Wilki przez cztery dni czekały na okazję do ataku. Dramatyczna relacja rolniczki z Bieszczad
Nie pomogła siatka, elektryczny pastuch, ani pilnowanie stada krów przez syna gospodarzy. We wsi Karlików w Bieszczadach wataha wilków przez cztery dni czekała na okazję do ataku, by pokonać zabezpieczenia i wreszcie pożywić się na zagryzionej krowie.
Dramatyczną relację właścicielki gospodarstwa rolnego we wsi Karlików w Bieszczadach przytacza portal esanok.pl. Agnieszka Winiarz zauważyła, że już 11 sierpnia wataha wilków podchodzi do jej stada krów. Ogrodzone siatką i pastuchem elektrycznym pastwisko znajduje się 1,5 km od domu rodziny. Gospodarze postanowili pilnować bydła. Ich syn chcąc przepędzić wilki, pełnił nocne dyżury, wypatrując drapieżników z samochodu. Atak watahy wilków miał miejsce 15 sierpnia nad ranem, czyli pod czterech dniach "podchodów".
Wilki nie bały się młodego rolnika
- Pomimo zabezpieczeń siedem wilków przedostało się do wewnątrz ogrodzenia i na oczach syna zaatakowały bydło. On próbował odgonić stado wilków, lecz jeden z nich ruszył w jego stronę. Przestraszył się, musiał uciekać do samochodu i sprowadzić pomoc. Wilk podszedł niemal pod sam pojazd. Wydawało się, że nie odczuwa żadnego strachu przed człowiekiem - relacjonuje właścicielka.
Przerażone bydło staranowało ogrodzenie i uciekło w stronę lasu. Syn pani Agnieszki pojechał po pomoc. W tym samym czasie drapieżniki dopadły jedną jałówkę. Kiedy mężczyzna wrócił z pomocą na pastwisko, wilki ucztowały już na zagryzionym zwierzęciu. Dopiero gdy odpalono petardy hukowe, zaczęły niechętnie odchodzić.
- To jest coś nieprawdopodobnego. Tyle lat prowadzimy gospodarstwo, ale nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego przypadku - podkreśla w rozmowie z portalem Agnieszka Winiarz. Przedstawiła zdjęcia zagryzionej jałówki. Lokalny portal komentuje, że wilki grasujące w tej okolicy stały się utrapieniem mieszkańców. Szukają łatwego pożywienia i nie czując strachu podchodzą pod gospodarstwa, zabijając przy tym psy pilnujące obejścia.
Sprawę ataku wilków mają wyjaśnić urzędnicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie. Za zagryzioną krowę odszkodowanie wypłaci skarb państwa. W 2017 roku urzędnicy RDOŚ udokumentowali 149 przypadków ataków bieszczadzkich wilków na zwierzęta gospodarskie. Najczęściej drapieżniki polują na owce oraz krowy, przypisano im również 15 zagryzionych psów. To przypadki udokumentowane na podstawie zgłoszenia właściciela i oględzin rzeczoznawców szacujących szkody. W ubiegłym roku wyniosły one 161,8 tys. zł.
Urzędnicy podkreślają, że więcej odszkodowań wypłacają za niedźwiedzie (220 tys. zł), bobry (193 tys. zł). Jednak to akurat wilków najbardziej obawiają się mieszkańcy Bieszczad. Zwłaszcza po tegorocznym ataku młodego wilka na dwójkę dzieci. Minister ochrony środowiska Henryk Kowalczyk zapowiedział, że podległe mu służby, czyli Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, będą wydawać zgody na odstrzał najbardziej zagrażających ludziom drapieżników. - Ochrony gatunkowej nie mamy zamiaru zdejmować, ponieważ będzie konflikt z Europą. Lepiej robić to małymi krokami, a skutecznie, czyli wyrażając zgodę na każdy wniosek dotyczący redukcji tych chronionych gatunków zwierząt - powiedział minister.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl