Proszę zwrócić także uwagę na fakt, że w sytuacji kiedy nie możemy zamknąć dojścia do Concordii, wyłączenie pozostałych przejść mogłoby ludzi stłoczyć na małym obszarze, co już w ogóle nie byłoby bezpieczne. Niemniej stale monitorujemy sytuację i pozostajemy w kontakcie z odpowiednimi służbami - twierdzi Marek Szempliński.