"Wiecie, że zmarła cała rodzina?". Poszedłem tropem najstraszliwszej historii antyszczepionkowców
We wsi w Bieszczadach po szczepieniu miała umrzeć cała 4-osobowa rodzina, a także pan Eugeniusz z sąsiedniej miejscowości. Jak to się rozeszło wśród mieszkańców, już nikt nie chciał szczepionki. Powiedziałem: sprawdzam. Z przekonaniem mogę napisać - to bzdury.
- Nie opublikuję tu zdjęcia z potwierdzeniem szczepienia - ogłosił na Facebooku Radek, historyk z Mazowsza.
Było to w chwili, kiedy dziesiątki jego znajomych szczerzyło w social mediach zęby, pokazując nakłute ramię albo papierek z datą podania dawki szczepionki. On tego nie zrobi, bo przecież "ludzie umierają po szczepionkach".
Trop wiedzie do kamieniarza
Skąd wie? Ojciec znajomego napisał na grupie facebookowej, że w ich rodzinnej miejscowości zmarły 4 osoby na 350 mieszkańców. Gdy to się rozeszło, nikt już nie chciał się szczepić.
Taka tragedia i cisza w mediach? Koronasceptyk łatwo to wyjaśni - dziennikarze głównych mediów mają nałożoną cenzurę, nie zadają właściwych pytań ekspertom, a tu trzeba bić na alarm.
- Nie pozwolą ci opublikować - nie dowierza mi pan Radek, gdy pytam o wieś, w której ludzie podobno umierali po szczepionkach. - To opowiedział mi znajomy aktor, pochodzi stamtąd - wyjaśnia i podaje numer jego telefonu.
Aktor to znana twarz z filmów sensacyjnych. Jest przejęty: - Tak, informacja jest pewna. Zmarł jeden starszy pan i cała rodzina w drugiej wsi. Trzeba to opisać. Rodziny tych zmarłych pewnie uda się namówić na wypowiedź.
Oferuje, że zadzwoni do szwagierki, bo ta zna tych ludzi i więcej szczegółów.
Telefon milczał przez kilka dni. Sięgnąłem do oficjalnego raportu o niepożądanych odczynach poszczepiennych. Historia po raz pierwszy przestaje się "potwierdzać". Raport wymienia trzy zgony po szczepieniach na terenie Podkarpacia. Każdy w innym powiecie. A tu miało być pięć, z czego aż cztery w jednej wsi.
Dla antyszczepionkowców taki raport to żaden dowód. Twierdzą, że w rzekomym spisku producentów szczepionek biorą udział lekarze i inni medycy. Ci, którzy kwalifikują pacjentów do szczepień to przecież "akwizytorzy bigpharmy". A przecież tacy nie wpiszą do oficjalnych raportów, że pacjent umarł tuż po "szczypawce". Bo to tak, jakby donieśli na samych siebie, że popełnili błąd podczas badania przed szczepieniem.
Wreszcie aktor oddzwania, przepraszając, że z rodzinami nie da się skontaktować. Zarzeka się, że szwagierka wszystko potwierdziła. Podaje szczegóły z nazwiskami. Rodzina, która zmarła po szczepieniu mieszkała w miejscowości P. Z kolei pan Eugeniusz, który zmarł tuż po drugiej dawce szczepienia, pochodził z D.
Rodziny więc rozmawiać nie będą. Pozostaje mi kontakt z lokalną władzą.
Pani sołtys wsi P. łapie się za głowę.
- Umarli po szczepieniach? A w życiu! U nas kilka tragedii było, ale to w czasie epidemii, zanim jeszcze ogłoszono szczepienia - zapewnia mnie pani Franciszka. Roztrzęsiona pytaniem wyjaśnia, że wieś liczy 900 mieszkańców, ale domy są rozrzucone wzdłuż jednej ulicy. Taka wiadomość nie przeszłaby bez echa. "Na pewno nieprawda" - powtarza kilka razy.
Z kolei pan Dariusz, sołtys wsi D. zapewnia, że wie, o kogo chodzi.
- Tyle że Eugeniusz miał zaawansowanego raka. Owszem zmarł jakoś w maju, ale wykończył go nowotwór. Od drugiej dawki minął chyba z miesiąc – wyjaśnia i prosi: – Niech pan nie podaje nazwy miejscowości. Cała Polska będzie się z nas śmiać. U nas ludzie się szczepią, nie trzeba mieszać im w głowach.
- To bzdura. Zaszczepiliśmy 10 tys. osób w okolicy. Młodych, rodziców, dziadków. Wszyscy żyją. Najgroźniejsze, co się wydarzyło, to omdlenie na widok igły - mówi WP Beata Motyka, koordynatorka z punktu szczepień w Jarosławiu. To największa placówka w pobliżu wspomnianych wsi.
Kto puścił plotkę w obieg? Ostatnim ogniwem łańcuszka - "znajomy powiedział znajomemu" - miał być lokalny kamieniarz.
- Robił mi blat kuchenny i tak przy okazji opowiadał, że osobiście stawiał nagrobki dla ofiar szczepionek - mówi kolejna mieszkanka wsi. Nazwiska i telefonu do kamieniarza nie chciała podać.
Antyszczepionkowcy dopadli go nawet w Bieszczadach
- Za takie gadanie powinien być konkretny paragraf i kara - wzdycha Aleksander Nurek, ratownik medyczny z Rzeszowa. Ze szczepieniami jeździ po małych miejscowościach Podkarpacia. On też słyszał historię o "pięciu zmarłych". Niestety, w dość dramatycznych okolicznościach.
Właśnie był w jednej ze wsi, a do szczepienia ustawił się ogonek chętnych - ampułka szczepionki otwarta, sprzęt rozłożony, papiery na stole rozłożone. Lekarka, która kwalifikowała do szczepień, chuchała już na stetoskop. I wtedy z kolejki wyszedł starszy pan z komunikatem: "Ludzie, opamiętajcie się! Znam pięć osób, które zmarły po tych szczepieniach".
- No i czterech pacjentów z kolejki obróciło się na pięcie i tyle ich widziałem – relacjonuje wzburzony ratownik. - To zadziwiające, że w takich historiach pytając o szczegóły, zawsze słyszy się, że "znajomy mojego brata opowiadał" albo "sąsiadka siostry znała kogoś, kto słyszał, że umierali od szczepionek".
- I pytam tego pana, po co w takim razie przychodził na szczepienia? Są przecież dobrowolne i nikt nikogo nie zmusza. Odparł, że chciał ratować innych - wzdycha Nurek.
Podkreśla, że żadnych wolnych dawek nie zmarnował. Jak ktoś się nie stawił, to zazwyczaj prosił, aby zaszczepiona osoba zadzwoniła po kogoś z rodziny. W najgorszym wypadku chodził od drzwi do drzwi z pytaniem, kto chce się zaszczepić.
Po co Aleksander Nurek jeździ po wsiach? Na początku maja minister zdrowia Adam Niedzielski prosił o lekarzy mobilizację medyków w dotarciu do grupy Polaków, która waha się w sprawie szczepień. Chodziło mu głównie o osoby, w wieku powyżej 60 lat, które mając od dawna wystawione skierowanie, nie wiedzieć czemu, przez wiele tygodni nie skorzystały z rejestracji na szczepienie.
Organizatorzy szczepień na Podkarpaciu już wiele tygodni wcześniej spodziewali się, że na pewnym etapie zderzą się ze ścianą ludzkich wątpliwości. Szefowie Aleksandra Nurka uznali, że ze szczepionkami trzeba dotrzeć do każdej małej miejscowości.
Ratownik codziennie dostaje listę osób, które zadzwoniły na infolinię punktu szczepień w Rzeszowie, prosząc o szczepienie. Ze względu na wiek, chorobę, opiekę nad bliskimi osobami, brak samochodu i dużą odległość do cywilizacji nie mogą samodzielnie pojechać do miasta. Na trasie zazwyczaj jest 12-18 domostw. Tyle da się obejść w ciągu dnia.
Ratownik z Rzeszowa był pierwszym, który dotarł ze szczepieniami do miejscowości przy granicy z Ukrainą. Odwiedził kolonie wiejskie w gminach Nisko, Kolbuszowej. Był w okolicach Jasła i gminie Czarna. Nurek pokazuje zdjęcia. Mówi, że niektóre zakątki, które odwiedzał to "podkarpackie czeluści piekielne".
Do samotników ze wsi Borówki 30 minut szedł na piechotę w dół górskiego stoku. Ścieżka do tych domostw jest ledwie widoczna na łąkach i w lesie. W gminie Czarna utknął na drodze podczas śnieżycy.
- Praca w terenie to także przekonywanie i uświadamianie ludziom, że szczepienia są bezpieczne. Nie są "eksperymentem medycznym", jak mówią ich przeciwnicy. Niektóre osoby, by podjąć decyzję, potrzebują spojrzeć w oczy człowiekowi. Ulotki, plakaty nie mają znaczenia – uważa ratownik.
Nie cofną się przed niczym
- Szczepieniom nie sprzyja mający duży autorytet Kościół, a jego nieszczęsne stanowisko w sprawie etyczności szczepień pogłębiło tylko wątpliwości. W mediach społecznościowych szaleje ruch antyszczepionkowy. Przyznaję ze wstydem, że jest on podsycany kuriozalnymi, idącymi pod prąd wiedzy i nauki wypowiedziami pojedynczych lekarzy - alarmował w rozmowie WP prof. Krzysztof Filipiak z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Do jakiego stopnia ruch antyszczepionkowy szaleje, przekonaliśmy się kilka dni temu. Justyna Socha z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP ogłosiła w mediach społecznościowych, że Krzysztof, młody mężczyzna z Pomorza, zmarł na skutek przyjęcia szczepionki.
"Chłopak 18 lat, 4 dni po zastrzyku. Wczoraj był pogrzeb. Zmarł we śnie... Czy kolejne będzie Twoje dziecko?" - pyta we wpisie na Facebooku liderka stowarzyszenia STOP NOP.
Do zilustrowania wpisu użyła nekrologu, jaki zamieściła szkoła zmarłego. Wezwała do wpłat na konto zbiórki na pomoc prawną dla rodzin osób, które doświadczyły niepożądanych odczynów poszczepiennych. Antyszczepionkowcom wpadło przy tej okazji 14,5 tys. zł.
Najgorsze stało się, kiedy pod wpisem Sochy ukazał się komentarz matki zmarłego mężczyzny. Poprosiła o usunięcie posta. Antyszczepionkowcy nie odpuszczali. Chcieli dowiedzieć się od pogrążonej w żałobie kobiety czy zmarły był szczepiony oraz jaka to była szczepionka.
"Przecież moje dzieci też mają wziąć udział w eksperymencie medycznym" - argumentowało kilkadziesiąt osób.
"Przepraszam rodzinę Krzysztofa (...), jeśli uraziłam ich uczucia w tym trudnym dla nich czasie po śmierci bliskiej osoby". Dodała, że informację o śmierci chłopaka uzyskała "jako dziennikarka". Skoro do śmierci doszło kilka dni po szczepieniu to jest to Niepożądany Odczyn Szczepienny.
Prokuratura Rejonowa w Wejherowie nie potwierdza, że na obecnym etapie śledztwa istnieje związek pomiędzy śmiercią Krzysztofa, a szczepieniem. Odbyła się sekcja zwłok, o opinię na temat wyników i dodatkowe analizy zlecono biegłym z zakresu medycyny sądowej i toksykologii, poinformowała WP prokurator Iwona Wojciechowska-Kazub, prokurator rejonowa w Wejherowie.
Dotychczas około połowa z uprawnionych 34,9 mln Polaków skorzystała ze szczepień przeciwko COVID-19. Ci najbardziej zmotywowani już się zaszczepili albo czekają na termin szczepienia. Według sondażu OBOP z początku maja 25 proc. Polaków nie chce się jednak szczepić. To oznacza, że sceptyków szczepień może być prawie 9 milionów.
Nie wszyscy to antyszczepionkowcy. Znaczącą grupę socjolodzy opisują jako "pasażerów na gapę". To ci, którzy wolą poczekać, co stanie się z tymi już zaszczepionymi. Nie boją się już wirusa, bo na razie epidemia jest w odwrocie.
- "Pasażer na gapę" liczy, że jak zaszczepią się wszyscy wkoło, to on sam nie będzie już musiał – tłumaczy prof. Andrzej Rychard i naukowcy Polskiej Akademii Nauk z zespołu do spraw COVID-19.
To tylko "koincydencja czasowa"
- Jako eksperci popełniliśmy duży błąd, zakładając, że jakość informacji o śmiertelnej chorobie COVID-19 i korzyściach ze szczepień wystarczy, aby przekonać osoby wahające się. Tymczasem postawy antyszczepionkowe są silnie związane z emocjami i brakiem zaufania do instytucji. Postawa antyszczepionkowa jest atrakcyjna dla grupy osób, ponieważ pozwala sprzeciwić się systemowi, rzekomemu opresyjnemu państwu, którego nakazy trzeba łamać. Nie ma tu znaczenia poziom wykształcenia czy poglądy polityczne danej osoby - komentuje dr Karolina Zioło-Pużuk, ekspert w dziedzinie komunikacji o zdrowiu z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Według niej należy zaakceptować istnienie ruchów antyszczepionkowych, a Polska na tle innych krajów europejskich nie jest ani bardziej, ani mniej antyszczepionkowa. Im bardziej koronasceptycy będą przekonywani do szczepień, tym większy będzie ich bunt. Zadziała bowiem "efekt akwizytora".
- Skoro szczepienia są dobre, to dlaczego muszą tak do nich przekonywać? To podejrzane - zaprze się typowy antyszczepionkowiec.
- Nikt nie lubi się mylić, dlatego zazwyczaj chętniej uwierzymy w twierdzenia potwierdzające nasze przekonania niż im zaprzeczające. Gdy przeciwnicy szczepień szukają informacji w Internecie, najczęściej znajdują rzeczy, które potwierdzają ich tezy. Algorytmy serwisów internetowych i tak podsuwają im informacje, których wcześniej już poszukiwali. Tak powstaje wrażenie, że jest wiele stron, które potwierdzają poglądy antyszczepionkowe - tłumaczy dr Karolina Zioło-Pużuk.
Ekspertka dodaje, że rządowi nie można zarzucać, że ukrywa prawdę o powikłaniach po szczepionkach. Na poziomie europejskim oraz w Polsce są publikowane raporty o niepożądanych reakcjach na szczepienia.
Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że do tej pory nie mamy w Polsce potwierdzonego zgonu po szczepieniu. Raport NOP wymienia 91 zdarzeń.
- Podkreślam: nie są to zgony wywołane szczepieniami, tylko pewną koincydencją czasową. Część z tych zgonów, gdy jest podejrzenie bezpośredniej przyczynowości, jest weryfikowana, poprzez postępowania prokuratorskie i sekcje zwłok. Żadne z prowadzonych postępowań nie wskazało na bezpośrednie powiązanie szczepienia ze zgonem - powiedział ostatnio minister zdrowia Adam Niedzielski.
Warto wyjaśnić jak rejestrowane są NOP-y.
Według przepisów NOP jest rozpoznawany i definiowany jako każde zdarzenie medyczne, które pojawiło się w ciągu 4 tygodni od zaszczepienia, które można powiązać ze szczepieniem. Każde zdarzenie medyczne.
Dlatego w oficjalnym raporcie są wymieniane zdarzenia, gdy pacjent umiera w przeciągu kwadransa po szczepieniu – co budzi niepokój lekarzy. Zarazem tę samą kategorię mają zdarzenia, gdy ktoś umiera nagle 2 tygodnie po szczepieniu.
- Te odległe czasowo zdarzenia, będzie bardzo trudno powiązać przyczynowo- skutkowo ze szczepieniem. Wbrew antyszczepionkowcom nie wyobrażam sobie, żeby lekarze nie chcieli poznać przyczyn takiej śmierci. Mimo to podejrzewam, że część tych przypadków pozostanie niewyjaśnionych. W karierze miałem przypadki, gdy nagle umierała młoda osoba, a wszystkie dane z sekcji, toksykologii mówiły, że powinna żyć- komentuje emerytowany patolog.
Wiadomo, że jeden przypadek uznawany początkowo za śmierć po szczepieniu został zakwalifikowany jako niezwiązany ze szczepieniem. Chodzi o kobietę z powiatu zgierskiego, która zmarła w lutym.
Po sekcji zwłok i dwóch miesiącach śledztwa ustalono, że przyczyną śmierci stała się "niewydolność krążeniowa u osoby starszej z przewlekłymi zmianami chorobowymi w obrębie mięśnia sercowego”.
"Nie poczyniono żadnych ustaleń, które wskazywałyby na związek zgonu ze szczepieniem przeciwko COVID-19" - czytamy w wyjaśnieniu tego przypadku.
Z kolei "wszystkim antyszczepionkowcom i denialistom pandemii, celebrytom COVID-owym z kręgu prawników, a nawet lekarzom - którzy zagubili się w swojej wiedzy", profesor Krzysztof Filipiak z WUM zadedykował ostatni raport brytyjskiego ministerstwa zdrowia.
Okazuje się, że mutacja koronawirusa nazywana indyjskim wariantem "delta" bardzo "lubi" niezaszczepionych.
- Z 12 383 przypadków zakażenia deltą, 464 osoby trafiły na pogotowie ratunkowe, a 126 osób zostało hospitalizowanych. Wśród tych, którzy trafili do szpitala, niezaszczepionych było 83 osoby, 28 otrzymało jedną dawkę, a tylko trzy otrzymały obie dawki szczepionki - poinformował Matt Hancock, brytyjski minister zdrowia.