Właściciel sklepu wypowiedział wojnę złodziejom. "Matki tych cwaniaczków przychodzą mi dziękować"
Dawid Adamski jak większość właścicieli sklepów zmaga się z plagą kradzieży. - Wchodzili, brali co chcieli i wychodzili. Nie przejmowali się nawet monitoringiem - mówi Wirtualnej Polsce właściciel. Sytuacja zmieniła się, gdy zdjęcia złodziei zaczął wieszać w witrynie.
Sklep Dawida Adamskiego znajduje się w Lublinie przy ul. Pana Balcera. Prowadzi go od ponad pół roku i od samego początku miał potężne problemy ze złodziejami. Gdy ich zdjęcia pobrane z monitoringu zaczął rozklejać w sklepie, "stał się cud".
- Co chwilę jakiś klient zaczepiał mnie i mówił na przykład: "Tego pana to ja kojarzę. Okradł nam piwnicę" - zdradza WP Adamski. Wielu "bohaterów", których "portrety" pojawiły się w sklepie, samych zgłaszało się do właściciela. - Przepraszali i obiecywali, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Sami z siebie oddawali pieniądze i podawali rękę na zgodę. Chcieli tylko, żeby ich zdjęcia zniknęły wreszcie ze sklepu - dodaje.
Surowa kara od mamy
Jedna sytuacja szczególnie utkwiła właścicielowi w pamięci. Przyłapał na kradzieży 16-letniego chłopaka. Młodzieniec miał wybór - albo telefon do mamy, albo na policję. Wybrał mamę i twierdził, że nic złego nie zrobił, a sklepowy monitoring nie działa.
- Gdy kobieta pojawiła się u nas, pokazałem jej nagranie. Zareagowała natychmiast. Młody cwaniak dostał w twarz, a jego matka zrobiła się czerwona i zaczęła mnie przepraszać. Dziękowała mi, że nie zadzwoniłem na policję i do dzisiaj robi zakupy w naszym sklepie. Teraz się z tego śmiejemy, ale plaga takich przestępstw to ogromny problem. Podobnych sytuacji mam dużo więcej - podkreśla Adamski.
Witryna sklepu przy ul. Pana Balcera
Kradną nawet emerytki
W kulminacyjnych momentach w sklepowej witrynie wisiało nawet po 9-10 zdjęć. Nie naruszają one prawa, bo sama twarz jest zasłonięta. Zdaniem właściciela, na osiedlu gdzie większość mieszkańców zna się z widzenia, taka ilustracja wystarczy i od razu wiadomo, o kogo chodzi.
Co ciekawe, złodzieje to nie tylko młodzi mężczyźni, a ich łupem pada nie tylko alkohol. Często giną jajka czy masło. - Zdarza się, że starsze panie robią zakupy za ponad 100 złotych, a w kieszeniach próbują wynosić towar wart kilka złotych. Co im wpadnie pod rękę. To przykre, ale nagminne - zaznacza Dawidowski.
Z podobnymi problemami zmaga się wielu właścicieli sklepów w całej Polsce. Jeden z takich przypadków miał miejsce w Gdańsku, gdzie z plagą kradzieży walczą pani Paulina Zych i jej siostra.
Źródło: Wirtualna Polska, Dziennik Wschodni