Dolny Śląsk. Ukryty skarb? Poszukiwacze ruszają po 28 ton złota
Elektryzująca wiadomość o 28 tonach złota spoczywających w studni przy pałacu w Roztoce na Dolnym Śląsku obiegła w środę zagraniczne media. Czy szykuje się nowy Złoty Pociąg? - Nie wierzę w to złoto. Ktoś połączył dwie odrębne sprawy - mówi WP Joanna Lamparska, ekspertka od skarbów i tajemnic Dolnego Śląska.
Poniemieckie dobra, schowane przez uciekających nazistów na Dolnym Śląsku, nadal budzą ogromne emocje. Informacje o ukrytych w różnych miejscach skrzyniach z obrazami, biżuterią i złotem działają na wyobraźnię i pchają do czynu grupy poszukiwaczy.
W środę w brytyjskim ”Daily Mail” pojawiła się wiadomość opatrzona zdjęciem dolnośląskiego zamku i twarzą Adolfa Hitlera. "W przypałacowej studni czekają wielkie bogactwa" - donosiła gazeta. Wiadomość tę szybko podchwyciły inne media na świecie i w Polsce.
- To zamieszanie może przynieść niepożądane skutki w postaci zniszczeń, jakie wokół pięknego pałacu w Roztoce poczynią samozwańcze ekipy eksploratorów - obawia się Joanna Lamparska, dziennikarka, podróżniczka, pisarka oraz ekspertka od skarbów i tajemnic Dolnego Śląska. - Ta piękna rezydencja należała do rodu Hochbergów, otacza ją dwunastohektarowy park, w którym właśnie - zdaniem osób, które "ujawniły" informację o złocie - mają się znajdować te skarby. Oprócz sztab złota, także elementy biżuterii oraz monety ze śladami postrzałów. Mam nadzieję, że ta sensacja nie obudzi to armii nielegalnych poszukiwaczy - podkreśla w rozmowie z WP Wrocław ekspertka.
Dolny Śląsk pełen tajemnic
Joanna Lamparska napisała książkę o "złotym pociągu", który przed paru laty sprawił, że na długie miesiące w Wałbrzychu zamieszkało kilkadziesiąt ekip telewizyjnych z całego świata, które nadawały codzienne relacje z poszukiwań podziemnego transportu. Na jego istnienie był ponoć cały szereg dowodów i badań, a od odkopania go z zasypanego tunelu dzielić miały zaledwie kroki. To jednak się udało się do dziś.
- "Złoty pociąg" i medialny szum wokół niego zmienił oczekiwania. Chcielibyśmy nie tylko szukać, ale wreszcie znaleźć - komentuje dziennikarka. - Nie ma jednak większych szans na takie odkrycie. Bywają przypadkowe małe skarbki. Być może ten wielki skarb, jaki stanowiła tajemnicza ekspedycja z Breslau, gdzieś jeszcze czeka na odnalezienie, ale muszę powiedzieć to z całą pewnością: to nie jest to znalezisko, tego skarbu tam nie ma. Każda taka wiadomość elektryzuje środowisko poszukiwaczy, ale zaraz potem ci, którzy w tym siedzą, zadają sobie pytanie o szczegóły i analizują przedstawiane dokumenty.
Tak jest i w przypadku sensacji ”Daily Mail”. Joanna Lamparska tłumaczy, że informacja o 28 tonach złota pojawiła się mniej więcej rok temu. Lokalizację skarbu w Roztoce wskazuje Roman Furmaniak, prezes Polsko Niemieckiej Fundacji Śląski Pomost. Jako dowód przedstawia dokumenty, jakie rzekomo zostawił funkcjonariusz SS zaangażowany w zbieranie i ukrywanie tych bogactw przed nadciągającymi sowietami. Fragmenty ”Dzienników wojennych” oficera SS o nazwisku Michaelis fundacja Śląski Pomost przekazała dziennikarzom oraz Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
- W nie do końca czytelnych zapiskach pojawiają się listy obrazów oraz kilka nazwisk znanych wśród miłośników tajemnic historii - tłumaczy Joanna Lamparska. - Pomysł na 28 ton złota pochodzi z fragmentu ”dzienników”, w których opisane jest rzekome spotkanie ”z panem Grundmannem w pałacu rodu Hochberg” oraz sugestia, że po ukryciu 28 ton złota żandarmi polowi zostali zlikwidowani.
28 ton złota. Dwie odrębne historie
Grundmann jest, jak tłumaczy nam dziennikarka, postacią autentyczną, jednak był on urzędnikiem, który dla nazistowskich struktur prowadził inwentaryzację dzieł sztuki i zajmował się ich transportem. Informatorzy, przekonujący o istnieniu 28 ton złota w Roztoce, pokazują prawdziwy spis zabytków wywiezionych z Wrocławia i zdeponowanych w Kamieńcu Ząbkowickim.
- Listę tę, stworzoną najprawdopodobniej przez Grundmanna, posiadał ząbkowicki kościelny, który brał udział w zabezpieczaniu 252 obrazów pod koniec II wojny światowej. Listę przekazał Mateuszowi Gnaczy, prezesowi Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Kamienieckiej. Wygląda więc na to, że ktoś usiłuje połączyć dwie kompletnie odrębne sprawy: jedną, na obecną chwilę, kompletnie niewiarygodną i dokumenty dotyczące potwierdzonej i znanej historii Dolnego Śląska. Po co? Chyba nie dla pieniędzy, bo wielkie pieniądze kochają ciszę, a nie medialny rozgłos - mówi dziennikarka.
I dodaje: - Mocno wierzę, że skarb czeka, że jeszcze go znajdziemy. Rozmawiamy o tym każdego roku podczas Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic w Książu. W tym roku zrobimy to online, nie wyjeżdżając z domu.