Witwicki: Ani lewica, ani prawica. Polityczne centrum też umiera [Opinia]
Donald Tusk oczekuje restartu. Alternatywa dla PiS-u ma być zwrócona jeszcze bardziej do środka.
Były premier projektuje nowe centrum, które miałoby być trochę konserwatywne, trochę liberalne, nieco lewicowe i prawicowe. Przede wszystkim jednak umiarkowane. Tyle że Platforma już taka jest. Z zachowawczości uczyniła swój znak rozpoznawczy. Nieustanne unikanie jednoznacznych deklaracji jest dziś deklaracją politycznej nijakości, a nieustanny marsz do centrum jest dreptaniem w miejscu.
Jest coś symbolicznego w tym, że makiaweliczny i apokaliptyczny film o brexicie kiepsko się obejrzał. W czasie jego premiery Brytyjczycy woleli oglądać mecz. Potem też film nie był wielkim hitem. Paradoksalnie: brak zainteresowania potwierdza jedną z jego głównych tez: ludzi niespecjalnie interesuje estetyka i technologia polityczna.
Bohater "Brexit: Uncivil War" Dominic Cummings, spec od PR-u, dobrze o tym wiedział. Dlatego swoją kampanię zaadresował do wybranych grup, którym obiecał załatwienie ich interesów. O wyniku wyborów decydują nie ci, którzy oglądają wieczorem filmy o polityce, tylko ci, co wybrali mecz. Czy to się to komuś podoba czy nie, "Brexit" pomaga zrozumieć, jak w dobie mediów społecznościowych i narastających nierówności wygrywa się wybory.
Prawybory w Platformie. Łukasz Schreiber: Kidawa-Błońska nie będzie nowym otwarciem
Tradycyjny podział się skończył
Tradycyjne elektoraty i podziały nie tłumaczą dziś niczego. Klasyczna myśl polityczna oczekuje partii liberalnych albo konserwatywnych, klasyczna teoria mówi o prawicy i lewicy, klasyczny wyborca ma to gdzieś. Wygra ten, który obieca coś kolejnym grupom wyborców. Poszukiwanie politycznego centrum ma się do tego nijak. Elektorat środka jest trochę jak Yeti. Wszyscy o nim mówią, ale nie do końca wiadomo, czy jeszcze żyje. Jego istnienie potwierdzają pradawne legendy, których dobrze się słucha. Tyle że one już dawno nie opisują rzeczywistości.
Potwierdził, to również pośrednio sam Tusk. Po raz pierwszy były premier musiał się odnieść do tego, co robi lewica. To dowód, że po sejmowym wystąpieniu Adriana Zandberga nic nie jest już takie, jak kiedyś. Lider partii Razem pokazał, że krytyka władzy ma sens tylko wtedy, gdy opiera się na konkretnych wartościach. Każda inna brzmi nijako.
Apolityczność w dobie mediów społecznościowych
Jeśli politycy Platformy zastanawiają się nad tym, jak ich partia ma wyglądać w przyszłości, to chyba niekoniecznie powinni słuchać Tuska. Nikt nie kwestionuje jego talentów politycznych, ale wydaje się, że rozwiązania z lat 2007- 2015 przestały się sprawdzać.
Dziś sensowne wydaje się pytanie, czy robienie polityki na apolityczności nie było tylko przejściowym elementem kształtowania się naszej sceny. Tym bardziej, że nawet jeśli kiedyś istniał elektorat środka, to wyparował wraz z mediami społecznościowymi, które napędzają polaryzację. Przekaz polityczny musi być dobrze skrojony i zaadresowany. Platforma powinna przestać myśleć o elektoracie, który może wcale nie istnieć, a zacząć myśleć o tych, których interesy chciałaby załatwić.