Włosi, jak Polacy, czują, że ich krajem rządzą "Oni". Dla wielu nawet mafia jest lepsza
Włosi Berlusconiego kochają, albo nienawidzą. Trzeciej możliwości nie ma, podobnie jak nie ma drugiego takiego jak on. Za to zawsze są jacyś „Oni”. Obcy lub swoi. Stała i niezmienna jest za to "nasza sprawa", czyli cosa nostra.
29.12.2018 | aktual.: 30.12.2018 09:18
- Dla jednych Silvio Berlusconi jest spełnieniem "włoskiego marzenia", a dla innych koszmarem, który nawiedził ich kraj – mówi Wirtualnej Polsce dr Piotr Podemski z Uniwersytetu Warszawskiego. – Niektórzy Włosi się nim brzydzą, uważają za "błąd systemu", czy wręcz za plamę na honorze kraju.
Według eksperta polityk, który zdominował włoskie życie społeczne na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, uosabia marzenie o człowieku znikąd dochodzącym na szczyty biznesu i polityki. W pewnych kręgach każdy chciałby żyć tak jak on, w otoczce skandali i blichtru, na styku biznesu i polityki.
Nic więc dziwnego, że wielbicielami Berlusconiego są raczej ludzie prości, z ubogiego południa, częściej mężczyźni niż kobiety i ludzie dziś już starsi. Z kolei członkowie elit (w dobrym sensie), ludzie bardziej wykształceni i wywodzący się z bogatej, otwartej na świat północy z obrzydzeniem go odrzucają.
- To jest jedna i jedyna taka kariera – wyjaśnia Podemski. - Do lat 90. Włochy były bardzo porządnym i przewidywalnym krajem rządzonym przez partię chadecką, katolicką. Politykami byli profesorowie filozofii, greki czy łaciny, wierzący, przykładni ojcowie rodzin. Ktoś taki jak Berlusconi nie miał najmniejszych szans, żeby zaistnieć w życiu politycznym.
Zmiana nastąpiła po upadku chadeków w następstwie serii afer korupcyjnych z mafią w tle. Wtedy na scenie pojawił się "On" mówiący:
"Popatrzcie, ja jestem prawdziwym Włochem. Nie głoszę frazesów, nie jestem filozofem, czyli nieudacznikiem, tylko przychodzę z biznesu. Ja umiem zarządzać "firmą Italią" i dzięki temu zbuduję nowoczesne Włochy waszych marzeń."
- W ten sposób Berlusconi usunął w cień starą klasę i kulturę polityczną – mówi ekspert. Sprowadził legion ludzi podobnych do niego, biznesmenów, PR-owców, którzy zostawali posłami po dwutygodniowym szkoleniu tłumaczącym, o co chodzi w polityce. Nagle ministrami zostały modelki pokazujące, że w polityce jest miejsce dla kobiet. Nieważne, że protestowały feministki, mówiące "to tylko stojaki", które mają ładnie wyglądać. Ludzie Berlusconiego sprawnie docierali z atrakcyjnym "produktem", którym stała się polityka, do odbiorcy, czyli do wyborcy. Dla nich polityka jako starcie idei w ogóle nie istniała.
Stosunek do polityki i państwa w pewnym stopniu łączy Włochów i Polaków. W obu krajach rządzą "oni", co wynika z podobnego doświadczenia historycznego. We Włoszech to wieki obcego panowania Austrii, Francji czy Hiszpanii, odpowiednika naszych zaborów.
- To się wiąże oczywiście z kulturą kombinowania, niepłacenia podatków i przeświadczeniem, że państwo można oszukać – uważa Podemski – Objawem tego jest straszliwie zaniedbanie przestrzeni publicznych. Na ulicach jest chaos, dziury w jezdni, zdezelowane autobusy i morze śmieci, natomiast wnętrza domów lśnią czystością, panuje pałacowy wręcz smak i elegancja. Mafia jest innym objawem tego podziału na państwo, którym rządzą "Oni", i "nasze" życie.
- Na południu obowiązuje wobec obcych omertà, zmowa milczenia, więc oficjalnie mafii nie ma – podkreśla Podemski – Mafia nie polega na strzelaniu i zabijaniu ludzi. To są "wypadki przy pracy". Mafia to swego rodzaju korporacja, która posiada własne terytorium i zarządza nim bardziej efektywnie niż państwo. Ona prowadzi interesy, zbiera haracze i świetnie prosperuje, a państwo włoskie nie jest w stanie jej pokonać, bo politycy niejednokrotnie też są uwikłani, zabiegając o poparcie bossów przed wyborami.
- Mafia to głównie zjawisko kulturowe – mówi ekspert. - Mieszkańcy okolicy Neapolu czy Sycylii żyją w kulturze mafijnej, którą uważają za rzecz oczywistą. Stąd "cosa nostra", czyli "nasza sprawa". Dlatego dopóki wielu ludzi uważa mafię za część porządku społecznego, a do tego korzystają z jej "ochrony", to państwo włoskie pozostaje bezradne. Dotychczas tylko Mussolini pokonał mafię, gdy sprowadził wojsko i ciężkie działa, które ostrzeliwały wioski stawiające opór. Mafia wróciła natychmiast po tym, jak reżim totalitarny się skończył.
Jeżeli jest obecnie ktokolwiek, kto nieco przypomina Silvia Berlusconiego, to może być to Beppe Grillo, do niedawna zawodowo szydzący z polityków satyryk, który stworzył rządzący dziś Włochami Ruch Pięciu Gwiazd. Różnica polega jednak na tym, że on nie piastuje żadnego stanowiska, został na uboczu, zadowalając się rolą patrona przedsięwzięcia politycznego. Podobnie jak kiedyś Berlusconi, obiecał przywrócić kraj zwykłym Włochom, odsuwając od władzy "onych", czyli znienawidzone elity. Ale oczywiście głęboko gardzi "niemoralnym" Berlusconim, którego nazywa m.in. "psychokarłem".
Zdaniem dr Piotra Podemskiego warto uważnie obserwować życie polityczne Włoch uważanych za swego rodzaju laboratorium. Kraj, który wyprzedza i zapowiada trendy pojawiające się później w kolejnych krajach europejskich.
- Tym był Berlusconi z jego postpolitycznym podejściem – uważa ekspert. - On pierwszy stwierdził, że polityka jest produktem, a ludzie kupią wszystko, co się im atrakcyjnie przedstawi. Na początku to było śmieszne, a później stało się powszechne. Partie straciły ideowość i stały się zaledwie machinami do zdobywania poparcia. Teraz Włochy są sceną politycznej wojny ludu z elitą, wynikającej z rozczarowania aktualnym kryzysem gospodarczym. Od końca drugiej wojny światowej Włosi doświadczali niespotykanego boomu ekonomicznego, każde kolejne pokolenie żyło coraz lepiej. A dziś młodzi Włosi są bezrobotni i bez perspektyw. To budzi frustrację. Na poziomie ludowym tłumaczy się to mówiąc, że ktoś ich oszukał i okradł, a winne są właśnie elity. Te emocje zagospodarowuje teraz Ruch Pięciu Gwiazd Beppe Grillo – mówi Podemski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl