Wielka awantura pod Pałacem Prezydenckim
Przed Pałacem Prezydenckim doszło do przepychanek między siłami porządkowymi a przeciwnikami przeniesienia krzyża, upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej. O 13.00 miała rozpocząć się procesja z krzyżem do kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu. Jednak księża, którzy z harcerzami przyszli po krzyż, mają problemy z jego zabraniem.
Na miejscu zebrało się już kilkaset osób, słychać okrzyki "Tu jest Polska!", śpiewane są religijne pieśni i hymn państwowy, powiewają biało-czerwone flagi. Jednocześnie pod Pałacem pojawiają się kolejne krzyże.
Do szamotaniny doszło, gdy jedna z kobiet próbowała przywiązać się do krzyża. Zareagowali na to funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu i siłą odciągnęli ją od krzyża. W obronie kobiety stanął mężczyzna. Doszło do przepychanek. Kordon funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu otoczył krzyż. Ludzie, którzy modlili się pod krzyżem, zostali od niego odsunięci.
Naprzeciwko krzyża, który w połowie kwietnia pod Pałacem Prezydenckim ustawili harcerze, ludzie ustawili kolejne drewniane krzyże. Są one umieszczane na chodniku po drugiej stronie ulicy, ogrodzonej barierkami. Po godzinie 9.00 w tym miejscu było już pięć krzyży różnej wielkości. Wiele osób przyniosło także krzyże, które trzymają w ręku.
Wszyscy nowo przybywający gromadzą się za ustawionymi przez zabezpieczające miejsce służby miejskie metalowymi barierkami. Odgradzają one tłum od ok. 20 osób, które pikietują przy ustawionym przez harcerzy krzyżu w bezpośrednim sąsiedztwie Pałacu Prezydenckiego. Zgromadzeni tam wciąż trzymają transparenty z napisami min.: "Polsko obudź się!", "Katyń trwa", "Czy Bóg tak chciał?", "Czy zdrajcy i NKWD są tak silni?". Na miejscu wciąż płoną znicze i powiewają biało-czerwone flagi. Przy krzyżu pojawili się m.in. Leszek Bubel i Wojciech Cejrowski.
Głośno odczytywano apel o ekshumację szczątków ofiar katastrofy w Smoleńsku, domagano się przesłuchania minister zdrowia Ewy Kopacz i szefa MON Bogdana Klicha, a także dymisji rządu. Zebrani odśpiewali m.in. "Boże, coś Polskę" i hymn Polski.
Eugeniusz Sendecki, reprezentujący jedną z grup, która postawiła krzyż zapowiada, że w momencie zaplanowanego na 13.00 przeniesienia harcerskiego krzyża do kościoła św. Anny przed pałacem kontynuowana będzie pikieta, a przyniesiony przez nich krzyż trafi na miejsce tego ustawionego przez harcerzy.
Obrońcy krzyża przyjechali pod Pałac Prezydencki z całej Polski. Zbigniew Zbelniak ze Społecznego Komitetu Obrony Krzyża przyjechał, jak codziennie, z Siedlec. Przywiózł swoim towarzyszom kanapki i picie, a także znicze. Narzeka, że nie może podejść pod krzyż zapalić lampki i się pomodlić za tych, co zginęli w katastrofie. Uważa, że taka sytuacja jest nienormalna i "pachnie Białorusią".
Piątego sierpnia harcerze chcą zabrać krzyż na pielgrzymkę do Częstochowy. Po zakończeniu pielgrzymki krzyż ma powrócić do Kaplicy Loretańskiej w kościele świętej Anny. Przeciwko przeniesieniu krzyża są nadal politycy PiS. "Jesteśmy głęboko przekonani, że wprost z Jasnej Góry krzyż powinien powrócić na dotychczasowe miejsce i trwać tam aż do czasu wybudowania stałego pomnika ofiar kwietniowej katastrofy" - napisali w oświadczeniu członkowie Komitetu Politycznego PiS.
Według nieoficjalnych informacji, przed pałacem pojawią się także politycy PiS. Rzecznik klubu Mariusz Błaszczak nie potwierdził ani nie zaprzeczył tej informacji. - Żyjemy w wolnym kraju i każdy może się udać tam, gdzie chce - stwierdził. Podkreślił jednak, że politycy PiS nie planują "aktywnych działań" pod pałacem. Według posła powinien tam stanąć krzyż-pomnik, którego elementem powinien być krzyż.
Poseł PiS Maks Kraczkowski, w "Sygnałach Dnia" zaapelował do służb porządkowych o wstrzemięźliwość podczas uroczystości przeniesienia krzyża. Zapewnił jednocześnie, że obrońcy tego symbolu nie będą zakłócać tych uroczystości.
Kraczkowski ponowił także apel o odpowiednie upamiętnienie ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Jego zdaniem, ludzie broniący krzyża przed Pałacem Prezydenckim nie wierzą zapewnieniom, że tak się stanie. Kraczkowski podkreślił również, że Bronisław Komorowski decydując się na przeniesienie tego symbolu pokazał, że nie interesuje go zgoda narodowa.
Były wicemarszałek sejmu Tomasz Nałęcz w "Salonie Politycznym Trójki" przyznał, że postawienie krzyża przed Pałacem Prezydenckim było naturalnym odruchem harcerzy po katastrofie smoleńskiej, ale po żałobie przychodzi moment, gdy wraca się do normalności.
Według Nałęcza, absurd polega na tym, że PiS chce z Komorowskiego zrobić wroga Kościoła, a jest to niemądre. - Obsadzanie Komorowskiego w roli szatana walczącego z Kościołem jest absurdem - powiedział Nałęcz.
Zdaniem Nałęcza, są dwa powody, dla których monumentalizuje się prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Po pierwsze biologiczny - i tu, zdaniem Nałęcza, genetycy mieliby dużo do powiedzenia. Trzeba by zbadać relacje jakie cechują braci bliźniaków, a po drugie polityczny - budowa kultu PiS na kulcie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, z czego Jarosław Kaczyński, jako wytrawny polityk, zdaje sobie doskonale sprawę.
Według Nałęcza, awantura o Krzyż pod pałacem sprawiła, że przestał on być symbolem Kościoła, a stał się znakiem politycznej rywalizacji.