Czy musimy zrobić, pani profesor, więcej? Wczoraj rozmawiałem z rzecznikiem Ministerstwa Zdrowia, powiedział "nie wykluczamy, po prostu obserwujemy sytuację".
Czy pani się spodziewa, może pani już teraz jest w stanie zarekomendować jeszcze ostrzejsze ruchy na przykład na Wielkanoc - jakiś zakaz
przemieszczania się na przykład, jakieś konkretne wskazówki tego, byśmy pozostali w domach, nie wiem, liczby osób, które się mogą spotkać, tak
jak mieliśmy do czynienia ze świętami Bożego Narodzenia? Czy kolejne kroki są niezbędne?
Proszę państwa, to jest bardzo trudny temat, dlatego że właściwie powinniśmy oprzeć
się na apelowaniu do wszystkich, do których, do rozsądku wszystkich, których
można, żeby zostać w domu i po to właśnie, żeby nie
wykonywać takich dramatycznych gestów jak zakazy. Tak, zakazy, które by się wiązały z karami.
Natomiast z przykrością stwierdzam, że niestety apele po prostu są już
niewydolne. I tak jak ktoś napisał, dzisiaj w mediach czytałam, że Polaków nie ruszy już nawet fala zgonów.
To jest dramatyczna sytuacja. Bo ja rozumiem, że każdy myśli o sobie. Natomiast zachęcałabym
do myślenia o sobie w tym kontekście, że mogę zachorować i umrzeć. Albo moi najbliżsi mogą zachorować i
umrzeć. Proszę państwa, długi ogon epidemii i fala zgonów w styczniu, która była, z
której cały czas się tłumaczyliśmy, która była przytłaczająca, bo mieliśmy spadek zachorowań, ale cały czas ogromną
liczbę zgonów. Wynikała z tego, że powiedzmy to sobie prosto - zaraziliśmy naszych seniorów w
trakcie świąt. Osoby, które były w miarę chronione przed tą epidemią, nie wychodziły z domu,
nie uczestniczyły w życiu społecznym - niestety spotkały się ze swoimi rodzinami w trakcie świąt.
I od mniej więcej 4, 5 stycznia zaczęliśmy mieć gwałtowną falę przyjęć i
hospitalizacji osób w wieku podeszłym.
I mówiąc krótko to jest ścisły związek?
Absolutnie zakażonych w trakcie świąt.
Bez w ogóle żadnych wątpliwości. I proszę państwa, nie powtórzmy
tego błędu. Naprawdę.
Ale pani profesor, sama pani mówi - setki zgonów. Ponad 419
chyba dzisiaj odnotowanych. To nie działa, to na ludzi nie działa. Pani jest członkiem Rady Medycznej przy premierze. Jak pani się
spotyka z panem premierem, a dzisiaj profesor Horban, szef tej Rady, mówił "jesteśmy bardzo bliscy takiego rozwiązania". No to nie działa, to znaczy, że
pani powie: rekomenduję,
zróbmy coś w te święta, zakaz, jakiś zakaz przemieszczania się na Wielkanoc.
Proszę państwa, pytanie czy te zakazy będą wydolne i jakie one spowodują skutki. Bo
ja mam wrażenie, że Polacy są mistrzami w obchodzeniu wszystkich zakazów.
No tak, ale pani profesor, to jest trochę tak, że jeżeli chcemy, żeby kierowca jechał 50 na godzinę, to wrzućmy zakaz 70,
prawda. Przynajmniej trochę zwolni.
Proszę państwa, nie wiem, tu nie ma dobrego rozwiązania. Ja myślę, że poza zakazami my musimy
niestety iść w nakazy. I jeżeli nie zrozumiemy, że w zakładach pracy, w miejscach pracy musimy
nosić maski, jeżeli nie jesteśmy zaszczepieni, no naprawdę musimy. Że dzieci w szkołach - no teraz
już są szkoły zamknięte - ale że dzieci w szkołach i nauczyciele muszą nosić maski. No po prostu nie ma innego wyjścia.
I to, uwaga, nie na brodzie.
Tak, żeby one były skuteczne, oczywiście, że nie na brodzie. To my po prostu sobie nie poradzimy
z tą epidemią, tak. Nie poradzimy sobie dopóki nie wyszczepimy 20 milionów Polaków.
I ja powiem szczerze, że mnie ręce opadają, dlatego że ja mam takie wrażenie, że
polskie społeczeństwo zachowuje się jak pacjent, który ma przepisaną dobrą kurację, nie stosuje
jej i ma pretensje, że jest źle leczony.
I naprawdę ja już nie wiem, co my powinniśmy zrobić, bo oczywiście możemy
testować w zakładach pracy, tak, możemy polowaniem prowadzić testowanie,
ale ja nie mam do końca przekonania, że to będzie wydolne. Słowacy to zrobili. I jak na tym wyszli?