Wrocaławska prokuratura bada zgony po zażyciu corhydronu
Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu sprawdza
doniesienia w sprawie zgonów, mających wynikać z zażycia
corhydronu, które wpływają z całego Dolnego Śląska. Analizowanych
jest pięć przypadków. Nie wiadomo, czy któryś z tych zgonów
faktycznie nastąpił na wskutek zażycia specyfiku.
W ubiegłym tygodniu resort zdrowia poinformował, że w jednej z partii corhydronu znalazł się inny, silny specyfik stosowany podczas operacji. Dotąd potwierdzono, że był on obecny w jednej ampułce z tej partii. Ministerstwo postanowiło, dla bezpieczeństwa, wycofać z obrotu wszystkie partie corhydronu.
Wszystkie te przypadki musimy zbadać, ale obecnie nie potrafię powiedzieć, czy faktycznie zgon nastąpił po zażyciu corhydronu -powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu Krzysztof Schwartz.
Dodał, że w takiej sytuacji nie można wykluczyć działania ludzi próbujących albo oszukać organa ścigania, albo zwyczajnie nieświadomych. Może się zdarzyć tak, że ktoś umarł z innych powodów, ale rozgoryczona rodzina szuka winnych - powiedział Schwartz.
Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze prowadzi śledztwo w związku ze sprowadzeniem zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Tamtejsi prokuratorzy sprawdzają, czy Jelfa - producent corhydronu - zareagowała prawidłowo i zrobiła wszystko, aby poinformować pacjentów, gdy dowiedziała się, że na rynku znalazł się wadliwy lek jej produkcji.
Jak informowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze Ewa Węglarowicz-Makowska, śledztwo jest prowadzone dwutorowo. Po pierwsze, prokuratura sprawdza, czy Jelfa, wprowadzając na rynek szkodliwy dla zdrowia lek, naraziła na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia wielu ludzi. Po drugie, prokuratura bada sprawę reakcji Jelfy na informację, że na rynku jest jej produkt, który może zagrażać życiu i zdrowiu ludzi. Za tego typu przestępstwo grozi od 6 miesięcy do 8 lat.
Wrocławska policja zbiera dane na temat pacjentów zażywających corhydron lub posiadających recepty wypisane na ten lek. Na policyjnej liście znalazło się 11 tys. osób. Do 6 tys. pacjentów udało się już dotrzeć policjantom i poinformować ich o ewentualnym zagrożeniu.
Nie odbieramy leku, tylko informujemy o zagrożeniu i prosimy o zwrot lekarstwa do aptek - powiedział Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Dodał, że w tej sprawie policja ściśle współpracuje ze sztabem kryzysowym Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu.