Więźniowie z artystyczną duszą
Tworzą własną telewizję, czasopismo społeczno-kulturalne, robią witraże i barki na kółkach. Występują nawet w teatrze. Mają swoją pasję i zadają kłam teorii, że więźniowie nie mogą być „normalnymi” ludźmi. Coraz więcej osadzonych w zakładach karnych i aresztach śledczych angażuje się w działalność artystyczną i dziennikarską.
05.03.2007 | aktual.: 17.06.2008 12:47
###Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/rekodziela-wiezniow-z-rawicza-6038708248806530g ) [
]( http://wiadomosci.wp.pl/rekodziela-wiezniow-z-rawicza-6038708248806530g )
Rękodzieła więźniów z Rawicza
Na początku roku w Zakładzie Karnym w Wołowie ruszyła „TV Więzienna 6”. W realizację pomysłu zaangażował się dziennikarz i DJ - Hirek Wrona. Programy są nadawane przez dwie godziny dziennie, a ramówka – jak mówi Wrona – jest bajecznie prosta. Są informacje z życia więzienia, np. dotyczące jadłospisu, wiadomości sportowe, relacje z wydarzeń w zakładzie, np. z bierzmowania więźniów, porady księdza i prawnika, a także teledyski - mówi dziennikarz. Hirek Wrona podkreśla, że bardzo wsparli go znani muzycy. Zgodę na wykorzystanie swoich teledysków dali m.in. Kazik, O.S.T.R., Łona, Fisz i Big Cyc. Bardzo prawdopodobne jest też to, że w więzieniu zagra na żywo zespół Myslovitz - dodaje.
Tu nie ma studia jak na Woronicza
Więźniowie z Wołowa, którzy stworzyli swoją telewizję pracują w trudnych warunkach technicznych. Mają jedną kamerę, zwykłego peceta i korzystają z najprostszych programów do obróbki materiałów filmowych. Tu nie ma studia jak w „Faktach”, czy na Woronicza. To kompletna amatorka - podkreśla dziennikarz. Poza tym, osadzeni są ograniczeni w realizowaniu swoich pomysłów, bo nie mogą wychodzić poza mury zakładu - dodaje. Wrona przyznaje, że z prośbą o pomoc zwróciły się do niego już cztery inne zakłady karne, gdzie również takie stacje telewizyjne powstają.
Działalnością dziennikarską zajmują się także skazani z Włocławka, którzy tworzą od 12 lat „Gazetę Więzienną”. Choć wydanie papierowe pisma ukazuje się raz w roku, to aktualności można znaleźć w wydaniu internetowym na Włocławskim Portalu Internetowym q4.pl. W swojej Gazecie więźniowie relacjonują wydarzenia kulturalne z zakładu odbywające się w Więziennym Klubie Literackim „Bartnicka 10”. W styczniowym numerze opisują spotkania m.in. z Dorotą Stalińską, Joanną Szczepkowską, Krzysztofem Daukszewiczem, Dariuszem Michalczewskim czy Krzysztofem „Diablo” Włodarczykiem. W czasopiśmie można znaleźć także m.in. wiersze i opowiadania kilkunastu więźniów. Jednym z naszych wychowanków był Sławek Sikora. To właśnie w naszym więzieniu napisał książkę „Mój Dług”. Poza tym wysyłał wiele swoich wierszy na konkursy, które często wygrywał - chwali się Ryszard Seroczyński, funkcjonariusz więzienny i opiekun redakcji. Podkreśla też, że wielu innym osobom udało spełnić się w lokalnych
mediach. Funkcjonariusz dodaje, że żaden z byłych uczestników spotkań klubu literackiego nie wrócił do działalności przestępczej po odbyciu kary w zakładzie.
Robią drewniane szachy i popiersia Jana Pawła II
Z więźniami z artystycznym zacięciem ma do czynienia również Adam Purczyński, kierownik działu terapeutycznego w Zakładzie Karnym w Rawiczu. Skazani mają tu do dyspozycji m.in. pracownię modelarska, ceramiczną, malarską, witrażową, krawiecką, obróbki drewna i odlewów gipsowych. Jak opowiada Purczyński, więźniowie wykonują tu prawdziwe rękodzieła. Robią modele statków, witraże, wiklinowe koszyki, wazony, dzbany, a także wiele rzeźb, które potem wypalają w elektrycznym piecu. Oprócz tego powstają najróżniejsze półki, drewniane barki na kółkach, szachy czy popiersia gipsowe. Ostatnio mamy duże zapotrzebowanie na popiersie Jana Pawła II - uzupełnia Purczyński. Wykonane przedmioty trafiają do szkół, przedszkoli i innych instytucji takich jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy - mówi Purczyński.
Prace skazanych z Rawicza pojawiały się w ciągu ostatnich lat na wystawach w Dziekanacie Wydziału Nauk Edukacyjnych UAM w Poznaniu i rawickim Ratuszu. Ostatnio dostaliśmy też zaproszenie od jednej z poznańskich galerii, ale na razie wstrzymujemy się, bo chcemy osiągnąć rzeczy trudniejsze techniczne, np. szkolimy się w szkliwieniu ceramiki - mówi Purczyński. Więźniom pomagają m.in. lokalni plastycy. Mamy np. zaprzyjaźnionego witrażystę z Wrocławia, który daje nam za darmo odpady ze szkła kolorowego najlepszego gatunku - chwali się Purczyński.
Czasami chcą coś wynieść
Kierownik działu terapeutycznego nie ma wątpliwości, że warsztaty artystyczne pomagają więźniom. Na zajęcia przychodzą często ludzie, którzy nie umieją odnaleźć się grupie. Są zagubieni, bo widzą, że inni coś robią, a oni tego nie umieją. Czasami chcą coś wynieść do swojej celi. Szybko jednak okazuje się, że są mimowolnie włączani do robienia najprostszych rzeczy jak krojenie okleiny, robienie szkatułek, albo prostych ramek do obrazu. Wciągają się i pokonują barierę własnej niemocy - nie kryje satysfakcji Purczyński. Wiele z nich po odsiedzeniu wyroku mile wspomina zajęcia i chce rozwijać swoje zainteresowania. Czasami im się udaje. Znam byłych uczestników terapii, którzy dziś prowadzą zakłady stolarskie czy wikliniarskie - mówi kierownik.
Sens pracy z więźniami widzi także Adam Krawczuk z Teatru Montownia. Krawczuk pracuje od niedawna z osadzonymi w warszawskim areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej. Chcemy zrobić coś w rodzaju kabaretu, a w przyszłości speklakl z elementami biograficznymi osadzonych. Przy okazji skazani uczą się jak zachować się na scenie i dowiadują się wiele o teatrze - mówi Krawczuk. Jak dodaje, na pomysł zorganizowania zajęć teatralnych w areszcie wpadła Fundacja „Sławek”, która w ramach unijnego programu EQUAL pomaga więźniom w powrocie do normalnego życia. Trzy lata temu Adam współpracował z amerykanką Teyą Sepinuck, reżyserką spektaklu „Zakazane Twarze”. Bohaterami spektaklu i współtwórcami scenariusza byli więźniowie z warszawskiego Bemowa. Aktorzy opowiadali widzom o swojej burzliwej przeszłości, a także marzeniach i planach związanych z przyszłością. Po każdym spektaklu ożywała taka dyskusja aktorów z publicznością, że z trudem udawało się ją skończyć. Widzowie byli zachwyceni historiami skazanych - akcentuje.
Teatr nie dla frajerów
Krawczuk mówi też, że za każdym razem, kiedy pracuje z więźniami podziwia ich zapał. Sądziłem, że będę miał do czynienia z grupą ludzi sceptycznie nastawionych do zrobienia czegokolwiek, a okazuje się, że jest wręcz przeciwnie - to są bardzo sympatyczni ludzie, choć wiem, że miałem do czynienia z wyselekcjonowaną grupą, a nie przekrojem całego środowiska - mówi. Krawczuk, podobnie jak Purczyński ocenia, że więźniowie zmienili się pod wpływem zajęć artystycznych. Kiedyś uważali, że teatr jest dobry dla frajerów, a teraz przychodzą na spektakle z dziewczynami i uważają, że to dobra forma spędzenia wieczoru. Niektórzy z byłych więźniów pracują nawet przy zmianie scenografii lub rozdają ulotki o spektaklach - akcentuje Krawczuk.
Hirek Wrona jest pod wrażeniem takich inicjatyw, bo – jak mówi – dzięki nim ludzie zaczęli inaczej patrzeć na więźniów. Do tej pory mówiło się: „Jak to? Pomagać więźniom? Zaplanujmy im jeszcze wczasy”. Teraz Polacy zaczynają rozumieć, że 80% więźniów wychodzących z zakładów wraca tam z powrotem i żyje za nasze pieniądze. Dlatego trzeba zainwestować w resocjalizację, by ich później nie utrzymywać. Nie ma świata idealnego i nie ma kraju bez więźniów, więc albo każdego, kto popełnił przestępstwo zastrzelimy i pozbędziemy się problemu, albo zajmiemy się resocjalizacją skazanych. Tylko wtedy wrócą do społeczeństwa, zrozumieją, że popełnili błąd i uwierzą, że po wyjściu na wolność mogą być normalnymi obywatelami - podsumowuje Wrona.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska