"Wkurzył mnie sposób prezentacji raportu MAK, nie treść"
- Wkurzył i zdziwił mnie sposób zaprezentowania raportu MAK. Nie treść, bo ona odzwierciedla stan wiedzy, do jakiej doszli tamci śledczy. Dzisiaj wiemy, że stan wiedzy był niepełny, ułomny przed doprowadzeniem badań do końca. To był błąd pośpiechu, którego my nie popełniamy - mówił gen. Stanisław Koziej, szef BBN, w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times".
Jako szef BBN nie zajmuję się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy czy analizą tego wylotu. My otrzymaliśmy inne zadanie - dokonania analizy istniejącego systemu bezpieczeństwa transportu najważniejszych osób w państwie i zaproponowania jego modyfikacji - wyjaśnia Koziej.
Generał zauważył, że rutyna jest największym przeciwnikiem bezpieczeństwa, która zabija własną refleksję. Jego zdaniem rutyna jest wygodna, bo zwalnia z potrzeby myślenia, ale jest bardzo niebezpieczna. - Zauważyliśmy, że chociaż zdrowy rozsądek podpowiada, że nie powinno się tylu ważnych VIP-ów gromadzić na pokładzie jednego samolotu, to nikt się nad tym nie zastanowił. Zdrowy rozsądek się nie przebił i na pokładzie prezydenckiego Tu-154M lecieli m.in. wszyscy najważniejsi dowódcy wojskowi - mówi generał Koziej.
Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego zostało przyjęte, że na pokładzie jednego samolotu nie powinna się znaleźć więcej niż połowa strategicznych dowódców wojskowych, nie więcej niż połowa członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nie więcej niż połowa Rady Ministrów i nie więcej niż połowa Kolegium Służb Specjalnych. - Chodzi o to, aby w razie tragedii zachować ciągłość funkcjonowania państwa - wyjaśnia szef BBN.
Inną rzeczą, którą zajmowało się BBN, to przypomnienie obowiązków VIP-a na pokładzie: VIP musi wiedzieć, że nie może w żaden sposób wpływać na decyzje kapitana statku, nie może wchodzić do kabiny pilotów i musi wyłączyć telefon komórkowy, jeśli takie jest polecenie załogi. Dowódcą na pokładzie samolotu nie jest prezydent, premier, marszałek, ale pilot, kapitan statku powietrznego.
- Drugi obszar, który badaliśmy, to organizacja lotów z wyszczególnieniem odpowiedzialności czterech kancelarii - prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu. Organizatorami lotów są poszczególne kancelarie, które wysyłają swoich VIP-ów. Natomiast rolę koordynatora pełni kancelaria premiera - wyjaśnia Koziej. Właśnie do niej zgłasza się ten, kto chce gdzieś lecieć, a kancelaria premiera zgłasza zapotrzebowanie na lot do wojska. Jednak organizator odpowiada za to, kto znajdzie się na pokładzie samolotu, on przecież zaprasza gości.