PolskaWojsko robi sobie z nas "jaja"?

Wojsko robi sobie z nas "jaja"?

„Zawód żołnierz od zawsze atrakcyjny” – takim hasłem zamieszczanym na plakatach Wojsko Polskie jeszcze do niedawna próbowało przekonać młodych ludzi, że nie ma lepszego miejsca na robienie kariery niż armia. 21-letni Dominik, zachęcony reklamą, złożył papiery do Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Toruniu. Wydał 50 zł na wymagane zaświadczenie o niekaralności, przeszedł badania lekarskie, opłacił przejazd. Jednak 16 kwietnia otrzymał informacje, że w tym roku… naboru do szkoły nie będzie.

Wojsko robi sobie z nas "jaja"?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

St. chor. Zbigniew Płaszkiewicz ze szkoły wojsk lądowych w Toruniu, nie kryje zdziwienia wstrzymaną przez MON rekrutacją: – Spoty reklamowe leciały cały ubiegły rok i praktycznie jeszcze na początku tego. O decyzji [wstrzymania rekrutacji] dowiedzieliśmy się 9 kwietnia. Do końca, czyli 31 marca lecieliśmy z naborem pełną parą. Przez cały czas braliśmy udział w Targach Edukacyjnych i Targach Pracy.

W tym roku o przyjęcie do szkoły lądowej w Toruniu starało się 1400 kandydatów.

„Chciałem do wojska”

Dominik mówi, że dał się „złowić na reklamy”. Widząc hasło „Zawód żołnierz zawsze atrakcyjny”, pomyślał, że polski rząd w końcu chce zainwestować w młodych ludzi, dając im szanse na lepsze życie. – Chciałem oddać swoją przyszłość w ręce wojska. Po przeczytaniu serii artykułów dotyczących zmian w wojsku, w końcu podjąłem decyzję o udziale w rekrutacji – mówi. Wymagane dokumenty do Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Toruniu trzeba było złożyć do 31 marca br. Wśród nich było zaświadczenie o niekaralności za 50 zł, zaświadczenie o maturze i akt urodzenia. Po złożeniu dokumentów został wysłany przez wojsko na konieczne badania. Musiał na nie jechać z Grudziądza do Bydgoszczy. Za przejazd zapłacił z własnej kieszeni. Tymczasem na badania poświęcił aż dwa dni, gdyż brało w nich udział blisko 10 lekarzy, m.in. psycholog, internista i okulista.

16 kwietnia br. Dominik otrzymał list. Jego treść brzmiała następująco: „W dniu 7 kwietnia 2009 r. Dowódca Wojsk Lądowych podjął decyzję o zawieszeniu naboru do Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Toruniu na rok 2009/2010. Z uwagi na powyższe pragnę poinformować, że proces rekrutacyjny zaplanowany w dniach 8-10 lipca 2009 r. nie będzie zrealizowany”. Do listu dołączony był załącznik, w postaci odesłanych Dominikowi dokumentów. Chłopak mówi, że nie poinformowano go wcześniej o możliwości przerwania rekrutacji. – Powtarzano tylko, że do 31 marca br. jest nabór i trzeba przejść serię dwóch badań lekarskich – mówi. Zauważa, że jak dotąd nikt nie zaproponował mu zwrotu poniesionych kosztów.

Rezygnacja z naboru kandydatów do szkół podoficerskich dotyczy pięciu placówek, tj. szkół w Toruniu, Poznaniu, Zegrzu, Wrocławiu i Ustce. W pozostałych szkołach, jak podaje oficjalny komunikat na stronie Ministerstwa Obrony Narodowej, tj. w Dęblinie, Koszalinie (są w dyspozycji dowódcy Sił Powietrznych) oraz w Łodzi (Podoficerska Szkoła Służb Medycznych) nabór będzie prowadzony bez zmian.

Odchudzenie polskiej armii

„Szkoły podoficerskie nie mogą kształcić kandydatów na podoficerów jeśli nie mają dla nich zagwarantowanych miejsc pracy. [Tymczasem] stan liczebny armii, w tym Wojsk Lądowych, uległ zmniejszeniu. Akcja informacyjna o naborze do szkół realizowana była do momentu określenia nowych potrzeb (kwiecień br.)” – pisze w mailu do Wirtualnej Polski mjr Sławomir Ratyński z Dowództwa Wojsk Lądowych. Tłumaczy w nim, że odwołanie naboru do szkół podoficerskich wynikało ze zmiany aktualnych potrzeb Sił Zbrojnych RP (określenie nowych limitów). Mjr Ratyński wyjaśnia, że zdaje sobie sprawę, że osoby ubiegające się o przyjęcie do szkoły poniosły określone koszty związane z gromadzeniem dokumentów rekrutacyjnych, ale pragnie zaznaczyć, że termin ich dostarczenia mijał w dniu egzaminów wstępnych.

W oficjalnym komunikacie na stronie MON czytamy, że z naboru kandydatów do szkół podoficerskich z cywila w tym roku zrezygnował dowódca Wojsk Lądowych oraz dowódca Marynarki Wojennej RP. Decyzja ta, jak podje komunikat, wynika nie z braku pieniędzy, ale potrzeb w zakresie uzupełniania etatów podoficerskich. W bieżącym roku, podobnie jak w latach poprzednich, kandydaci do szkół podoficerskich będą przyjmowani stosownie do poszczególnych rodzajów sił zbrojnych.

– Od dawna się mówiło, że armia ma być mniejsza i bardziej zawodowa. Ma być mniejsza, ale sprawniejsza. Tak się złożyło, że [akurat] w tym roku podjęto decyzję o „odchudzeniu” armii – komentuje zaistniałą sytuację St. chor. Zbigniew Płaszkiewicz ze Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Toruniu. Jego zdaniem szkoła podoficerska w Toruniu jest tylko realizatorem rozporządzenia. Dostała informację, że oficjalną przyczyną takiego zarządzenia jest redukcja sił zbrojnych. Znaczy to tyle, że armia jest za duża i „trzeba ją trochę odchudzić”.

Wierzyć państwu?

St. chor. Płaszkiewicz przyznaje, że szkoła w Toruniu decyzją wstrzymania naboru została postawiona w bardzo niezręcznej sytuacji. – Też poczyniliśmy wiele wysiłku, żeby ci młodzi ludzie mogli do nas przyjść. […] Pewnie w jeszcze gorszej sytuacji są niedoszli absolwenci. Wcale im się nie dziwię, ale proszę zrozumieć, że my jesteśmy na końcu tego łańcuszka – mówi. Dominik nie kryje zażenowania całą sytuacją. Teraz zatrudnił się w firmie prywatnej i rozważa, czy kiedykolwiek będzie jeszcze w stanie zaufać w wojsku. – Jak w tym kraju młodzi ludzie mają coś zrobić, skoro kraj i rząd nas tak powstrzymuje i ogranicza? – pyta retorycznie.

Anna Sztandera, Wirtualna Polska

Imię Dominika na jego prośbę zostało zmienione. Sformułowania w nawiasach są dopisane przez redakcję.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskoarmiażołnierz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (307)