Wielka Brytania składa ofertę Polakom. Spóźniony krok w dobrym kierunku?
Rząd Theresy May opublikował szczegółową propozycję przyszłego statusu obywateli UE mieszkających na Wyspach. Jest ona tylko nieznacznie gorsza od tego, czego chce Bruksela. Polaków w Brytanii czeka potencjalnie trudna biurokratyczna przeprawa, ale zachowają większość swoich praw, w tym praw socjalnych. Po Brexicie trudniej będzie jednak im sprowadzić swoich bliskich.
Według wstępnej propozycji Londynu, wszyscy przebywający w Wielkiej Brytanii imigranci z Unii Europejskiej będą musieli zarejestrować się w nowym systemie i w ciągu dwóch lat od wyznaczonej daty (ta będzie jeszcze przedmiotem negocjacji) złożyć wnioski o prawo do pobytu. Ale stały pobyt będzie przysługiwać tylko tym, którzy będą mieć na koncie pięć lat spędzonych na Wyspach.
Biurokratyczne wymogi mają zostać złagodzone przez fakt uproszczenia systemu aplikacji: zamiast wypełniania 80-stronicowych wniosków będzie można to zrobić przez internet. Mniejsze będą też wymagania dotyczące potrzebnych dokumentów. Rejestracja w nowym systemie może natomiast oznaczać, że wszyscy imigranci będą musieli posiadać kartę tożsamości.
Jak zapewnia w dokumencie brytyjski rząd, obywatele UE posiadający prawo do stałego pobytu będą mieli takie same prawa jak obywatele brytyjscy. To nie do końca prawda. Co prawda będą mieli dostęp do emerytur i służby zdrowia, ale nie wiadomo, czy zachowają - jak do tej pory - prawo do głosowania w wyborach lokalnych. Utrudnione zostanie też sprowadzenie do kraju swoich bliskich - aby to zrobić, obywatele UE prawdopodobnie będą musieli wykazać odpowiedni dochód. Co więcej, imigranci z UE stracą swoje prawo do stałego pobytu po dwóch latach nieobecności w Wielkiej Brytanii.
Spóźniony krok w dobrym kierunku
Komentując brytyjską ofertę, szef unijnego zespołu negocjatorów Michel Barnier dał do zrozumienia, że nie jest ona w pełni zadowalająca dla strony
"Cel UE dotyczący praw obywateli: taki sam poziom ochrony jak w prawie UE. Potrzeba więcej ambicji, jasności i gwarancji niż w dzisiejszym stanowisku Wielkiej Brytanii" - napisał na Twitterze polityk.
Eksperci w większości podzielają krytykę Barniera, zwłaszcza tę dotyczącą jasności brytyjskiego stanowiska. Co więcej, wskazują, że oferta Londynu jest mniej atrakcyjna, niż to, co przedstawiła dwa miesiące temu Bruksela. Ale i tak przeważają oceny umiarkowanie pozytywne.
- W ubiegłym roku, taka oferta mogłaby zostać ciepło przyjęta przez obywateli UE i przez Brukselę. Teraz, po roku niepewności i dwa miesiące po tym, jak UE złożyła bardziej hojną propozycję, może być ona oceniona co najwyżej jako spóźniony krok w dobrym kierunku - stwierdził Jonathan Portes, profesor ekonomii z londyńskiego King's College. - Ale najważniejsze jest to, że brytyjski rząd zdał sobie sprawę ze skali wyzwania i jest gotowy uczynić ten proces jak najprostrzym - dodaje.
Wiele do wynegocjowania
Według Pawła Świdlickiego, analityka ds. Brexitu firmy Edelman w Londynie, brytyjska propozycja oznacza, że zawarcie porozumienia dotyczącego praw obywateli UE w Wielkiej Brytanii i Brytyjczyków w UE będzie możliwe, choć negocjacje nie muszą być łatwe. Jak przewiduje, kością niezgody może być przede wszystkim ustalenie daty granicznej, do której będzie można ubiegać się bez przeszkód o stały pobyt. Poza tym, negocjacjom będzie podlegać kwestia egzekwowania praw - tu możliwym kompromisem jest stworzenie osobnego trybunału arbitrażowego - oraz m.in. opłat administracyjnych za składanie wniosków oraz praw wyborczych.
- Należy jednak pamiętać, że propozycję Wielkiej Brytanii powinno się potraktować jako otwierające zagranie, a nie ostateczną ofertę - zastrzega Świdlicki.