Wielki wyciek
Supertajna rządowa baza danych o najważniejszych śledztwach w Polsce mogła trafić w ręce mafii.
28.05.2007 | aktual.: 28.05.2007 13:17
Opisy postępowań w sprawie mafii paliwowej i węglowej, szczegóły śledztwa w sprawie zabójstwa generała Marka Papały, nazwiska funkcjonariuszy i policyjnych agentów. To tylko niektóre dane, które ktoś nielegalnie skopiował na dyskietki i wyniósł z działającego za czasów rządów Leszka Millera Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu.
Jak ustalił "Wprost", w bazie danych centrum znajdowały się informacje na temat ponad 114 postępowań, dane o ponad 1700 firmach oraz ponad 1500 osobach. Badający sprawę eksperci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stwierdzili, że oprócz dwukrotnego oficjalnego skopiowania supertajnych informacji (dla Ministerstwa Sprawiedliwości i dla CBŚ)
całą bazę danych co najmniej raz skopiowano nielegalnie. Kto i kiedy to zrobił oraz gdzie teraz znajdują się kopie?
Nieformalny kanał kontroli
Wszystko wskazuje na to, że powstanie centrum w kwietniu 2002 r. było niezgodne z prawem. "Wprost" dotarł do ustaleń ABW, które mogą dać początek jednemu z największych skandali związanych z rządami Leszka Millera. To on podjął bowiem decyzję o powstaniu centrum. Śledztwo w tej sprawie prowadzi już Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Już w momencie powstawania centrum rządowi legislatorzy zwracali uwagę, że instytucja ta, jako organ pomocniczy prezesa Rady Ministrów, może działać tylko w zakresie kompetencji, jakie ma premier. A ten, zgodnie z konstytucją, nie ma prawa zajmować się ściganiem przestępców. Co więcej, z niewyjaśnionych przyczyn, zarządzenia Millera o powołaniu centrum nigdy nie opublikowano, co stanowi rażące pogwałcenie przepisów. W dodatku już po uzgodnieniach międzyresortowych ktoś sfałszował fragment zarządzenia, zmieniając słowa "wchodzi w życie z dniem ogłoszenia" na "z dniem podpisania".
W efekcie centrum działało jak prywatny folwark. Wiele wskazuje na to, że mogło służyć jako nieformalny kanał kontroli rządu nad najważniejszymi śledztwami. Do centrum spływały tajne informacje z ABW, Ministerstwa Finansów, policji i Straży Granicznej.
Naciski w sprawie Papały
Co na to Leszek Miller? - Zupełnie nie pamiętam okoliczności utworzenia centrum. Myślę, że powstało ono na wniosek szefa MSWiA Krzysztofa Janika - mówi były premier. - Po 11 września Amerykanie poprosili nas, by stworzyć zespół ds. zwalczania terroryzmu. Dlatego zwróciłem się do premiera o powołanie centrum - przyznaje Krzysztof Janik.
Według naszych ustaleń, duży udział w sprawie centrum miał ówczesny wiceszef MSWiA Zbigniew Sobotka (skazany później w aferze starachowickiej). Wiceminister obsadził centrum swoimi ludźmi. Szefem zespołu był gen. Józef Semik, w pracach centrum uczestniczył też doradca Sobotki gen. Roman Kurnik, w latach 80. szef kadr SB. - To było państwo w państwie. Semik, Kurnik i Sobotka mogli wpływać na tok śledztw - mówi nasz rozmówca z MSWiA.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, to właśnie do centrum, a nie do prokuratury trafiały najpierw niektóre materiały dotyczące domniemanego udziału Edwarda Mazura w zabójstwie gen. Papały. W tajemnicy przed prokuraturą podjęto działania, które miały skłonić policję do zdeprecjonowania zeznań świadków obciążających Mazura.
Nawet jeśli podejrzenia o nielegalne naciski na śledztwa się nie potwierdzą, samo funkcjonowanie centrum z całą pewnością było skandalem. Według ABW, nie miało ono prawa dysponować tajnymi informacjami, a zespoły powołane w jego ramach nie mogły prowadzić działań operacyjnych. Informacje dotyczące mafii paliwowej i węglowej nie były przechowywane w kancelarii tajnej. Nie były też chronione dane funkcjonariuszy, żołnierzy i agentów, w tym ich adresy i telefony.
Jeśli do tego dodać fakt, że cała baza danych prawdopodobnie nielegalnie trafiła w niepowołane ręce, a odpowiedzialność za to ponoszą premier, ministrowie i wiceministrowie z SLD, sprawa może się okazać nie tylko materiałem dla prokuratury, ale też być może dla komisji śledczej, a nawet Trybunału Stanu.