Wojna pozycyjna [OPINIA]

W rok po wyborach parlamentarnych, które doprowadziły do powrotu do władzy Donalda Tuska, można mieć wrażenie podróży w czasie. Nie zmienili się jednak dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej. Są tylko starsi i jeszcze bardziej niż przed laty zacietrzewieni - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Antoni Dudek.

15 października 2024 roku mija rok od wygranych przez Koalicję Obywatelską wyborów parlamentarnych z 2023 roku
15 października 2024 roku mija rok od wygranych przez Koalicję Obywatelską wyborów parlamentarnych z 2023 roku
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Paweł Supernak
Antoni Dudek

15.10.2024 08:22

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

W 2008 roku, w rok po pierwszym zwycięstwie wyborczym PO nad PiS, premier Tusk walczył już otwarcie z prezydentem Lechem Kaczyńskim, a brat tego ostatniego lamentował nad upadkiem Polski pod rządami koalicji PO-PSL. Czyli tak jak obecnie, tyle tylko, że Jarosław Kaczyński twierdzi, że z obecnym prezydentem nie miał okazji rozmawiać od ponad czterech lat, podczas gdy ze swoim bratem konferował nawet kilka razy dziennie.

To oczywiście żart. W rzeczywistości różnic w stosunku do 2008 r. jest bez porównania więcej niż podobieństw, bo też i sporo się przez minione kilkanaście lat wydarzyło. Nie zmienili się jednak dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej.

Są tylko starsi i jeszcze bardziej niż przed laty zacietrzewieni.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tusk ma wprawdzie więcej koalicjantów niż podczas swoich pierwszych rządów, ale radzi sobie z ich pacyfikowaniem równie dobrze co przed laty z samymi ludowcami. Zrobił też olbrzymie postępy w podporządkowywaniu sobie różnych publicznych instytucji.

Najlepiej było to widać na przykładzie TVP. To, co poprzednio zajęło mu kilka lat, teraz osiągnął w kilka dni. Jednak Jarosław Kaczyński też nie powinien narzekać, bo ekipa jego telewizyjnych klakierów gładko przeniosła się do TV Republika, której oglądalność skoczyła od razu o od 3 do 4 tysięcy procent. Aż dziw, że w Republice nie znalazł odpowiednio wysokiego stanowiska Jacek Kurski, który przez lata rządów na Woronicza tak wytresował ponad milion ludzi, że nie potrafią oni już żyć bez codziennego seansu nienawiści do Tuska.

Co jednak najistotniejsze dla obu starszych panów, ich formacje cieszą się stabilnym poparciem ponad 30 proc. Polaków.

Potwierdziły to zarówno wybory samorządowe, jak i europejskie. Wprawdzie w tych ostatnich drużyna Tuska była - po raz pierwszy od wielu lat - o niespełna jeden procent lepsza od drużyny Kaczyńskiego, ale tak naprawdę dla obu liderów najważniejsze jest, że na horyzoncie wciąż nie widać rywala, który mógłby zachwiać dominacją duopolu. Pewne ryzyko wiąże się oczywiście z igrzyskami prezydenckimi, które są najbardziej nieprzewidywalne, ale na razie sondaże mogą napawać ich optymizmem. Wygląda bowiem na to, że w maju przyszłego roku, po raz piąty z rzędu, w drugiej turze wyborów prezydenckich kandydat PO zetrze się z kandydatem PiS.

Oczywiście obaj panowie mają swoje problemy. Tusk zaczyna rozumieć, że hasłem o rozliczaniu PiS da się jeszcze czarować bardziej wymagającą część elektoratu najdalej do wyborów prezydenckich. Później zaś trzeba będzie zaproponować coś nowego, bo inaczej suweren może w 2027 roku okazać niezadowolenie.

Jednak znacznie bardziej "pod górkę" ma obecnie Kaczyński. Udało mu się wprawdzie przeprowadzić manewr wchłonięcia "ziobrystów" bez otwartego buntu ze strony stronników byłego premiera Morawieckiego, ale nie wiadomo na jak długo. Bardziej niepokojące jest jednak to, że przebiegły Tusk coraz częściej - z braku własnych - odbiera liderowi PiS jego hasła. Przed ubiegłorocznymi wyborami dość skutecznie przelicytował Kaczyńskiego w obietnicach socjalnych, a teraz uderzył w inną programową świętość PiS, czyli monopol na niezłomną obronę polskich granic przed migrantami.

Wprawdzie najnowszy pomysł premiera, by zawiesić w Polsce prawo do azylu, musiało wprowadzić w stan konsternacji jego sojuszników z Lewicy oraz liberalnych mediów, ale - gdy już niebawem ochłoną - dojdą do wniosku (który to raz z rzędu?), że Tuska trzeba jednak dalej popierać, bo jest jedynym politykiem po "naszej stronie", zdolnym do trzymania z dala od władzy straszliwego Kaczyńskiego. Temu ostatniemu z kolei, będzie nieco trudniej wyjaśnić, dlaczego wziął sobie na pokład grupkę prawicowych radykałów w sytuacji, gdy dla jego partii najważniejszy w najbliższym czasie jest wynik jej kandydata w wyborach prezydenckich. A nie o dziś wiadomo, że o wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich przesądza umiarkowany, centrowy elektorat.

Jednak prezes PiS musiałby się z tego kroku tłumaczyć tylko i wyłącznie w przypadku, gdyby jego kandydat, którego nazwisko wciąż trzyma w tajemnicy, nie wszedł do owej drugiej tury. To zaś wydaje się dziś wciąż mało prawdopodobne, choć zapewne jako nocny koszmar śniło się już prezesowi. Gdyby bowiem tak się stało, to byłby to prawdziwy przełom w toczonej między PO i PiS wojnie pozycyjnej, którą w przyszłym roku będziemy już mogli w pełni zasłużenie nazywać wojną dwudziestoletnią.

Z takiej właśnie długofalowej perspektywy, a nie tegorocznych potyczek nazywanych przez obie strony wielkimi bitwami (jak ta o stanowisko prokuratora krajowego), proponuję spojrzeć na rocznicę wyborów z 15 października 2023 r.

Wyborów, które okazały się naprawdę ważne tylko dla tych kilkudziesięciu tysięcy pisowców i ich klientów, których ludzie nowej władzy zdążyli już usunąć ze stanowisk oraz dla podobnej wielkości grupy osób związanych z kordonową koalicją, jacy zajęli ich miejsce.

Dla tych zaś, którzy zachowali jeszcze zdolność do trzeźwego spojrzenia na polską politykę, jasne jest, że ubiegłoroczny sukces drużyny Tuska miał - przynajmniej jak na razie - niemal wyłącznie wymiar personalny. Czy nabierze jeszcze jakiegoś innego, przekonamy się dopiero w drugiej połowie przyszłego roku. I to tylko pod warunkiem, że kandydat PO (obstawiam, że będzie to Rafał Trzaskowski) utrzyma koszulkę sondażowego lidera i w ostatniej rundzie nie da się znokautować bokserowi trenera Kaczyńskiego.

Prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski

Antoni Dudek - profesor nauk humanistycznych, politolog i historyk, obecnie związany z Uniwersytetem im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prowadzi na YouTube kanał "Dudek o Historii". Autor wielu książek o najnowszej historii Polski i jej systemie politycznym. Właśnie ukazała się jego nowa książka "Historia polityczna Polski 1989-2023"

Zobacz także
Komentarze (846)