Wiemy, od kogo zaczęła się wielka awantura w Sejmie. Zobacz wideo
O tym, że środowe posiedzenie komisji ws. Sądu Najwyższego przebiegać będzie w niezwykle gorącej atmosferze, wiadomo było od dawna. Nikt nie mógł jednak przypuszczać, że dojdzie tam do szarpanin i fizycznej przemocy. Od kogo zaczęła się walka o mikrofon przewodniczącego Stanisława Piotrowicza?
Po tym jak partia Jarosława Kaczyńskiego w ekspresowym tempie próbuje od kilku dni przepchnąć projekt uchwały o Sądzie Najwyższym, pewien sposób na zatrzymanie PiS wymyśliło PO i Nowoczesna. Posłowie tych partii zgłosili do projektu ustawy o Sądzie Najwyższym w sumie ponad 1 tys. poprawek.
Propozycje opozycji trafiły więc pod obrady komisji, ale PiS połączyło je w bloki, dzieląc według klubów. Gdy w jednym głosowaniu odrzucono więc nagle setki poprawek zgłoszonych przez PO, posłowie opozycji ruszyli w kierunku stołu prezydialnego.
- Pan zachowuje się jak poseł czasów stalinowskich - mówił Borys Budka (PO) do Stanisława Piotrowicza. - To wy naruszacie porządek. Łamiecie konstytucję - ripostował Marek Suski (PiS).
(Zbyt) krewka młodzież
Największe zaskoczenie budziła jednak wyjątkowo wojownicza postawa młodego posła Nowoczesnej Krzysztofa Truskolaskiego. 27-letni parlamentarzysta co chwilę w czasie posiedzenia komisji podbiegał do Stanisława Piotrowicza i z odległości nie więcej niż jednego metra wykrzykiwał do niego, że "łamie prawo, a obrady są nielegalne".
"To skandal. Skandal!" – powtarzał poseł Nowoczesnej co chwila odwracając się za siebie i sprawdzając, czy wciąż ma wsparcie kolegów z klubu.
Petru nie wytrzymał
W pewnym momencie do akcji wkroczył jednak sam Ryszard Petru. "Proszę to przerwać. Proszę to przerwać" – krzyczał w kierunku Stanisława Piotrowicza, po czym chwycił i zabrał mu mikrofon.
Na zachowanie lidera Nowoczesnej zareagował Marek Suski. Poseł PiS złapał za ten sam mikrofon, który przewodniczącemu komisji wyrwał chwilę wcześniej Ryszard Petru i wywiązała się szarpanina. Do akcji włączyli się kolejni posłowie obecni na sali i było już jasne, że posiedzenie komisji ogarnął totalny chaos.
Petru i Suski trwali w klinczu – próbując wyrwać sobie nawzajem mikrofon - przez dobrych kilka minut. Co ciekawe, żaden z nich nie jest nawet członkiem komisji, na której toczyło się to posiedzenie.
Żal było patrzeć
Te żenujące sceny z całą pewnością zapadną w pamięć wielu Polakom. W sumie po 3 godzinach – i odrzuceniu ponad tysiąca poprawek, obrady zostały zamknięte.
Pozostaje po nich jednak ogromny niesmak. "Wybrańcy" narodu wyzywali się, przekrzykiwali i szarpali. Podczas emocjonującej wymiany zdań między posłami, jedna z działaczek opozycji celowo zgasiła nawet światło na sali.
Czemu miało to służyć? Ciężko powiedzieć, ale zdecydowanie przykro było patrzeć, jak obie strony sporu z łatwością łapią się kolejnych chwytów "poniżej pasa".