Wojska Obrony Terytorialnej: Od "armii Macierewicza" do uznania za świetną służbę
W ostatnich miesiącach Wojska Obrony Terytorialnej zbierają całkiem dobre recenzje. Znakomicie odnalazły się jako wsparcie dla wojska zawodowego broniącego granicy z Białorusią, a teraz wspierają służby cywilne i wolontariuszy, podczas ewakuacji Ukraińców, uciekających przed wojną. Można się zastanawiać, czy przy okazji kryzysu żołnierze WOT nie zastępują Obrony Cywilnej, której w Polsce praktycznie nie ma, poza instytucjami, które znamy na co dzień - Strażą Pożarną i systemem opieki zdrowotnej.
18.03.2022 | aktual.: 19.03.2022 13:03
Nadal nie została uchwalona ustawa o obronie cywilnej, choć prace nad nią trwają od 2019 roku. Zostali za to wyznaczeni szefowie obrony cywilnej na poziomach od gminnego po krajowy. Nadal wszyscy oni działają po omacku, ponieważ brak im wytycznych. Każdy radzi sobie, jak może. Tu też znalazło się miejsce dla WOT.
- Nie zastępujemy Obrony Cywilnej - mówi płk Marek Pietrzak, rzecznik prasowy WOT. - Wykonujemy zadania wsparcia instytucji - wojewodów, samorządów oraz organizacji pozarządowych, odpowiedzialnych za przyjęcie uchodźców.
- My na tę sytuację patrzymy przez pryzmat sytuacji kryzysowej - niewątpliwie takową jest, z tego wynika nasze działanie na podstawie ustawy o zarządzaniu kryzysowym z 2007 roku. Realizacja zadań wsparcia wojska w takich sytuacjach jest bezpośrednią realizacją jednej z trzech misji sił zbrojnych każdego państwa - dodaje.
Trzeciego dnia wojny na Ukrainie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zdecydował o utworzeniu na szczeblu każdego województwa grup wsparcia relokacji uchodźców. Niebawem nawet 6 tysięcy żołnierzy WOT będzie pomagało terenowej administracji państwowej i samorządom w relokacji uchodźców.
Nowe rozdanie
Rosyjski atak na Ukrainę spowodował, że siedmiokrotnie wzrosła liczba chętnych do wstąpienia do Wojsk Obrony Terytorialnej. Obecnie w WOT służy blisko 32 tys. żołnierzy i wciąż trwa nabór nowych ochotników. Dzięki temu być może uda się osiągnąć w końcu zaplanowany stan osobowy, który w 2019 roku miał wynosić 53 tys. żołnierzy.
Paradoksalnie dobrze nowej formacji zrobiło odejście ministra Antoniego Macierewicza. Można odnieść wrażenie, że wówczas bardziej zabrano się do pracy, niż utrwalania wizerunku pogromców specnazu. Obecnie przeważa wizerunek żołnierza, który ma pomagać obywatelom. Wspierać władze lokalne nie tylko podczas wojny, ale także podczas klęsk żywiołowych.
Żołnierze WOT są jednak szkoleni głównie do walki - prowadzenia działań nieregularnych, organizowania zasadzek, prowadzenia rozpoznania i ochrony infrastruktury krytycznej w swoich stałych rejonach odpowiedzialności.
- Nauczymy lekką piechotę walczyć z czołgami, wykorzystując teren. Proszę pamiętać, że nawet komandosi są śmiertelni, zabija się ich jak każdego innego człowieka. Bosonogi pasterz w Afganistanie zestrzelił śmigłowiec Chinook, w którym było kilkudziesięciu żołnierzy Navy Seals. Więcej, gdyby talibowie byli tak zorganizowani jak WOT, to naszym siłom specjalnym trudno byłoby ich poskromić – mówił gen. broni Wiesław Kukuła w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" w 2017 roku.
Wojna na Ukrainie pozwala zweryfikować i bliżej przyjrzeć się użyciu lekkiej piechoty w działaniach wojennych. Przede wszystkim polski pomysł na walkę lekkiej piechoty przeciwko broni pancernej. Bo nie wszystko, co widać na fragmentach nagrań, jest zgodne z prawdą. Obszerniejsze materiały pokazują, że nie wszystko jest proste.
Pogromcy czołgów?
Filmy publikowane przez Ukraińców często pokazują sytuację już po wymianie ognia, gdzie żołnierze pozują przy zniszczonych pojazdach i chwalą się zdobyczami. Najczęściej są to żołnierze ukraińskiej Obrony Terytorialnej.
- Kto je niszczył? Tego nie wiemy. Może były to siły specjalne, może spadochroniarze, może regularna piechota - mówi Bartłomiej Kucharski, analityk ds. wojskowości w Zespole Badań i Analiz Militarnych.
- Dlaczego szczególnie chętnie pokazywana jest na zdjęciach? Głównie ze względów propagandowych. Otóż pokazanie obrazu "zwykłego człowieka z bronią" ma wspierać narrację o walce toczonej przez absolutnie każdego Ukraińca. Przez cały naród. To się dobrze sprzedaje i nie można mieć do Ukraińców za to pretensji - podkreśla.
- Ukazanie ich jako nieomal komiksowych bohaterów, everyman'ów stających się w określonych warunkach bohaterami, taka przemiana Clarka Kenta w Supermana, zapewnia wysokie morale nie tylko armii, ale też narodu, cywilów, którzy dzięki temu są spokojniejsi, rzadziej panikują i nie podważają sensu walki. Z tego samego względu narracja ta zapewnia napływ ochotników, w tym zagranicznych - podsumowuje Kucharski.
W większości przypadków rosyjskie kolumny były niszczone przez artylerię i własne ugrupowania zmechanizowane. Widać to na wielu filmach, gdzie żołnierze OT pozują przy zniszczonych wrakach, wokół których widoczne są leje, albo też zostały rozerwane przez pociski czołgowe. Jednak i tutaj jest miejsce dla żołnierzy OT. W każdym takim przypadku ogniem artylerii kierowali operatorzy dronów. W Polsce WOT także przechodzą szkolenia w tym zakresie. Na razie jeszcze nie masowo, ale można mieć nadzieję, że się to zmieni.
Wnioski dla WOT
- Dla dowództwa WOT konflikt na Ukrainie stanowi szczególną lekcję efektywnego wykorzystania lekkiej piechoty. Wielokrotnie na przestrzeni ostatnich pięciu lat podkreślaliśmy wagę pododdziałów lekkiej piechoty w dezorganizacji działań przeciwnika, przerywaniu linii dostaw i zakłócaniu przemieszczeń - mówi płk Pietrzak.
- Generał Kukuła, dowódca WOT, wypowiedział wielokrotnie krytykowane słowa: "Nauczymy lekką piechotę walczyć z czołgami, wykorzystując teren". Dzisiaj widzimy, jak prorocze były te słowa i jak w praktyce się one materializują - podkreśla pułkownik.
- W ostatnich latach pojawiało się wiele krytycznych opinii na temat wykorzystania lekkiej piechoty na polu walki. Wielu "ekspertów" wyśmiewało nasze pomysły zakupu PPK czy też amunicji krążącej - dodaje rzecznik WOT.
Faktycznie ukraińskim żołnierzom OT często udaje się utrudnić ruch kolumn zaopatrzeniowych lub je w większym stopniu zneutralizować. Problemem dla nich jest walka z cięższymi pojazdami. Często widać spore braki w wyszkoleniu.
Na jednym z nagrań opublikowanych przez ukraińskie Naczelne Dowództwo widoczni są żołnierze OT, którzy odpalają pociski przeciwpancerne w kierunku kolumny czołgów i bojowych wozów piechoty. Z trzech trafia jeden. Rosyjska kolumna rozjeżdża się i odpowiada ogniem. Nagranie urywa się. W pełnej wersji rosyjskie czołgi i BWP rozbijają zasadzkę pozbawioną wsparcia własnych sił zmechanizowanych.
- Wojna na Ukrainie pokazuje, że wprawdzie teza o zmierzchu czołgów jest fałszywa, ale niewątpliwie duże nasycenie bronią przeciwpancerną jest korzystne - wyjaśnia Kucharski.
- "Terytorialsi" powinni częściej ćwiczyć z własnymi oddziałami zmechanizowanymi, choćby po to, żeby wypracować procedury związane z koordynacją działań na polu walki. To ważne, aby na przykład uniknąć "friendly fire" z obu stron - dodaje ekspert.
Zobacz też: Ukraina uległe żądaniom terytorialnym Rosji? "Myślę, że to jest nierealne"
- Obserwując obecne dyskusje, można powiedzieć, że powraca mit lekkiej piechoty, jaki zaistniał w Polsce podczas pierwszej wojny czeczeńskiej. W obu przypadkach mamy do czynienia z mitologizacją, gdyż w obu przypadkach była to wojna pasująca do naszych wyobrażeń - odparcia ataku agresora rosyjskiego przez lekko uzbrojonych, ale silnych duchem piechurów - mówi dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Wpisuje się to w powszechne w Polsce mity na temat powstania warszawskiego, choćby i stąd też takie narracje są bardzo chwytliwe. Nie zauważa się jednak, że drugim czynnikiem, oprócz skuteczności uzbrojenia - i to uzbrojenia nowoczesnego i skomplikowanego, są błędy Rosjan. Katastrofalne błędy popełnione zarówno w Groznym jak i w Ukrainie. Nie można liczyć, że Rosjanie będą je popełniać ponownie - podsumowuje.