Wiesław Dębski: nie ma szans na Armię Europejską
Kilka dni temu w telewizji Rossija 24 oglądałem materiał o lotach ich bombowców strategicznych. Przenoszące broń jądrową Tu-95 oraz Tu-160 hulały sobie w pobliżu granic natowskich. Na Zachodzie mówiono wtedy o serii rosyjskich prowokacji. Moskiewska telewizja przekonuje zaś widzów, że były to "rutynowe patrole powietrzne". I nadziwić się nie może nerwowości drugiej strony: - Przecież my nie naruszamy ich przestrzeni powietrznych, ani razu nie przekroczyliśmy ich granic - mówił spiker. I podśmiewał się: - A oni tacy nerwowi, że co rusz podrywają te swoje maszyny, podlatują do naszych, robią sobie nawet fotki - pisze Wiesław Dębski w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski.
Aby jednak rosyjski widz nie pomyślał, że Rosja może czuć się choć ociupinkę zagrożona, do reportażu dodano taką oto nowinkę: już wkrótce Tu-95 i Tu-160 zastąpione zostaną przez bombowce strategiczne nowej generacji PAK-DA. W tym miejscu padła taka liczba miliardów dolarów, jakie ten program zostaną wydane, że aż w głowie mi się zakręciło.
W tym samym czasie po zachodniej stronie przywódcy marszczyli srogo brwi, trzepotali skrzydełkami, niektórzy nawet powarkiwali. Nie wiedzieć czemu wszystko to nie robi na Rosjanach specjalnego wrażenia. Ba, Putin w oficjalnej telewizji przyznaje nawet, że wydał rozkaz szefom specsłużb o zajęciu Krymu, zanim jeszcze pojawiła się myśl o przeprowadzeniu tam referendum. A w tej samej TV każdego dnia powtarzają, że w każdej chwili można wznowić walki w Donbasie.
My, cywilne ofermy, biedne żuczki, niewiele możemy w tej sytuacji zrobić! Co najwyżej możemy pytać: cóż wymyślono w Brukseli? Jakież to kroki odwetowe? Jakie zabezpieczenia obronne? Takich pytań wyborców się nie lekceważy. Pojawiła się więc odpowiedź: propozycja szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera! Chodzi o utworzenie sił zbrojnych Unii Europejskiej. Uff... Armia Europejska... Zaraz, zaraz... Słyszeliście już o niej? Oczywiście, niejeden raz, toż to polski premier Jarosław Kaczyński wzywał do jej utworzenia. Znalazł nawet pieniądze - te które do dzisiaj otrzymują z UE rolnicy, także polscy.
Na szczęście pomysł Kaczyńskiego nie doczekał się realizacji. Tak samo zresztą, jak realizacji nie doczeka się pomysł Junckera. Powód jest prosty - nawet, gdyby taka armia została utworzona, nigdy by nie została użyta. Zanim bowiem w 28 stolicach w razie ataku uzgodniono by stanowisko w tej sprawie, zanim utarłyby się różne interesy w Brukseli, zanim ustalono by, kto ma za to zapłacić, to dowódcy wroga już by meldowali swoim szefom wykonanie zadania.
Mocno, i słusznie, ocenia pomysł Junckera niemiecka "Frankfurter Allgemeine Zeitung": dopóki UE nie ma wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, która zasługiwałaby na to miano, tak długo nie będzie istniała wspólna armia europejska, zdolna do czegoś więcej niż tylko do defilad z okazji świąt narodowych w stolicach. A duński dziennik "Politiken" dodaje: "Zapomnijcie o armii UE".
Przecież sami widzimy, co się dzieję wokół pomocy Ukrainie. Te ciągłe narady, ta udawana stanowczość. A w końcu kompletne śmiechy z "europejskiej solidarności". My się nie możemy zgodzić, czy nadal blokować współpracę gospodarczą z agresorem, czy wypada przyjmować jego przywódców, czy można pić wódkę z Putinem. Jak więc mielibyśmy się zgodzić w sprawie użycia armii europejskiej, nawet gdyby ona w końcu powstała? I kto miałby podjąć decyzję o wysłaniu wojska na wojnę? Jak powiedział gen. Stanisław "Szogun" Koziej: - aby powstała armia, musi być najpierw decydent polityczny, który by tą armią dysponował; najpierw musi pojawić się król czy cesarz, a dopiero później jego armia.
I przy tym pozostańmy, domagając się realizacji już przyjętych zobowiązań - tych natowskich. Sami też lepiej przygotowujmy się do toczenia wojny ekonomicznej - w niej Europa powinna być solidarna i ma większe możliwości. Naciski ekonomiczne, kołysanie giełdami przeciwnika, cenami surowców jest bardziej bezpieczne i tańsze. I już okazało się skuteczne.
Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski