Wolne 12 listopada to dobry pomysł. Ale PiS zrobiło z tego wizerunkowy dramat
100-lecie odzyskania niepodległości mamy raz na 100 lat i powinniśmy jako społeczeństwo to odczuć. Niewątpliwie dodatkowy dzień wolny by w tym pomógł - to dobry pomysł PiS. Ale jego wykonanie jest fatalne, całkowicie wypacza sens dodatkowego dnia wolnego.
100-lecie niepodległości, jak nazwa wskazuje, nie zdarza się często. Powinno być więc obchodzone godnie i z pompą. I wydawało się, że może się udać, bo w sprawę intensywnie zaangażował się prezydent Andrzej Duda, przy którym powstał komitet obchodów. Ale szybko okazało się, że jego inicjatywy to głównie urzędnicze oficjałki albo projekty trafiające do wąskiego grona odbiorców.
Teraz jednak pojawił się koronny dowód na to, że rządzący o tym, że 11 listopada obchodzimy 100. rocznicę odzyskania niepodległości dowiedzieli się jakiś tydzień temu. Bo oto 22 października do Sejmu wpłynął sygnowany przez posłów PiS projekt ustawy o dniu wolnym 12 listopada. W uzasadnieniu projektu tłumaczą, że dodatkowy dzień wolny od pracy "pozwoli Rodakom na godne uczczenie 100. Rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości, wydłuży czas na uroczystości do trzech dni, tj. od 10 do 12 listopada 2018 roku".
I sam pomysł zasługuje na pochwałę: 11 listopada można świętować do późna, brać udział w koncertach czy choćby wspólnie ze znajomymi obejrzeć to, co przygotowały telewizje, nie martwiąc się o konieczność wstania do pracy kolejnego dnia. To wyjście na przeciw często podnoszonemu przez Polaków postulatowi, że po świętach przydałby się jeszcze jeden dzień na odpoczynek.
Tylko tutaj wszystko jest robione na ostatnią chwilę i zamiast poczucia ulgi jest źródłem frustracji. I to dla wielu grup zawodowych, zaczynając od tych, którzy jednak będą musieli w dodatkowe święto pracować. I nie chodzi tutaj o policjantów, ratowników medycznych czy dziennikarzy, dla których praca w dni wolne to norma, lecz o pracowników handlu - 12 listopada sklepy mają być otwarte.
Problemów jest więcej. Choćby podróżni - czy pociągu kursujące w dni robocze w poniedziałek pojadą czy nie? Co z planowymi operacjami i wizytami lekarskimi, na które czekało się od 3 czy 5 lat? Albo z umowami i zamówieniami, których termin przypada na 12 listopada? To wszystko można było jakoś ułożyć, ale nie w niespełna dwa tygodnie.
Zamiast fali wdzięczności jest fala irytacji. Szczególnie, że PiS nie zadbało o zorganizowanie politycznego konsensusu, a akurat w tej sprawie można sobie byłoby taki wyobrazić. Partia rządząca wpisała jednak dzień wolny 12 listopada w kampanię wyborczą, przedstawiając projekt ustawy dzień po pierwszej turze wyborów samorządowych. Wygląda na to, że ktoś na Nowogrodzkiej lub w okolicach uznał, że da się tym kupić trochę głosów przed drugą turą. Nie dość, że to karkołomne założenie (bo co ma piernik....), to już dzisiaj widać, że przyniosło więcej szkody niż pożytku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl