Włoska prasa po śmierci abp. Wesołowskiego: wiele osób w Watykanie odetchnęło z ulgą
"Zabił go wstyd", "umarł ze zgryzoty" - tak główne włoskie gazety piszą o śmierci oskarżonego o pedofilię byłego nuncjusza na Dominikanie, b. arcybiskupa Józefa Wesołowskiego. Jednak jednocześnie wiele osób w Watykanie odetchnęło z ulgą - zauważa jeden z dzienników.
29.08.2015 | aktual.: 29.08.2015 11:54
Dziennik "Corriere della Sera" podkreśla: "Odszedł w milczeniu, przy ogólnym braku zainteresowania, ale jego sprawa obiegła cały świat i wstrząsnęła fundamentami Kościoła".
Gazeta zwraca uwagę na to, że w 2013 roku papież Franciszek wezwał go do Rzymu dowiedziawszy się o zarzutach pedofilii. Były nuncjusz został następnie aresztowany w Watykanie. To była, stwierdza, "decyzja podjęta bezpośrednio przez papieża Franciszka". To również papież postanowił - dodaje dziennik - że Wesołowski miał być sądzony w Watykanie przez świecki sąd. Jego proces rozpoczął się 11 lipca, ale został natychmiast bezterminowo odroczony, ponieważ oskarżony trafił na oddział intensywnej terapii.
Przytacza się słowa włoskiego księdza Fortunato Di Noto, założyciela walczącego z pedofilią stowarzyszenia "Meter": - Wszyscy czekali na koniec procesu byłego arcybiskupa Wesołowskiego, w poczuciu sprawiedliwości dla nieletnich ofiar". Ale także po to - jak wyjaśnił - by dowiedzieć się więcej i "rozpocząć proces zadośćuczynienia i leczenia z tych głębokich, nieludzkich ran - powiedział ksiądz Di Noto. - Ileż sprawiedliwości oczekiwały ofiary - dodał.
"Ciągnął siebie i innych w stronę piekła na ziemi"
W osobnym komentarzu zamieszczonym na łamach "Corriere della Sera" przypomniano długą karierę dyplomatyczną zmarłego byłego hierarchy, rozpoczętą za pontyfikatu Jana Pawła II.
"Polski arcybiskup, którego Wojtyła posłał w świat jako nuncjusza apostolskiego, ciągnął siebie i tych, którzy byli obok niego, w stronę piekła na ziemi" - dodaje autor. W tekście mowa jest także o "chorobie", jak określa gromadzenie materiałów pornografii dziecięcej. Zbiory te, jak się zauważa, były dowodem tego, jak polski duchowny przemieniał się we "włoskiego potwora", który kazał się swym ofiarom nazywać "Giuseppe".
"Ta historia stała się symbolem, przekraczającym ludzkie rozmiary, jak zawsze dzieje się w takich przypadkach" - stwierdza autor komentarza.
Jego sprawę nazywa "symbolem wstydu", bo były arcybiskup zmarł bez możliwości "odkupienia". Ale przypadek ten jest także "jednoznacznym znakiem odrodzenia", ponieważ w związku z tą sprawą papież Bergoglio "zadał pedofilii najcięższy cios w swoim krótkim pontyfikacie, kontynuując drogę obraną z odwagą" przez Benedykta XVI.
A droga ta nie oznacza - jak stwierdza - żadnej taryfy ulgowej, żadnej ochrony, maksymalna współpraca z wymiarem sprawiedliwości poszczególnych krajów.
Mroczne czasy
Gazeta podkreśla następnie: "Tak zatem bolesny upadek Józefa Wesołowskiego" stanowi częściowo pewne zadośćuczynienie za "niemal niekończące się mroczne czasy". Tak określa minione lata w Kościele, w których doszło do gigantycznego skandalu w zgromadzeniu Legioniści Chrystusa, założonego przez meksykańskiego duchownego-pedofila Marciala Maciela Degollado. Jego sprawą zajął się kardynał Joseph Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary po długim okresie, w którym cieszył się "niesłychaną ochroną" , a jego czyny były zacierane mimo licznych zarzutów.
Przywołuje się ogromny skandal pedofilii w Kościele w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez dekady ówczesny arcybiskup Bostonu kardynał Bernard Law tuszował liczne przypadki pedofilii wśród księży. Oskarżony o takie postępowanie hierarcha - przypomina się - został wezwany przez Jana Pawła II Rzymu, gdzie został archiprezbitrem bazyliki Matki Bożej Większej. "Z chrześcijańskiego miłosierdzia, oczywiście" - podkreśla dziennik.
W komentarzu na temat czasów pontyfikatu polskiego papieża pojawia się opinia, że od młodego wieku "nie ufał on pewnego rodzaju zarzutom, które w komunistycznych reżimach, były używane często, by złamać niewygodnych i odważnych księży"
W Watykanie odetchnęli z ulgą
"La Repubblica" pisze: "Zabił go być może wstyd, umarł prawdopodobnie ze zgryzoty". Przypomina, że Wesołowski był najwyższym rangą przedstawicielem Kościoła, sądzonym w Stolicy Apostolskiej. Jego sprawa była bardzo zawstydzająca, ale Watykan - dodaje - chciał zdecydowanie ją rozwiązać.
"W Watykanie są tacy, którzy odetchnęli z ulgą, bo teraz sprawa ta nie będzie pojawiać się więcej na pierwszych stronach międzynarodowej prasy" - konstatuje watykanista dziennika.
Następnie zastrzega: "Ale wiadomość o śmierci Wesołowskiego pozostawia bez poczucia sprawiedliwości jego ofiary, a bezkarnymi tych, którzy mu pomagali i go chronili".