ŚwiatWrócił z Afganistanu i nadal walczy - tym razem o zdrowie

Wrócił z Afganistanu i nadal walczy - tym razem o zdrowie

Do szpitala przyjechał na wózku. Teraz porusza się o kulach, a wyjść chce o własnych siłach. Starszy plutonowy Mariusz Saczek został ranny w wybuchu miny w Afganistanie. Usłyszał diagnozę niczym wyrok, ale walczy, by nie był to "wyrok dożywotni".

Wrócił z Afganistanu i nadal walczy - tym razem o zdrowie
Źródło zdjęć: © Polska Zbrojna | Małgorzata Schwarzgruber

26.10.2011 | aktual.: 08.06.2018 14:38

Bernard Solecki, dyrektor 21 Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Busku-Zdroju, pamięta, że gdy 30 maja 2011 roku karetka przywiozła starszego plutonowego Mariusza Saczka, był on w nie najlepszym stanie psychicznym. Po kilku miesiącach wróciła jednak nadzieja. - Trafiłem do placówki, w której otoczono mnie wyjątkową opieką - mówi Mariusz. Dyrektor dodaje, że plan rehabilitacji został tak opracowany, aby pacjent zaczął chodzić. Szpital stara się bowiem leczyć kompleksowo.

Diagnoza jak wyrok

VII zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie była jedną z najtragiczniejszych - kosztowała życie siedmiu żołnierzy. Do wymiany ognia oraz eksplozji podkładanych przez talibów przydrożnych bomb najczęściej dochodziło w południowej części prowincji Ghazni. Tak było też 27 lipca, gdy kilkanaście kilometrów od bazy Warrior patrolujący okolicę transporter Rosomak wjechał na minę pułapkę. Rannych zostało sześciu żołnierzy, w tym starszy plutonowy Mariusz Saczek.

Nie pamięta wypadku ani pierwszej operacji w szpitalu polowym w bazie Ghazni. Kolejne dwa zabiegi przeszedł w amerykańskim szpitalu w Landstuhl koło Ramstein. - Byłem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Nie zdawałem sobie sprawy ze skali obrażeń. Gdy zobaczyłem pierwsze blizny, pomyślałem tylko: jak ja pójdę na plażę? - opowiada. Diagnoza lekarza brzmiała niczym wyrok: niedowład spastyczny kończyn dolnych jako rezultat uszkodzenia rdzenia kręgowego. Potem był powrót do Polski i wielomiesięczna wędrówka między szpitalami w Bydgoszczy, Warszawie i Ciechocinku. Pierwszy mały sukces odnotował na początku września, ponad miesiąc po wypadku - po raz pierwszy udało mu się poruszyć palcem u prawej nogi. Stopniowo wracało czucie. Wtedy już wiedział, że może mu pomóc tylko rehabilitacja.

Pierwsze postępy zauważył w 10 Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Bydgoszczy, gdy w asyście rehabilitanta przeszedł 20 metrów z pomocą dwóch czwórnogów (laski z czterema punktami podparcia). Nie miał wątpliwości, że duża w tym zasługa pracującej z nim rehabilitantki Agnieszki Gozdek. Po miesiącu w Busku zwiększył dystans do około stu metrów na czwórnogach, potem zmienił je na kule. Dziś pokona nawet 300 metrów. - Do takiej ciężkiej pracy dopinguje mnie rehabilitantka Justyna Plewa. Na większość zabiegów staram się chodzić o kulach, choć zwykle poruszam się na wózku - mówi wojskowy.

Rehabilitacja nie tworzy cudów, ale małe sukcesy. Kto zwraca uwagę na sposób, w jaki wchodzi po schodach? Mariusz ucieszył się jak dziecko, gdy pierwszy raz udało mu się "normalnie" wejść, a nie dołączając jedną nogę do drugiej na każdym stopniu. Rehabilitacja jak nadzieja

- W rehabilitacji Mariusza Saczka opieramy się na najnowszych osiągnięciach neurofizjologii i stosujemy metodę PNF (Proprioceptive Neuromuscular Facilitation). To nowy sposób gimnastyki indywidualnej, która sprawdza się przy niedowładach: jeden rehabilitant pracuje z jednym pacjentem, który po urazie ponownie uczy się chodzić - wyjaśnia doktor nauk medycznych Bernard Solecki.

Każdy dzień rekonwalescenta wypełniony jest zabiegami, które trwają od 7.30 do 16.00. W planie dnia jest wiele pozycji: zajęcia w basenie rehabilitacyjnym (gdzie łatwiej ćwiczyć w odciążeniu), masaże wibracyjny i klasyczny, kąpiele siarczkowe, masaż Aqua-Med (który rozluźnia mięśnie, łagodzi ból i pobudza krążenie) oraz gimnastyka UGUL. - Codziennie mam trzy godziny indywidualnych zajęć rehabilitacyjnych. Czasem pot ze mnie spływa, ale się nie poddaję, ćwiczę więcej niż inni, bo chcę znowu chodzić - mówi Mariusz. Dyrektor Solecki uważa, że jest na to duża szansa, potrzeba jednak cierpliwości i systematyczności.

Tymczasem przyznane Mariuszowi zgodnie z obowiązującymi przepisami turnusy rehabilitacyjne dobiegają końca. Co dalej? Pytanie to spędza mu sen z powiek, bo nie znajduje na nie odpowiedzi. Rocznie z misji, w których uczestniczą polscy żołnierze, powraca kilkudziesięciu rannych. Jeden ze złamaną ręką, drugi - ze złamanym kręgosłupem. Przepisy wtłaczają poszkodowanych w prawne formułki: "przysługuje", "nie przysługuje". Niejeden ranny żołnierz zastanawiał się, dlaczego w MON nie ma puli pieniędzy przeznaczonej na rehabilitację, skoro resort wysyła żołnierzy na wojnę? Przepisy nie zezwalają.

Wielu usłyszało od dyrektora szpitala, w którym się (za długo) leczyło: kto za pana zapłaci? Nadzieją na zmianę jest ustawa o weteranach, która ma zapewnić lepsze warunki leczenia i rehabilitacji. Nowe prawo wejdzie w życie dopiero wiosną 2012 roku, a Mariusz Saczek już dziś postanowił, że się nie podda. "Mam nadzieję, że uda mi się opuścić ten szpital na własnych nogach. Nie stać mnie na pokrycie samemu kosztów pobytu i rehabilitacji, a z uwagi na pozytywne efekty dotyczące stanu mojego zdrowia bardzo mi zależy na kontynuacji leczenia. Pozbawienie mnie długiej i intensywnej rehabilitacji w tym ośrodku skaże mnie na wózek inwalidzki do końca życia. Tylko tu mam duże szanse, by zacząć się samodzielnie poruszać i egzystować”, napisał Mariusz Saczek do ministra obrony narodowej, prosząc o pokrycie dalszych kosztów pobytu i rehabilitacji w 21 Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym w Busku-Zdroju. W przypadku uszkodzenia rdzenia rehabilitacja trwa dwa lata. Mariusz ma już za sobą 14 miesięcy ćwiczeń.
Przed nim najtrudniejsza misja: powrót do zdrowia.

Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna" Zapomoga na leczenie

"Polska Zbrojna": Co wejście w życie ustawy o weteranach zmieni w sytuacji, w jakiej znalazł się starszy plutonowy Mariusz Saczek?

Pułkownik Sławomir Filipczak (od stycznia 2008 roku dyrektorem departamentu spraw socjalnych MON): Zgodnie z przepisami ustawy z 19 sierpnia 2011 roku o weteranach działań poza granicami państwa starszy plutonowy Mariusz Saczek będzie mógł się ubiegać o status weterana poszkodowanego. Będzie także miał prawo do umieszczenia poza kolejnością w domu weterana lub do korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej finansowej przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Co z jego dalszą rehabilitacją?

Na podstawie artykułów 24b i 24c ustawy z 27 sierpnia 2004 roku o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych Mariusz Saczek, po otrzymaniu statusu weterana poszkodowanego, będzie miał prawo do bezterminowego i poza kolejnością leczenia urazów i chorób, których nabawił się podczas wykonywania zadań poza granicami państwa. Będzie także miał możliwość wybrania placówki medycznej, w której będzie chciał się leczyć.

Ustawa o weteranach wejdzie w życie prawdopodobnie wiosną 2012 roku. Jak dziś można mu pomóc?

Minister obrony narodowej może przyznać mu zapomogę, która pokryje koszty leczenia i rehabilitacji. Zgodnie z paragrafem 6 rozporządzenia z 23 grudnia 2010 roku w sprawie warunków i trybu przyznawania nagród uznaniowych i zapomóg żołnierzom zawodowym minister uwzględnia sytuację materialną wojskowego. Warunkiem jej otrzymania jest poniesienie wydatków związanych ze zdarzeniami losowymi, klęskami żywiołowymi, długotrwałą chorobą lub śmiercią członka rodziny. Zapomoga ta może zostać przyznana na wniosek żołnierza lub jego bezpośredniego przełożonego. W przypadku udokumentowania kolejnych wydatków związanych ze stanem zdrowia (przedstawienia faktur za rehabilitację), może on dostać na wniosek ministra kolejną zapomogę.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskoafganistanpolska
Wybrane dla Ciebie