Władimir Putin grozi bronią jądrową. USA zapowiada "poważną odpowiedź"
Rosyjski dyktator Władimir Putin grozi użyciem broni jądrowej. - To nie jest blef - podkreślił przywódca Rosji. USA już zareagowały na ten komunikat. - Jeżeli Putin użyje broni jądrowej, spotka się to z poważną odpowiedzią. Nie tylko będzie pariasem na arenie międzynarodowej, ale poniesie poważne konsekwencje - ostrzegł w rozmowie z ABC News John Kirby, koordynator Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA ds. komunikacji strategicznej.
John Kirby odniósł się w ten sposób do słów rosyjskiego prezydenta z wyemitowanego w środę orędzia, w którym zadeklarował on użycie "wszystkich niezbędnych środków do obrony" Rosji w przypadku zagrożenia dla kraju i zapewnił, że "nie blefuje".
- To nieodpowiedzialne, by mocarstwo jądrowe mówiło w ten sposób. Ale to nie jest nietypowe dla tego, w jaki sposób on mówił i bierzemy to na poważnie - powiedział Kirby.
Amerykanie reagują na słowa Putina. "Poważne konsekwencje"
W wywiadzie dla Fox News amerykański polityk stwierdził, że Putin znajduje się pod wielką presją, zarówno "zewnętrznie, jak i wewnętrznie", a ogłoszona przez niego częściowa mobilizacja jest wyrazem tego, że wojna nie układa się po jego myśli.
- Z jakiego innego powodu ogłaszałby mobilizację 300 tys. żołnierzy, dlaczego pospiesznie organizowałby fikcyjne referenda w Donbasie i na południu, by szybko uzyskać legitymację nad terytorium, nad którym nie zdołał objąć kontroli wojskowej? - dopytywał Kirby.
Na zapowiedź Władimira Putina zareagował też sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. - Strategiczny cel Rosji jest wciąż ten sam - jest nim wymazanie z mapy Ukrainy jako suwerennego państwa - powiedział szef Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Jak ocenił Stoltenberg, decyzja Kremla pokazuje, że wojna nie idzie po jego myśli.
- Mamy nadzieję, że ta wojna - jak większość wojen - zakończy się przy stole negocjacyjnym. Jednak żeby zapewnić, że Ukrainie nie zostaną narzucone niekorzystne warunki, musi ona wzmocnić swoją pozycję na polu walki. Sposobem na zapewnienie akceptowalnych wyników (ewentualnych) negocjacji jest udzielenie Ukrainie wsparcia na polu walki - dodał.
Podkreślił też, że w wojnie w Ukrainie chodzi o przyszłość nie tylko tego państwa, ale również Zachodu.
- Nie bierzemy udziału w wojnie, ale ma ona konsekwencje dla nas wszystkich - wzrost cen gazu, żywności. Gdybyśmy jednak nie popierali Ukrainy, ryzykowalibyśmy, że zapłacimy dużo wyższą cenę. Jeśli prezydent Putin wygra w Ukrainie, to nie tylko on, ale też inni autorytarni przywódcy wyciągną z tego oczywisty wniosek: że uciekając się do brutalnej siły militarnej, dokonując inwazji na sąsiadów, mogą osiągnąć swoje cele. Wówczas my również bylibyśmy zagrożeni - podkreślił sekretarz generalny NATO.
- Nie ma wątpliwości, że najlepszym rozwiązaniem dla Rosji byłoby przyznanie się do strategicznej porażki, wycofanie swoich sił i zakończenie wojny. Musimy jednak uważać, żeby nie traktować obu stron konfliktu jednakowo. Jeśli prezydent Putin przestanie walczyć, to nastąpi pokój; jeśli prezydent Zełenski przestanie walczyć, to Ukraina przestanie istnieć jako niepodległe państwo. Powinniśmy więc ją wspierać, by umożliwić porozumienie polityczne - zaznaczył Stoltenberg.
Jego zdaniem zmobilizowanie przez rosyjskiego prezydenta tysięcy dodatkowych żołnierzy na wojnę z Ukrainą spowoduje eskalację konfliktu, a groźba użycia broni jądrowej przez Putina jest "niebezpieczną i lekkomyślną retoryką".
- Zadbamy o to, żeby Moskwa nie miała złudzeń co do tego, jak dokładnie zareagujemy. Oczywiście zależy to od rodzaju sytuacji lub broni, której mogą użyć. Najważniejsze jest, aby temu zapobiec. Właśnie dlatego jasno mówiliśmy w naszych kontaktach z Rosją o bezprecedensowych konsekwencjach - powiedział Stoltenberg.
Zobacz też: Brawa w ONZ dla prezydenta. Dyplomata wskazuje czego zabrakło
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski