Włoski "dentysta" w Krakowie zamiast leczyć, psuł zęby
Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces włoskiego lekarza Salvatore Z. Prokuratura zarzuca mu, że oszukiwał pacjentów i zajmował się ich zębami, mimo że nie jest stomatologiem. Na dodatek - jak wynika z opinii biegłych - zęby Włoch nie leczył, a psuł.
14.09.2010 | aktual.: 14.09.2010 19:00
Razem z Włochem przed sądem stanęła właścicielka krakowskiej przychodni "Italian Dent", w której przyjmował pacjentów. Ewa P. została oskarżona o współudział w oszustwie.
Zdaniem prokuratury, praktykami włoskiego lekarza, który nie był stomatologiem i nie miał uprawnień do leczenia w Polsce, pokrzywdzonych w latach 2004-2006 zostało 15 osób. Wskutek tego procederu miały one stracić ponad 260 tys. zł.
Oszustwa, o które podejrzany jest Salvatore P., dotyczą m.in. braku stosownych uprawnień lekarskich i jakości zastosowanych w leczeniu materiałów.
O usługach świadczonych w gabinecie pacjenci mogli dowiedzieć się z ogłoszeń w prasie i internecie. Oferowano m.in. wykonanie protez z akrylu i uszlachetnionych włoskich materiałów, które miały mieć dożywotnią gwarancję trwałości. W gabinecie obiecywano też np. "100-procentowe leczenie paradontozy".
Koszt usług stomatologicznych był przy tym dość wysoki - np. za wykonanie protez pacjenci płacili od 19 do 30 tys. zł.
Nieprawidłowe stosowanie materiałów protetycznych powodowało, że wykonane protezy rozpadały się po kilku miesiącach, a inne zabiegi stomatologiczne nie były skuteczne i mogły nawet stanowić zagrożenie dla zdrowia pacjentów. Z opinii biegłych wynika, że w gabinecie do wykonania protez stosowano najtańsze na rynku materiały.
Większość pacjentów zgłosiła podczas rozprawy roszczenia finansowe, dotyczące naprawienia szkody.
Salvatore Z. nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Sąd odczytał jego wyjaśnienia złożone w śledztwie.
Salvatore Z. przekonywał w nich, że nie leczył zębów i nie wykonywał zabiegów w przychodni, jedynie udzielał ustnych konsultacji pracującym tam lekarzom. Twierdził także, że nie miał wpływu na stosowane w przychodni materiały stomatologiczne, bo to należało do technika; nie wypowiadał się na temat cen, bo o tym z kolei informowała pacjentów sekretarka. Nazwisk innych lekarzy, sekretarki ani technika nie pamiętał. Jak mówił, za sprawą kryje się jedna z pacjentek, która podbuntowała innych na forach internetowych.
Jego wyjaśnienia zebrani na sali rozpraw pacjenci przyjmowali z zaskoczeniem i ze śmiechem. - Tak nie było - powtarzali.
Do winy nie przyznała się także właścicielka prywatnej przychodni Ewa P. Obojgu oskarżonym grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności. Na następnej rozprawie sąd rozpocznie przesłuchiwanie świadków.
- Ten człowiek zniszczył mi zęby. Noszę tymczasowe protezy, bo nie stać mnie na leczenie - powiedziała dziennikarzom po rozprawie jedna z pacjentek.
NaSygnale.pl: Podpalił rodzinny dom i patrzył na ogień popijając piwo!