Wojna w Ukrainie. Słowacja ma poważne problemy. "Uzależnienie od Rosji jest potężne"
Słowacja chce odciąć się od Rosji, ale nie może. Jest najbardziej uzależnionym od rosyjskiej ropy krajem UE. Szósty pakiet sankcji na Rosję będzie zatem "dziurawy". W dodatku premier Viktor Orban próbuje podzielić Unię, wysyła listy i przekonuje, że sankcje energetyczne na Rosję skończą się dla Europy "dramatem". Eksperci, z którymi rozmawiała WP, nie mają wątpliwości: to walka o własne interesy.
06.05.2022 | aktual.: 06.05.2022 14:56
- Mamy pewne obiektywne różnice interesów wewnątrz Europy - mówi dziennikarzowi Wirtualnej Polski prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Te różnice objawiają się w przypadku podejścia poszczególnych krajów UE do zaproponowanego przez Komisję Europejską szóstego pakietu sankcji na Rosję. Dotyczy to m.in. Grupy Wyszehradzkiej, sojuszu czterech państw, do których - obok Słowacji, Węgier i Czech - należy również Polska.
Kłopot jest z dwoma pierwszymi państwami. Słowacja i Węgry są w pierwszej piątce krajów najbardziej uzależnionych od dostaw z Rosji. Słowacja prawie całą ropę importuje z Rosji, a władze tego kraju podały, że mają zapasy tylko na 120 dni.
Dlatego też władze tego państwa starają się o zmianę terminu zakazu importu z Rosji - na 2023 rok.
Przypomnijmy: szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przedstawiła w środę w Parlamencie Europejskim szczegóły szóstego pakietu sankcji, które mają zostać nałożone na Rosję w odpowiedzi na jej inwazję na Ukrainę. Wśród nich znalazł się całkowity zakaz importu rosyjskiej ropy naftowej, który ma zostać wprowadzony w ciągu pół roku.
- To będzie potężne uderzenie w rosyjską gospodarkę - ocenia wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk. Ekspert zaznacza jednak, że na zatwierdzenie sankcji muszą się zgodzić wszystkie kraje UE - włącznie z krajami Grupy Wyszehradzkiej, czyli Węgrami i Słowacją.
Z tym będzie kłopot. Oba kraje na taki ruch obecnie nie mogą sobie pozwolić. Uzależnienie Słowacji od Rosji jest potężne. - Słowacja ma poważne problemy. Jest najbardziej uzależnionym od rosyjskiej ropy państwem UE. Importuje ponad 80 proc. ropy z Rosji. Wynika to między innymi z jej położenia geograficznego. Magazyny słowackie są tak umiejscowione, że są dostosowane do zwiększania bezpieczeństwa, ale wciąż z perspektywy importu ze wschodu. Import ropy z zachodu byłby dla Słowacji utrudniony technicznie i nie da się tego szybko zrobić - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Maciej Zaniewicz, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zajmujący się rynkiem gazu ziemnego i ropy naftowej oraz transformacją energetyczną.
Problemów jest więcej. - Nie bez znaczenia jest także to, że właścicielem Slovnaftu, czyli słowackiego koncernu naftowego, jest węgierski MOL, który też prowadzi politykę surowcową opartą na współpracy z Rosją. Obawy Słowacji w związku z szóstym pakietem sankcji są więc realne i uzasadnione. Przedłużenie terminu wprowadzenia zakazu importu z Rosji umożliwiłoby Słowacji dostosowanie infrastruktury do nowej rzeczywistości - mówi nam Maciej Zaniewicz.
Wojciech Konończuk z OSW podkreśla, że aby zapobiec wetu Węgier i Słowacji, Bruksela zaproponowała im dłuższy okres na wdrożenie zakazu importu ropy [do końca 2023 – przyp. red.], jednak to może zostać odebrane przez pozostałe kraje unijne jak stworzenie warunków nierównej konkurencji. Zdaniem eksperta, Komisja Europejska, zgadzając się na późniejsze dołączenie do sankcji Węgier i Słowacji, powinna zrobić to pod warunkiem, że kraje te zapłacą podatek od importu rosyjskiej ropy.
Czy tak się stanie? Dziś trudno to zakładać.
Zobacz także
Węgry mówią: weto. Orban pisze list do KE
Jednoznacznie krytyczne wobec sankcji na surowce z Rosji pozostają Węgry. - Stanowisko Węgier w sprawie embarga na ropę i gaz nie zmieniło się. Nie popieramy go - powiedział w poniedziałek rzecznik węgierskiego rządu Zoltan Kovacs.
Minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto podtrzymał sprzeciw wobec embarga na gaz i ropę z Rosji. Współpracownik Orbana powiedział, że rosyjskie dostawy ropy rurociągiem "Przyjaźń" stanowią około 65 proc. zapotrzebowania na surowiec na Węgrzech i nie ma alternatywnych dróg dostaw. - Nie obchodzi nas, co myślą ludzie na wschodzie czy zachodzie - stwierdził szef węgierskiego MSZ.
Wpłynąć w tej sprawie na Komisję Europejską postawił premier Orban. "Przyjęcie planowanego szóstego pakietu sankcji unijnych przeciw Rosji byłoby historyczną klęską" - stwierdził w liście adresowanym do szefowej KE Ursuli von der Leyen.
Jak napisał Orban, "ani Węgry, ani cała Unia Europejska nie są gotowe do przyjęcia i realizacji posunięć proponowanych przez Komisję". Czy to prawda?
- Orban chce przede wszystkim zabezpieczyć swoje interesy związane z handlem surowcami z Federacją Rosyjską. Węgry od lat prowadziły politykę dywersyfikacji szlaków importowych, ale nie źródeł importu. Źródło było i jest jedno: Rosja - mówi WP Maciej Zaniewicz, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Jak dodaje, "list premiera Węgier do szefowej KE należy odbierać jako próbę ekstrapolowania problemów węgierskich na Unię Europejską tak, by niezgody na sankcję nie argumentować jedynie spodziewanymi problemami Węgier, ale pokazać, że Węgry troszczą się - rzekomo - o interesy energetyczne wszystkich państw UE".
Jak podkreśla ekspert: - Nie jest prawdą, że Unia Europejska nie jest w stanie odciąć się od ropy naftowej z Rosji. Trudniej jest z gazem, tu obiektywnie Węgry znajdują się w jednej z gorszych sytuacji. Ale to efekt wieloletnich zaniedbań w polityce Węgrów, którzy chcieli pozyskiwać tanie surowce, a nie odchodzić od uniezależnienia się od Rosji.
Nasz rozmówca nie ukrywa, że Węgrzy twardo negocjują z UE choćby dofinansowanie rafinerii węgierskich, tak, by nie musieć przerabiać rosyjskiej ropy. - Taka polityka może przynieść realne korzyści dla Węgier - przyznaje Maciej Zaniewicz.
Słowacja wsparła Ukrainę, ale z całkowitym odcięciem się od Rosji jest ciężko
Uzależnienie od rosyjskich surowców łączy Węgry i Słowację. Jednak ten drugi kraj różnią od państwa Orbana zasadnicze kwestie: wsparcie humanitarne, logistyczne, a przede wszystkim militarne dla Ukrainy.
W marcu br., kilka tygodni po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Łukasz Ogrodnik zauważył, że władze Słowacji - prezydent Zuzana Čaputová i rząd prawicowej koalicji czterech ugrupowań - jednoznacznie potępiły działania Rosji wobec Ukrainy. Premier Eduard Heger opowiedział się m.in. za gospodarczą izolacją Rosji, popierając sankcje UE, w tym wyłączenie rosyjskich banków z systemu SWIFT.
Jak podkreślał ekspert PISM, inwazja Rosji na Ukrainę zmotywowała władze słowackie do aktywnego uczestnictwa w działaniach kolektywnych w ramach UE i NATO. "Wojna w sąsiednim państwie skłoniła władze Słowacji do zaakceptowania przyjęcia grupy bojowej wzmacniającej wschodnią flankę NATO. W jej skład miałyby wejść m.in. siły zbrojne z Polski, Czech i Niemiec. Dotychczas - z uwagi m.in. na niechęć społeczeństwa i polaryzację debaty publicznej - słowackie władze nie akceptowały stacjonowania sojuszniczych wojsk" - pisał Łukasz Ogrodnik.
Na szerszy polityczny kontekst zwraca uwagę prof. Rafał Chwedoruk. - Łatwo jest powiedzieć - zrezygnujcie z rosyjskich surowców - a trudniej pokazać, czym je zastąpić - twierdzi.
Analityk mówi, że "obecnie na Słowacji, w mało stabilnym systemie partyjnym, faworytami kolejnych wyborów są dwie partie lewicowe, pod wodzą odpowiednio Petra Pellegriniego i Roberta Fico, obie pragmatyczne w podejściu do polityki zagranicznej". Dlatego problem z surowcami z Rosji odbije się niewątpliwie na sytuacji wewnętrznej poszczególnych krajów Unii Europejskiej. Również na Słowacji.