Wojenna turystyka? "Mówili, że oszalałem, jadąc tu"
Chociaż sytuacja w Libii nie jest jeszcze w pełni ustabilizowana - ulice patrolują uzbrojone milicje, a w centrum Trypolisu ruiny koszarów Muammara Kadafiego przypominają o niedawnych nalotach NATO - do kraju po rewolucji przyjechali pierwsi turyści.
Alan pochodzi z Teksasu, pracuje w przemyśle naftowym. Jo, Amerykanka, ma 83 lata, odwiedziła już kilkadziesiąt krajów, ostatnio Irak i Afganistan. Derek pracuje dla oenzetowskiej agencji ds. uchodźców w Jemenie, ale myśli o dziennikarstwie. W grupie jest jeszcze Glyn, prawnik z Australii oraz Alex, najmłodszy, student z Wielkiej Brytanii.
Nick Wood, były korespondent czołowych dzienników brytyjskich na Bałkanach, na pytanie, czy jest organizatorem turystyki wojennej odpowiada: - To przygoda intelektualna. Nigdy nie zabrałbym nikogo do strefy, gdzie wciąż trwają walki, do Iraku czy Afganistanu. W Libii jesteśmy w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwo i możemy się swobodnie poruszać po kraju.
Wielu turystom przestały już odpowiadać konwencjonalne wycieczki, dlatego organizatorzy ruchu turystycznego prześcigają się w coraz to wymyślniejszych ofertach. Zdaniem Wooda, ci którzy decydują się na wyjazd śladami wielkiej polityki to ludzie poważni, akademicy i profesjonaliści. Chcą być świadkami, a nie tylko biernymi obserwatorami, współczesnej historii.
Australijczyk Glyn przyznaje jednak, że nikt z jego znajomych nie odważył się dołączyć do niego na ten wyjazd. - Koledzy mówili mi, że chyba oszalałem, wybierając się do Libii. Kiedy jednak usłyszałem w radiu, jak Nick opowiadał o tej wyprawie, pomyślałem, że to przygoda, jakiej szukam. Niedługo potem byłem już w samolocie - opowiada.
Grupa turystów zwiedzała ruiny siedziby Kadafiego Bab Al-Azizija, zrównanej z ziemią podczas bombardowań NATO. O historii tego miejsca opowiadał pracownik jednej z organizacji międzynarodowych.
Celem następnej wizyty jest więzienie Abu Salim, gdzie przetrzymywani byli przeciwnicy polityczni Kadafiego. Po obiekcie oprowadzał Libijczyk, który spędził w więzieniu ponad 11 lat. Opowiadał o torturach, o tym jak został aresztowany i więziony bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Pokazywał również miejsce, gdzie w 1996 roku doszło do masakry około 1270 więźniów, najprawdopodobniej w związku z buntem.
Grupie towarzyszyła ekipa telewizji CNN. Przy lunchu dziennikarze rozmawiali z uczestnikami wyprawy o swoich doświadczeniach w trakcie wojny. Reporterka Jomana Karasheh opowiadała, jak z grupą kilkunastu korespondentów była przetrzymywana w hotelu Rixos w centrum Trypolisu, i jak negocjowała z rebeliantami ich uwolnienie.
Wood podkreśla w rozmowie z PAP, że wyprawy polityczne organizuje do różnych miejsc. - Nie koncentrujemy się na konfliktach zbrojnych jako takich, ale rewolucje wiosny arabskiej mają ogromny wpływ na współczesne stosunki międzynarodowe. Myślę, że można je porównać do upadku muru berlińskiego i takie miejsca chcemy pokazywać" - tłumaczy.
W trakcie ośmiu dni w Libii pierwsi turyści zwiedzają Trypolis, Misratę i okoliczne miejscowości. Spotykają się z władzami lokalnymi, znawcami sektora naftowego i liderami religijnymi. - Zakładamy, że ta podróż pozwoli im lepiej zrozumieć dynamikę procesów politycznych zachodzących w kraju przygotowującym się do pierwszych historycznych wyborów - mówi Wood.