Wrocław nie może stracić Liverpoolu. Klub muzyczny prosi o ratunek
To miejsce, istniejące od 1996 roku, jedno z pierwszych takich w mieście, przez lata zaskarbiło sobie serca kolejnych generacji fanów wielu muzycznych gatunków. Może stać się jednak tak, że po pandemii otwarcie będzie już niemożliwe. Klub Liverpool szuka sposobu na zapłacenie długów spowodowanych lockdownem.
O wsparcie w trudnej sytuacji poprosił w mediach społecznościowych właściciel klubu, zarządzający nim od 2008 roku, Włodzimierz "Lola" Krakus. Napisał jak jest - zaciągnął kredyty, żeby ratować miejsce, w które włożył sporo serca. Teraz banki rzuciły się na niego i jeśli nie pomogą mu bywalcy i sympatycy, Liverpool będzie musiał przestać istnieć. Byłoby szkoda, bo - jak napisał na portalu Zrzutka.pl właściciel lokalu - do dziś działający przy Świdnickiej klub muzyczny jest jednym z najlepszych w Polsce.
"W tygodniu odbywały się cyklicznie Jazz Jam Session w środy i Jam Session Bluesowo-Rockowe w czwartki. W weekendy organizowane były koncerty rockowe, jazzowe i bluesowe z udziałem czołowych artystów polskich (Dżem, TSA, Turbo, Closterkeller, Lost Soul, Deadpoint...) i zagranicznych (Blaze Bayley, Paul Di'Anno, obaj ex Iron Maiden, Stan Skibby, Sabaton, Suicide Commando, Oranssi Pazuzu, Antimatter...) oraz kultowe imprezy klubowe: Depeche Mode Party, K-Pop Party, Back To The 80’s" - wylicza Włodzimierz "Lola" Krakus.
Wrocław. "Rzuciły się na mnie bank". Właściciel Liverpoolu prosi o wsparcie.
Pisze również, że teraz, gdy pojawiła się możliwość na wznowienie działalności klubów 29 maja, nadal do czerwca obowiązywać będzie zakaz spożywania w nich napojów i posiłków, co w zasadzie zabiera sens otwarcia tych miejsc. Prosi więc o wsparcie, które pozwoli na ocalenie lokalu. Obiecuje też, że jeśli Liverpool przetrwa, wkrótce zaprosi na Jam Sessions, koncerty oraz kultowe imprezy DMP, K-Pop i Back To The 80's oraz planowane Jubileusze 70-lecia Wrocławskich Muzyków.
Liverpool działa w podziemiach przedwojennego domu handlowego Schneidera, u zbiegu ulic Podwale i Świdnickiej. Właściciel wyciszył piwnice klubowe, dzięki czemu mogły się tu odbywać naprawdę doskonale nagłośnione koncerty.
Przed laty zaledwie kondygnację wyżej działało miejsce, którego bywalcy z pewnością chętnie przenieśliby się do piwnicy, choćby z uwagi na to, że wówczas goście, jak się to zdarzało, nie wychodziliby do domu nad ranem wraz z witryną wystawową. Klub Dziennikarza z lat 60. i 70. przetrwał w miejskich legendach jako najbardziej imprezowe miejsce Wrocławia, otwarty w 1996 roku Liverpool restaurował tradycje nocnego życia miasta.