Wolne, ale nieuczciwe. Takie będą niedzielne wybory
Głosowanie dopiero w niedzielę, ale już teraz można uznać, że wybory nie będą uczciwe. Pole rywalizacji nie było równe dla wszystkich partii, a warunki prowadzenia kampanii nie spełniały międzynarodowych standardów.
W kwietniu tego roku międzynarodowa misja obserwacyjna OBWE oceniła, że wybory parlamentarne na Węgrzech były "wolne, ale nieuczciwe". Gdyby podobną misję wysłano (tym razem tego nie zrobiono) na tegoroczne wybory w Polsce, jej wnioski musiałyby brzmieć bardzo podobnie. Owszem, głosowanie zapewne będzie wolne. Ale podobnie jak w krajach niedemokratycznych, pole gry było drastycznie przechylone na korzyść partii rządzącej.
"Wybory na Węgrzech charakteryzowały się wszechobecnym mieszaniem się państwowych i partyjnych środków, podważając możliwości konkurentów do rywalizacji na równych prawach. Wyborcy mieli szeroki wybór opcji politycznych, ale zastraszająca i ksenofobiczna retoryka, stronniczość mediów i niejasne finansowanie kampanii ograniczyły przestrzeń dla prawdziwej debaty, naruszając możliwość dokonania w pełni poinformowanego wyboru przez wyborców" - tak brzmiał pierwszy akapit streszczający węgierski raport OBWE. Niemal wszystkie zawarte w nim uwagi i zarzuty odnoszą się również do tego, co widzieliśmy w ostatnich tygodniach w Polsce.
Z pewnością można to powiedzieć na temat mieszania się tego, co państwowe i tego, co partyjne. Najbardziej jaskrawym przykładem była tu postawa mediów publicznych, które w czasie kampanii wyborczej prowadziły wręcz otwartą agitację na rzecz partii rządzącej. TVP Info rutynowo pomijało kampanijne wystąpienia polityków opozycji, pokazując za to niemal każdy występ przedstawicieli władzy. Polska Agencja Prasowa informowała o publikacji nowych spotów wyborczych Zjednoczonej Prawicy. Materiały "Wiadomości", wciąż będących podstawowym źródłem informacji dla wielu wyborców - utrzymywanym przez nas wszystkich - często przybierały formy spotów wyborczych chwalących PiS i ganiących opozycję.
"Wiadomości" jako blok wyborczy PiS
To nie przesada. Podczas jednego wydania "Wiadomości", TVP potrafiła wyemitować materiały opatrzone tytułami takimi jak: "Polacy stawiają na Prawo i Sprawiedliwość", "Kłopoty Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej" i "Koalicja Obywatelska ma garstkę zwolenników?". Każdego wieczora pokazywano, jak rząd "skutecznie zwalcza biedę", odnosi sukcesy w walce z mafiami i wspiera rolników.
Przez ostatnie tygodnie, flagowy program TVP pokazywał też relacje z kampanijnych wydarzeń z kolejnych regionów, nieodmiennie skupiając się na przekazie Prawa i Sprawiedliwości. Na ekranach zapowiadały je paski: "Strategia Prawa i Sprawiedliwości dla Małopolski", "Prawo i Sprawiedliwość dla Świętokrzyskiego". Podobnych materiałów przedstawiających program opozycji po prostu nie było. To samo działo się też w regionalnych kanałach. Tak jak np. w TVP Gdańsk, gdzie uporczywie promowano kandydata PiS na prezydenta miasta Kacpra Płażyńskiego.
Często przekaz "Wiadomości" idealnie współgrał z przekazem partii. Kiedy PiS wypuścił swój ostatni spot wyborczy, straszący masowym przybyciem imigrantów w razie zwycięstwa Koalicji Obywatelskiej, "Wiadomości" pytały "kto chce w Polsce islamskich imigrantów?". Żadnej partii nie byłoby stać na wykupienie takiej ilości czasu antenowego w szczytowym okresie oglądalności.
Państwo w służbie partii
Media publiczne to najbardziej jaskrawy przykład zaangażowania państwowych środków do partyjnych celów. Ale niejedyny. Mniejszym, ale symbolicznym przypadkiem była sprawa Roberta Kubicy. Zaraz po tym, jak Onet opublikował nagranie w którym Mateusz Morawiecki przyznaje, że cieszy go kontuzja kierowcy, natychmiast na pomoc przyszedł państwowy Orlen (jak zapewnia - bez związku ze sprawą) rozpoczynając rozmowy na temat sponsorowania Kubicy.
Przeczytaj również: Spotkanie prezesa Orlenu z Kubicą
Co z innymi zarzutami przytoczonymi przez misję OBWE? "Ksenofobicznej i zastraszającej" retoryki z pewnością nie brakowało. Z ksenofobii PiS uczynił główny element swojej kampanii w ostatnich dniach, publikując najnowszy antyuchodźczy spot wyborczy. Wcześniej politycy partii rządzącej - w tym sam prezes PiS - sugerowali zaś pozbawienie funduszy regionów rządzonych przez opozycję, przestrzegając przed wybieraniem samorządowców, którzy "warczą" na rząd. Inni - jak w przypadku prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej - ostrzegają, że nawet zwycięstwo w wyborach nie wystarczy, żeby objąć władzę.
Przeczytaj również: Sprawa Zdanowskiej. Polityka znów wygrywa z prawem
W takich warunkach trudno uznać wybory za w pełni uczciwe. Wybory to nie tylko wrzucanie kartek do urny. To tylko zwieńczenie długiego procesu. Wiedzą o tym autokraci na całym świecie, dla których manipulacje z kartami do głosowania i wyborcze karuzele są jedynie dodatkowym środkiem zapewniającym władzę. Najważniejsze jest takie ustawienie reguł i takie przygotowanie pola gry, by porażka nie wchodziła w rachubę. Podczas mijającej kampanii rząd kierował się tą samą logiką. W niedzielę okaże się, czy zrobił to równie skutecznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl