Wiemy, dlaczego Kaczyński tak mocno odpowiedział Tuskowi. Dotknęły go dwa słowa
Z jednej strony przekaz o "budowaniu dobrobytu" i "bezpieczeństwie" Polaków, z drugiej - bezprecedensowy w tej kampanii atak na Donalda Tuska. Tak działa dziś Jarosław Kaczyński i tak ma być do wyborów. Wiemy, dlaczego prezes PiS nazwał lidera PO "wrogiem narodu". To nie były emocje, ale chłodna kalkulacja. A zarazem osobista rozgrywka.
24.07.2023 | aktual.: 25.07.2023 11:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
23 lipca, niedziela. Podlaska miejscowość Stawiski. Wzorcowe miasteczko dla PiS, w którym partyjny aktyw czuje się pewnie. Podobnie jak liderzy PiS, którzy gremialnie zjechali na kolejny "piknik rodzinny" organizowany przez władzę.
To właśnie tam Jarosław Kaczyński wygłosił być może najbardziej radykalne wystąpienie od czasów głośnych "zdradzieckich mord" w Sejmie. Zrobił to z pełną świadomością, na chłodno, ale nie bez osobistych motywacji.
- Donald Tusk wykorzystuje każdą okazję, żeby budzić nienawiść. To może być tragedia jakiejś kobiety, pożar, za który oni odpowiadają, to śmietnisko na zachodzie Polski, to jest wynik ich rządów. To są niemieckie śmieci i tak będzie Polska wyglądała, gdyby oni przyszli do władzy - grzmiał lider PiS.
Publiczność - twierdzą w PiS - była zachwycona. A to tylko prezesa zachęcało. - Tusk to prawdziwy wróg naszego narodu. On nie powinien rządzić Polską, czas to wyraźnie powiedzieć. Niech idzie do swoich Niemiec i tam szkodzi - groził Jarosław Kaczyński. I po chwili dorzucił, że lider PO mógłby też przenieść się na Białoruś.
- Pamiętajcie o tym ryżym. To jest dziś największe zagrożenie dla Polski - nie kończył obraźliwej tyrady wicepremier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tylko totalne zderzenie
Jarosław Kaczyński do tej pory najczęściej jedynie wspominał Donalda Tuska w swoich wystąpieniach. Czasem nawet celowo nie wymawiał jego nazwiska, żeby zamanifestować swoje protekcjonalne, by nie powiedzieć - pogardliwe podejście do lidera Platformy.
Ale teraz to się zmienia. Jarosław Kaczyński nie tylko wspomina Tuska przy każdej okazji, ale przesuwa kolejne granice w uderzaniu w byłego premiera.
Tak to ma właśnie wyglądać: z jednej strony przekaz o bezpieczeństwie i "budowaniu dobrobytu Polaków" (jak zapowiadaliśmy ostatnio w Wirtualnej Polsce), z drugiej - bicie w Donalda Tuska i nacisk na bezpośrednią konfrontację.
Według naszych informacji ta narracyjna strategia - sprowadzająca się do najgorszych obelg wobec znienawidzonego w elektoracie PiS Tuska - to efekt kilku wypadkowych.
Po pierwsze, większość kierownictwa PiS, a także coraz większa grupa sztabowców, jest przekonana, że czas tzw. pozytywnej kampanii przemija. Że biorąc pod uwagę poprzednie polityczne starcia - jak wybory prezydenckie w 2020 roku - "pójście na totalne zderzenie" jest niezbędne do tego, by wywołać emocje, zaangażować wyborców, rozgrzać kampanię do czerwoności i doprowadzić do plebiscytu przy wyborczych urnach. Po jednej stronie "wartości PiS", po drugiej - Polska Tuska i Platformy.
Po drugie, Jarosław Kaczyński - jak słyszymy - miał już dość bycia nazywanym "zabójcą kobiet" i "czystym złem". - Prezes stwierdził, że nie ma co udawać, że skoro ktoś pluje ci w twarz, to ty udajesz, że deszcz pada. Albo będziemy na to adekwatnie i ostro odpowiadać, albo nasi wyborcy stwierdzą, że jesteśmy "za miękcy". Tu trzeba grać twardo, nawet na granicy - ttwierdzi jedna z osób zajmujących się kampanią.
Inny rozmówca z PiS tuż po niedzielnym wystąpieniu Kaczyńskiego przyznał nam z kolei, że on sam nawet był zaskoczony stopniem emocji i radykalnego języka prezesa. - Wiem, że były rozmowy o tym, że trzeba być bardziej zdecydowanym i pewnym siebie w konfrontacji z Tuskiem, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Ale jednak w kontekście pikników rodzinnych miało być bardziej "na spokojnie", bez ostrej jazdy. Widocznie plany się zmieniły i uznano, że nie ma co czekać - przyznaje nasz rozmówca.
"Jak Gomułka"
Nasi rozmówcy z opozycji przekonują, że tak ostre wystąpienia Kaczyńskiego tylko świadczą o jego słabości. Politycy PO w nieoficjalnych rozmowach twierdzą wręcz, że będzie to działało na ich korzyść. - Czekamy na kolejne takie występy - mówią.
Co na to rzecznik Platformy? - Starszy pan zieje nienawiścią. Widać, że Kaczyńskim targają ogromne emocje. Trudno odczytać inaczej te emocje jak nienawiść. To kompletne dno, jeśli chodzi o poziom debaty politycznej - stwierdził w programie "Tłit" WP Jan Grabiec. Uznał też, że "ta wypowiedź przekracza wszelkie granice, a ostatnim politykiem, który używał takich zwrotów ["wróg narodu"], był Gomułka".
Sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński uważa, że Kaczyński używa "obrzydliwego języka nienawiści": "Kaczyński publicznie obraża dziś Donalda Tuska, tym samym niczym nie różni się od setek pospolitych, chamskich hejterów, którzy są na usługach PiS. Obrzydliwy język nienawiści" - napisał.
Jak wynika z naszych rozmów w PiS, Kaczyński prawdopodobnie nie będzie się hamował również w kolejnych wystąpieniach.
Ludzie z otoczenia prezesa twierdzą, że ich szef często różne twierdzenia wygłasza podczas swoich wystąpień spontanicznie, niesiony oczekiwaniami publiki. - Jeśli złapie dobry kontakt z tłumem, to pozwala sobie na więcej. A wyborcy na Podlasiu byli jego przemówieniem zachwyceni, wszystkim się spodobało - twierdzi sztabowiec PiS.
Nie da się jednak ukryć, że słów "wróg narodu" Kaczyński w stosunku do Tuska jeszcze w tej kampanii nie używał. Część obserwatorów stwierdziła, że od takich twierdzeń nawet do fizycznej agresji jest niedaleka droga. I że tego typu stwierdzenia są niedopuszczalne.
Mimo to, twierdzą w PiS, Jarosław Kaczyński czuje się "ofiarą ataków" Donalda Tuska. Dlatego prezes nie chce ustępować liderowi PO, uznając przy tym, że słabość w oczach własnego elektoratu może przełożyć się na jego wyborczą demobilizację.
- Ludzie oczekują prostych, mocnych słów. Prezes im to daje, kawa na ławę - mówi polityk PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski