Wielka bitwa o panowanie na Kremlu. Dwa nazwiska w grze

Nikt nie ma pewności, co dzieje się na Kremlu. Porażki w wojnie z Ukrainą nie wróżą Putinowi pewnej przyszłości. Zdaniem ukraińskiego eksperta Mychajły Samusa, w Rosji już odbywa się zamach stanu. Polscy specjaliści dystansują się od takiej tezy. Nie zmienia to jednak faktu, że w ostatnich dniach do opinii publicznej przebiją się dwa nazwiska i ich rosnące w Rosji wpływy. W tle pojawiają się zaś służby.

W związku z porażkami na polu walki, w Rosji nasila się krytyka wobec kierownictwa ministerstwa obrony i samego Putina
W związku z porażkami na polu walki, w Rosji nasila się krytyka wobec kierownictwa ministerstwa obrony i samego Putina
Źródło zdjęć: © Inne
Sylwester Ruszkiewicz

To właśnie niepowodzenia Rosjan na froncie powodują, że zarówno wśród części moskiewskich polityków, nacjonalistycznych środowisk i wojskowych, pojawiają się głosy krytyki pod adresem Putina i jego doradców. Wśród grupy niezadowolonych działaniami Rosji w Ukrainie prym wiodą dwie osoby - przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow i właściciel Grupy Wagnera, czyli Jewgienij Prigożyn.

Według brytyjskiego ministerstwa obrony, Kadyrow i Prigożyn są prawdopodobnie postrzegani jako nieformalni przywódcy bloku "prowojennego", który argumentuje na rzecz jeszcze większego zaangażowania Rosji i gotowości do eskalacji wojny. Obaj mają pewną wiarygodność, dzięki znacznemu zaangażowaniu w walkach jednostek bojowych - zarówno czeczeńskich, jak i wagnerowskich.

"Krytyka koncentruje się raczej na wysokim dowództwie wojskowym, niż na wyższym kierownictwie politycznym, ale reprezentuje trend publicznego wyrażania sprzeciwu wobec rosyjskiego establishmentu. Trend ten jest przynajmniej częściowo tolerowany i prawdopodobnie trudno będzie go odwrócić" - oceniono.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zdaniem dr Agnieszki Leguckiej, analityczki ds. Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, wpływy Prigożyna i Kadyrowa nie są jednak aż tak silne, by spowodować rewolucję na Kremlu.

"Grupa wsparcia dla następcy Putina"

- Prigożyn i Kadyrow są uzależnieni od rosyjskiego dyktatora. Podlegają Putinowi i nie mają własnej pozycji w rosyjskim systemie politycznym oraz militarnym. To bardziej Putin wykorzystuje ich do rozgrywania różnych frakcji. Kadyrow będzie ostatnią tarczą przed innymi, siłowymi strukturami. A Prigożin to człowiek, który jest zależny od kontraktów państwowych - zarówno w obszarze wojskowym, jak i w pozostałych dziedzinach. W momencie, gdy zabraknie Putina, będzie oznaczać to dla nich koniec dochodów. Obecnie zrobią wszystko, by Putin się utrzymał nadal przy władzy - mówi dr Agnieszka Legucka.

Jej zdaniem, obaj mogą zmienić nastawienie w przyszłości, jeśli pojawiłby się następca rosyjskiego prezydenta.

- Na ten moment jednak trudno prognozować, kiedy może się pojawić. Musiałyby się przyczynić do tego fundamentalne porażki Putina na froncie w Ukrainie. Dopiero wtedy Kadyrow i Prigożyn mogliby się jawić jako "grupa wsparcia" dla nowego kandydata. Patrząc realnie na obecną sytuację na Kremlu, nie ma jednak nikogo, kto mógłby takiego następcę wykreować - uważa nasza rozmówczyni.

W podobnym tonie wypowiada się Michał Marek, analityk ds. Rosji z Fundacji Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.

- Ramzan Kadyrow nie jest w Rosji traktowany jako poważny autorytet, a wręcz odwrotnie - jako osoba, która niejednokrotnie się skompromitowała. Są oczywiście grupy i regiony, które traktują go jako "poważnego gracza". W szerszej perspektywie jego wizerunek wydaje się być jednak mocno nadszarpnięty. Przywódca Czeczenii nie posiada zbytnich wpływów na Kremlu. Nadal jest to niższa liga - ocenia Michał Marek.

To rola Prigożyna wzrosła w ostatnim czasie. - Posiada swoje zasoby medialne, które robią z niego "męża stanu" i osobę, która poprzez swoje radykalne podejście do wojny może odmienić sytuację na froncie. Ale to obraz budowany przez aparat propagandowy. W rosyjskiej polityce nadal nie postrzega się go jako następcę Putina. Prigożyn widzi, że to jeszcze nie jest ten moment, by pójść na całość. Posiada wpływ na środowisko Putina, ale nie można mówić, by był zagrożeniem dla samego Putina. Będzie za wszelką cenę wzmacniał swoją pozycję, ale na razie trudno dostrzec w nim przyszłego lidera - mówi Michał Marek.

Wojskowy zamach stanu w Rosji?

- Przy nominalnym zachowaniu władzy Putina de facto na czele kraju staje grupa Jewgienija Prigożyna, Ramzana Kadyrowa i Siergieja Surowikina (mianowanego w sobotę dowódcy operacji w Ukrainie - przyp. red.). Grupa ta przejęła kontrolę nad Ministerstwem Obrony, a właściwie nad Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej - mówi WP Mychajło Samuś. I jak podkreśla, to właśnie grupa Kadyrowa i Prigożyna najmocniej krytykuje przywódców Ministerstwa Obrony za to, że tzw. operacja specjalna nie jest przeprowadzana przez resort wystarczająco brutalnie.

- Dochodzą do nas sygnały, które wskazują na to, że środowiska radykalne wśród wojskowych, mających wpływ na Władimira Putina, zyskują na znaczeniu - potwierdza Michał Marek, ekspert ds. rosyjskiej dezinformacji i propagandy.

I jak podkreśla, według jednej z teorii, Putin musiał zareagować na coraz większy nacisk ze strony danej frakcji i przeprowadzić atak rakietowy na Ukrainę, aby zademonstrować, iż nadal posiada zdolności przywódcze i ma asa w rękawie.

- Dane środowisko może naciskać na Putina, aby ten wydał rozkaz dotyczący przeprowadzenia uderzenia nuklearnego na cel w Ukrainie. Silny atak rakietowy stanowił formę uspokojenia nastrojów i wskazania na to, że Kreml posiada jeszcze siłę nacisków inną, niż broń nuklearna. Mówiąc wprost, poprzez decyzję o zmasowanym ataku rakietowym mógł chcieć pokazać, że może jeszcze odmienić sytuację i jest nadal silnym politykiem - mówi WP Michał Marek.

W jego ocenia, można przyjąć założenie, że na Kremlu dochodzi do starć między frakcją rządzącą a środowiskami radykalnymi powiązanymi z blokiem siłowym.

- Zwiększają one swoje znaczenie i wywierają presję na Putina. Jednak to jeszcze daleka i trudna droga do zdetronizowania rosyjskiego przywódcy. Są to środowiska, które walczą o swoje wpływy na Kremlu. W szerszej perspektywie będą zmierzać do osłabienia pozycji Putina i grać na siebie - ocenia Michał Marek.

Z kolei dr Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dodaje, że poniedziałkowy atak rakietowy na Ukrainę miał "widowiskowy" charakter, a za cel wywołać wrażenie, że Rosja przechodzi do zdecydowanego kontrataku.

- Nie przyniesie to na dłuższą metę pożądanych efektów, bowiem nie zdusi się oporu narodu ukraińskiego atakami z powietrza. To muszą być udane operacje lądowe, w szczególności na południu, a tych Putinowi brakuje. Dodatkowo Krym miał być czerwoną linią, za którą Ukraińcy mieli się nie przedostać. Putin straszył, że jeżeli zostanie przekroczona, to on użyje broni atomowej. Tymczasem użył do ostrzału rakiety dalekiego zasięgu. Odpowiedź brutalna, ale bardziej na użytek wewnętrzny - ocenia dr Agnieszka Legucka.

- Wiele osób podkreśla, że prawdziwą siłą rosyjskiej armii będzie wymuszenie zdobyczy terytorialnych w Ukrainie. Jeśli Putin to zrobi, jego władza na Kremlu będzie niepodważalna. Jeśli Ukraina będzie nadal odnosić sukcesy na froncie, głosy o wymianie Putina będą pojawiać się coraz częściej - podsumowuje analityczka z PISM.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie