Wielki powrót Lisa
Jeśli Tomasz Lis osiągnie w Polsacie sukces, będzie mógł robić w przyszłości, co zechce. Porażka może go strącić w publiczny niebyt - czytamy w najnowszym wydaniu "Newsweeka".
13.09.2004 08:04
Gdy parlamentarzyści poprosili Tomasza Lisa, aby zagrał w ich drużynie piłkarskiej, zgodził się bez wahania. Wszyscy wiedzą, że ma bzika na punkcie piłki nożnej. Na ciekawy mecz potrafi pojechać na koniec świata. Sam też nieźle gra. Ale w meczu drużyny poselskiej Lis, zamiast pomagać, przeszkadzał. Ustawiony na obronie, cały czas rwał się do ataku.
- W końcu któryś z nas, chyba Donald Tusk, musiał pana Lisa zdyscyplinować i zawrócić na jego miejsce - opowiada poseł Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna.
W kolejnym meczu drużyna parlamentarzystów przegrywała dwoma bramkami i niesfornego Lisa przerzucono do ataku. Opłaciło się. Strzelił jedną z dwóch bramek potrzebnych do wyrównania.
W życiu zawodowym, tak jak na boisku, Tomasz Lis gra ostro i atakuje na całego. Ale nie bezmyślnie. Jest inteligentnym graczem. Kiedy na początku lat 90. zaproponowano mu, by został prezenterem "Wiadomości" w TVP, co było szczytem marzeń dla wielu jego kolegów - odmówił. Wolał biegać z mikrofonem, ucząc się od podstaw dziennikarskiego fachu. Wiedział, że zaprocentuje mu to w przyszłości.
Kolejną inwestycją w przyszłość był wyjazd do Waszyngtonu. Jako korespondent telewizji publicznej podglądał, jak pracują najlepsze stacje i dziennikarze na świecie. Podobno mógł zostać na drugą kadencję, ale nie chciał. W USA osiągnął już wszystko.
Po powrocie z placówki w TVP miał status gwiazdy, mógł dostać każde stanowisko i każde pieniądze. I tym razem odmówił. Świadomie ustąpił miejsca na Olimpie i poszedł do małej - w porównaniu do publicznej TVP - komercyjnej stacji TVN, aby od podstaw tworzyć własny program informacyjny "Fakty". Zaryzykował i wygrał. "Fakty" zostały najlepszym programem informacyjnym w Polsce.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze "Newsweeka".