Więzili dziecko przez siedem lat. Jugendamt nie zareagował
Na jaw wychodzą nowe fakty w sprawie dziewczynki z miasta Attendorn więzionej w domu przez siedem lat. Okazuje się, że niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży, czyli Jugendamt otrzymywał w tej sprawie anonimowe listy. Nie zareagował jednak tak, jak powinien.
Dopiero kilka tygodni temu ośmiolatka z Attendorn w Nadrenii Północnej-Westfalii zobaczyła po raz pierwszy niebo i trawę. Przez około siedem lat nie opuszczała domu, w którym mieszkała z matką i dziadkami. 23 września niemiecka policja uwolniła ją z domowego więzienia.
Teraz pojawiają się nowe fakty w sprawie wstrząsającego przypadku, które obciążają miejscowy urząd ds. dzieci i młodzieży, Jugendamt. Agencja DPA ustaliła, że już jesienią 2020 roku urząd otrzymał pierwszy anonimowy list, wskazujący na to, że z dzieckiem dzieje się coś niedobrego. Tekst składał się z wyciętych liter i przedstawiał sytuację z perspektywy dziewczynki. Potem były też kolejne anonimowe listy. Dlaczego jednak dziecko zostało uwolnione dopiero dwa lata później?
Podejrzane anonimy
Kilka dni temu władze odpowiedzialnego w tej sprawie powiatu Olpe przyznały, że doszło tu do niedociągnięć. Jak pisze DPA, z dokumentów zebranych w trakcie śledztwa wynika m.in., że po otrzymaniu pierwszego anonimu Jugendamt zapytał o dziecko kasę chorych. Ta odpowiedziała, że matka - która rzekomo w 2015 roku miała wyprowadzić się do Włoch - nadal opłaca składki w Niemczech. Próby uzyskania informacji od pediatrów okazały się bezskuteczne, dlatego sprawa została odłożona ad acta.
Jednak sześć tygodni później nadszedł drugi anonimowy list. Tym razem miał pochodzić od przyjaciół, znajomych i sąsiadów. Jesienią 2021 roku Jugendamt otrzymał kolejne konkretne informacje. Wtedy po raz pierwszy urząd zwrócił się do policji i przekazał, że otrzymał "podejrzane" zgłoszenia dotyczące uwięzionej dziewczynki. Na prośbę o przeszukanie domu policja zareagowała jednak sugestią, by najpierw pracownicy Jugendamtu sami udali się na miejsce. "Potem urząd już się nie zgłosił" - pisze DPA.
Przełom po dwóch latach
Z akt sprawy wynika, że 15 października 2021 roku dwoje pracowników Jugendamtu udało się pod wskazany w anonimach adres. Drzwi otworzyli im dziadkowie, którzy twierdzili, że ich córka i wnuczka są nieobecne i nie wpuścili urzędników do środka.
Matki i dziewczynki nie spotkali także ratownicy, którzy krótko po Bożym Narodzeniu w 2021 roku zostali wezwani do domu z powodu niewielkiego pożaru, wywołanego usterką techniczną. Przełom w sprawie nastąpił dopiero w czerwcu 2022 roku, gdy do Jugendamtu zgłosiło się małżeństwo, które okrężną drogą miało się dowiedzieć o dziewczynce i podało konkretne wskazówki. Jugendamt zwrócił się jeszcze do Włoch z pytaniem, czy matka faktycznie tam mieszka. Osiem tygodni później nadeszła odpowiedź: Nie.
Dziewczynka była zdrowa i zadbana
Dopiero wtedy urząd ponownie zaalarmował policję. Policjanci skontaktowali się z kilkorgiem świadków i udali się do wskazanego domu, ale nie zostali wpuszczeni. Kilka dni później, 23 września br., za zgodą sądu weszli do domu siłą.
W chwili interwencji ośmiolatka spała w jednym pokoju ze swoją matką. Według policji wyglądała normalnie, była porządnie ubrana i potrafiła się prawidłowo wyrażać. Tylko wejście po schodach sprawiało jej trudności. Także lekarze stwierdzili, że z dziewczynką wszystko jest w porządku. Śledczy są zdania, że dziecko przez około siedem lat nie opuszczało domu.
Przeciwko matce i dziadkom wszczęto śledztwo. Ale prokuratura przygląda się także działaniom Jugendamtu, który podejrzewa o zaniechania - pisze DPA. W środę sprawą zajęła się komisja spraw wewnętrznych parlamentu krajowego Nadrenii Północnej-Westfalii.
DPA/widz
Przeczytaj także: