Wiesław Dębski: korupcja? To już było i niestety wróci
"Ale to już było i nie wróci więcej" – śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz. Przyglądając się polskiej polityce coraz częściej mam wrażenie, że wszyscy – i ci z lewa, i z prawa, z centrum i z roli - zakochali się w tej piosence. Ileż bowiem razy słyszeliśmy, że „to” (korupcja, wycinki, pompowania, obsadzanie państwowych instytucji krewnymi i znajomymi królika) wprawdzie nam się przydarzyło, och, ach – jaki błąd popełniliśmy, przecież to przypadek, ale teraz, słowo honoru, zrobimy wszystko, by zło wyrwać z korzeniami.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Wiesława Dębskiego
Korzenie jednak pozostawiają i mamy powtórkę z rozrywki: kadencja po kadencji, partia po partii, firma po firmie. SLD, Samoobrona, PiS, PSL, PO. KGHM, PKN Orlen, i pomniejsze cukiereczki Skarbu Państwa. Wszyscy i wszędzie muszą wsadzać swoje łapy i mieszać, mieszać, mieszać. I ciągnąć z państwowych zasobów co tylko się da.
Ostatnie nieprzyzwoitości na Dolnym Śląsku, to tylko jedno ogniwo w długim już łańcuchu. Tym razem brudy wypłynęły z Platformy Obywatelskiej, która swego czasu wiele wysiłku włożyła, by nas przekonać, że to inne towarzystwo, takie bardziej sympatyczne, honorowe, dla którego najważniejsza jest służba Polsce i Polakom (ha, ha, ha). Mogliśmy więc także tym razem dać się ponieść emocjom i uwierzyć, że szef PO, Donald Tusk, przynajmniej się zarumieni… Nic z tego. Pan premier i jego gwardia całą swą energię skupili na potępianiu tych, którzy „nagrali i ujawnili”. Nieważny handel stanowiskami w nieszczęsnym KGHM, nieważne nieczyste gry przy wyborze szefa regionalnych struktur partii, nieważne, że o jednym z kandydatów głośno mówiono, że startuje na polecenie szefa partii, po to tylko, by utrącić kogoś, kogo ów szef uważa za swojego konkurenta. Ważne to, kto ujawnił… Uff…, na wymioty się zbiera…
Ale to już było. I nie wróci więcej? Niestety, wróci, panie i panowie. Najgorsze zresztą jest to, że wy o tym doskonale wiecie. Brakuje wam jednak odwagi, by powiedzieć: dosyć, basta… (i proszę nie cieszyć się w PiS, SLD, PSL etc. – was też to dotyczy).
Niewielu zapewne się jednak zbuntuje. Oni wszyscy bowiem zachowują się irracjonalnie. Poczynając od Tuska, który przestał nam opowiadać o zielonej wyspie i zabawia się wyłącznie w układanie personalnych lego. Poprzez buldogi wychodzące spod tuskowego dywanu i z zapałem rzucające się do gardła „konkurenta” pana premiera (dwóch szczególnie aktywnych internauci już porównują do księdza Oko). Po wyborców najbardziej zakochanych w Tusku, którzy walą na oślep - przede wszystkim w ludzi środka, którzy może by i na PO zagłosowali, ale boją się brzydkiej twarzy twardego elektoratu tej partii. Ci ze środka dostają zresztą po buzi tylko za to, że są zbyt mało entuzjastyczni w stosunku do DT.
Skoro więc jest tak źle, to czy obserwujemy już koniec Platformy? Choć wielu się nad tym zastanawia, mnie mało to obchodzi. Bardziej interesuje mnie inne pytanie: jak można uratować życie partyjne w Polsce? Sposób jest – moim zdaniem - bardzo prosty: trzeba tym paniom i panom (z wszystkich obozów) zabrać ich zabawki! Te wszelkie zarządy, rady nadzorcze, stanowiska zajmowane bez konkursów. Wprowadzić rozwiązania ustawowe, które uniemożliwią im szarogęszenie się we wszystkim, co państwowe. Jak? Tak na przykład: przyjąć, że interesów Skarbu Państwa w spółkach nie mogą strzec politycy! Tego interesu niech pilnują urzędnicy ze Służby Cywilnej. I już zasadnicza część zabawek trafi we właściwe ręce. A państwo politycy będą mieli zdecydowanie więcej czasu na myślenie: nie o gierkach, lecz o nas, ich barankach.
Do tego dodać zakaz zawieszania przepisów ustawy o służbie cywilnej, omijania konkursów, mianowania w spółkach i instytucjach ludzi na kierownicze stanowiska ze słynnymi już literkami: p.o. Nie spełniasz wymogów niezbędnych do zostania prezesem, dyrektorem, naczelnikiem – trudno, najpierw wypełnij warunki, potem bierz się za państwową robotę. I sporo z tego bagna będziemy mieli z głowy.
Na koniec drobna złośliwość. Jaka jest różnica między dolnośląskimi wojownikami? Otóż taka, że o Protasiewiczu mówi się, że jest człowiekiem Tuska a o Schetynie, że jest człowiekiem Schetyny.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski