Wojna w Ukrainie. "Odessę uratował cud"
- Jestem w Odessie, w Ukrainie. Tu się urodziłam i tu jestem teraz z moją mamą, tatą i bratem. Przyjechałam tu w grudniu, by wyrobić sobie wizę, powinnam już wyjechać do Polski, ale niestety, zaczęła się wojna - relacjonowała w programie specjalnym WP Dasha Korsak, Ukrainka z Odessy. Rozmówczyni WP opowiada, że gdy wybuchła wojna, ojciec kazał jej jechać do Polski. Jej mama i brat, mieli pojechać na wieś, do zachodniej Ukrainy. - Na drogach wokół Odessy zrobiło się jednak tak niebezpiecznie, że zdecydowaliśmy się tu pozostać - mówi Dasha Korsak. Kobieta opowiada, że w środę w Odessie trzykrotnie rozległy się syreny. - Teraz jest spokojnie, dzięki decyzji Turcji, która zamknęła cieśniny, uniemożliwiając atak rosyjskim okrętom. Flota Czarnomorska próbowała raz desantu, ale Odessę uratował cud. Była burza i nie udało im się - dodała. Kobieta opowiada też, że wielu członków jej rodziny i znajomych opuściło Odessę. Wyjechali do Rumunii lub Mołdawii. Ona sama razem z rodziną, gdy rozlegają się syreny, chroni się w piwnicy domu. - Mamy tam materace, koce, wodę - opowiada Dasha Korsak.